REKLAMA

Wątpliwy powód do radości - sukces Microsoftu będzie oznaczał jednocześnie umocnienie dominacji Androida

Nie da się ukryć, że wczorajsze ogłoszenie Microsoftu, na które wiele osób czekało od długich miesięcy, musiało wywołać konkretne skojarzenia. Wsparcie dla aplikacji pisanych pierwotnie z myślą o Androidzie - przecież tego samego próbowało już swego czasu BlackBerry. I tak, faktycznie, jest tu sporo elementów wspólnych, ale kto wie, czy jeszcze więcej nie różni tych dwóch prób.

30.04.2015 15.08
Wątpliwy powód do radości – sukces Microsoftu będzie oznaczał jednocześnie umocnienie dominacji Androida
REKLAMA
REKLAMA

BlackBerry już kilka lat temu, jeszcze w czasach, kiedy z dumą oferowało klientom tablet PlayBook, było świadome, że próba wejścia na rynek z zupełnie nową platformą jest zadaniem niesamowicie trudnym. Szał na aplikacje trwał bowiem w najlepsze, a iOS i Android zagarnęły już taką część rynku, że startując od zera trzeba było naprawdę sporo kombinować, żeby mieć w ogóle jakiekolwiek szanse przetrwania.

Postawiono więc na wsparcie dla środowiska uruchomieniowego Androida.

Najpierw bardzo nieporadnie, potem, wraz z kolejnymi aktualizacjami, coraz lepiej i lepiej. Niestety, patrząc na udziały rynkowe BlackBerry 10, nie zmieniło to absolutnie nic. Owszem, użytkownicy, którzy już kupili telefon z tym systemem mogą w ten sposób tymczasowo zapchać dziury w oprogramowaniu i korzystać z Instagrama czy Spotify. Nie przełożyło się to jednak specjalnie na rozbudowę oferty BlackBerry World.

A przecież przenoszenie aplikacji z Androida na BB10 w większości przypadków było tak banalne, że użytkownicy robili to całkowicie samodzielnie. Tak banalne, że od dłuższego czasu można po prostu pobrać plik .apk i zainstalować go z poziomu urządzenia. Mimo to, mało który programista, szczególnie większy, zdecydował się na taki ruch. Gdyby było inaczej, Amazon AppStore raczej nie byłby potrzebny.

qnx-playbook

Urzeczywistniła się jednak wizja, której obawiałem się kilka lat temu - aplikacje androidowe praktycznie zabiły chęć do tworzenia aplikacji w pełni natywnych. Owszem, czasem jakaś duża firma "zrzuci" swoją aplikację na platformę BlackBerry, a kilku uzdolnionych programistów tworzy naprawdę świetne jakościowo programy. Ale to tyle, nic wielkiego, można iść dalej.

Spróbujmy tego jeszcze raz

Zasadniczo Microsoft podąża niemal dokładnie tą samą ścieżką. Projekt Astoria, według bardziej szczegółowych informacji, do których dotarł serwis ArsTechnica, będzie w teorii podobny do rozwiązania BlackBerry. Środowisko uruchomieniowe wbudowane w system jako jedna z jego warstw, pozwalając na... uruchomienie niezmodyfikowanych (oczywiście pod pewnymi warunkami) aplikacji z Androida. Warunkiem jest tylko odpowiednie przepakowanie (czy tego też nie przerabialiśmy?).

Małe są oczywiście szanse na to, że będzie można domowym sposobem zainstalować dowolną aplikację z pliku .apk, ale kto wie, może ktoś wymyśli na to sposób? Na razie jednak użytkownicy Windowsa będą zdani na łaskę programistów - co trafi do sklepu - będzie dostępne, co nie - od tego precz. A programistom czasem bardzo, bardzo się nie spieszy. W tym samym czasie posiadacze BlackBerry mogą się praktycznie bezpośrednio podpiąć do Google Play i pobierać co dusza zapragnie (i co ruszy).

microsoft-build-2015 (2)

Pojawiają się nawet te same, całkowicie oczywiste ograniczenia. Brak wsparcia dla Usług Google (Google Play/Mobile Services) oraz dla niektórych API, których Google nie chce otworzyć na świat (nic dziwnego, teraz musi się bronić jeszcze zacieklej). Niektóre z utrudnień prawdopodobnie będzie się dało sprytnie ominąć (BB przekierowywało np. API Google Maps do innej usługi mapowej), natomiast części nie i taka aplikacja po prostu nie zadziała.

W przypadku części programów będzie to problem trudny do ominięcia lub programiście po prostu nie będzie się chciało wprowadzać niezbędnych zmian. Bo za mała liczba użytkowników, bo mało popularny system.

Pozostaje jednak jeden palący problem: to nie będą aplikacje natywne.

Microsoft zrobił wszystko co tylko mógł, żeby przygotować mobilnego Windowsa pod względnie naturalną obsługę dodatku w postaci androidowych programów. Zmiany wizualne zminimalizują wewnątrzsystemowy bałagan wizualny, nawet kosztem unikalnej estetyki Windows (Phone). Teraz, kiedy "Okienka" wyglądają jak miks iOS i Androida, obecność oprogramowania z tych dwóch platform nie będzie powodować bólu oczu. Zresztą dziś wszystko jest "flat", więc akurat dramatu może nie być. Przeważnie.

Prawdopodobnie całość będzie też działała względnie dobrze, albo nawet bardzo dobrze. Skoro nawet BlackBerry, przy przeciętnym sprzęcie i o wiele mniejszych zasobach potrafiło zrobić to dobrze, Microsoft musiałby się wykazać sporą nieudolnością, żeby coś poszło źle.

microsoft-lumia-windows-cortana

Do tego dochodzi jeszcze prosta integracja z usługami i rozwiązaniami charakterystycznymi dla Windowsa. Też pięknie, nawet jeśli przypomnimy sobie, że podobną ofertę miało przecież i BlackBerry, choć może nie dopracowało jej w takim stopniu (czego oczywiście nie można lekceważyć).

O co więc chodzi? O to, że użytkownik, szczególnie taki, który wybrał W(P) ze względu na wygląd (a to wbrew pozorom niesamowicie istotna kwestia), będzie i tak rozczarowany za każdym razem, kiedy uruchomi nowo pobraną aplikację, która okaże się być "portem". To będzie widać, to pewnie będzie się dało w jakiś sposób odczuć.

I uwierzcie mi, jako byłemu użytkownikowi BlackBerry 10 - to przeszkadza, drażni i denerwuje.

Może i na przykładzie pokazanym przez MS nie było tego widać (bo i nikt nie pokazał by czegoś zniechęcającego), ale tak może być. Pojawi się nowa aplikacja - reakcja: eee, to z Androida, dajcie natywną.

Problem, który nie zostaje rozwiązany

Nie twierdzę, że przestaną powstawać natywne aplikacje na Windows (Phone). Prawdopodobnie tak nie będzie. Trudno natomiast zakładać, że nagle zacznie się pojawiać ich dużo, dużo więcej.

Nie było jednak po prostu innego wyboru. Przepaść pomiędzy sklepem z programami MS, a Google czy Apple, jest zbyt wielka, żeby można było zrobić z nią cokolwiek innego. Trzeba iść na skróty, tylko że takie skróty dają zawsze jeden efekt uboczny - umocnienie się pozycji Androida, jako dominującego i domyślnego systemu operacyjnego na świecie.

Ruch, który może mocno zaszkodzić Google

W tym momencie w sieci pojawiło się sporo bardzo ciekawych uwag na temat tego, jak ten ruch może wpłynąć nie tyle na Microsoft i Windows (Phone), ale na... Google. Gigant od wyszukiwarki nie ma bowiem żadnego interesu w AOSP-ie, czyli systemie pozbawionym jakichkolwiek jego usług. I czując rok po roku coraz większe zagrożenie, coraz wyraźniej odcina się od niego, tworząc rozwiązania, przez które aplikacje zadziałają tylko na jedynej słusznej (według niego) platformie - Androidzie Google'a.

Do tej pory jednak nie było tak naprawdę godnych rywali dla Google'a. BlackBerry? Chińskie marki? Jolla? Tizen? Nie brzmi to szczególnie groźnie. Microsoft za to już tak.

android

Tym bardziej, że jest ogromna różnica pomiędzy wcześniej wymienionymi graczami, a twórcami Windowsa. Oni mają nie tylko środki na rozwój tego projektu, ale też zostaną na rynku przez lata, albo i dekady. Programiści bali się inwestować w tak niepewną platformę jak BlackBerry 10, resztę traktują jako ciekawostki. Microsoft, pomimo malutkich udziałów w rynku smartfonów, ciekawostką zdecydowanie nie jest.

Jeśli więc przyjąć, że Microsoft nie pomylił się w swoich obliczeniach i faktycznie będzie w stanie w ciągu trzech najbliższych lat napędzać swoim systemem miliard urządzeń, to nagle stanie się - przynajmniej z perspektywy programisty - rywalem, o którego Google wcześniej nie musiał się martwić. Rywalem, który może powodować przynajmniej częściowe odejście od Usług Google (GPS/GMS) i uciekania od niewygodnych API. Wszystko w imię łatwiejszego tworzenia dla większej liczby użytkowników za jednym zamachem.

REKLAMA

Tylko że nadal będzie to zwycięstwo Androida.

* Wybrane zdjęcia pochodzą z serwisu Shutterstock.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA