Broniłem się, broniłem, aż w końcu poległem i kupiłem - oto jak skuteczny jest dziś model freemium na rynku oprogramowania komputerowego
Broniłem się, bo wydawało mi się, że za taką pierdółkę płacić nie będę i już. W końcu płacę za tak wiele usług internetowych, że z tak trywialną i powszechną dziś rzeczą, jak możliwość szybkiego wrzucania plików do chmury, by następnie udostępniać je innym, poradzę sobie bez konieczności opłacania kolejnej.
No i się myliłem. Po wielu próbach przesiadki na alternatywne rozwiązania, po kolejnych mailach, w których oferowano mi rabat na skorzystanie z usługi, w końcu na jeden się skusiłem.
I już płacę za CloudApp na OS X.
CloudApp to proste narzędzie, nie żadna tam wielka usługa chmurna. Rezyduje na pasku narzędzi (menu bar) i czeka na to, aż wrzucimy do niego plik - w moim przypadku najczęściej zrzuty ekranu, prezentacje, dokumenty tekstowe i arkusze kalkukacyjne - by od razu przyszykować nam link, który skopiujemy i udostępnimy innym, np. w mailu, czy komunikatorze internetowym. Potem widzimy, czy i ile razy plik został pobrany.
I tyle. Przyznacie - żadna wielka i skomplikowana usługa. Ale tak mi weszło w życie używanie jej i tak często z niej korzystałem, że nie spostrzegłem, jak stała się mi niezbędna do codziennego funkcjonowania w pracy.
Dostrzegłem to oczywiście dopiero wtedy, gdy twórcy CloudApp zdecydowali się ograniczyć darmową wersję usługi do kilku zaledwie dropów (tak nazywane jest tu jedno umieszczenie pliku w tej podręcznej chmurze) miesięcznie, co oczywiście wykorzystywałem drugiego dnia danego miesiąca.
Gdy mnie odcięli, zacząłem szukać alternatyw.
Płacę za potężny system chmurny Dropbox, więc najpierw zwróciłem swe oczy ku niemu. W końcu wśród rozlicznych opcji, oferuje on także coś podobnego na kształt CloudApp. Tyle że wrzucanie pliku do folderu Publiczne i następnie generowanie publicznego łącza, by móc je skopiować i użyć w wiadomości do kontaktu trwa tu wieki w porównaniu z CloudApp.
Sprawdziłem też podobne narzędzia: Google Drive, Droplr, Volafile, Infinit, Jumpshare i oczywiście WeTransfer, lecz żadne nie jest tak wygodne i tak szybkie jak CloudApp. Po kolejnej frustrującej stracie cennego czasu z udostępnianiem szybkich, bieżących materiałów za pośrednictwem Dropboksa, odkopałem jeden z (chyba) 10 maili od twórców CloudApp, w którym oferowali mi 33 proc. rabat na wykup rocznego konta Pro i uzupełniłem dane dotyczące mojej karty kredytowej. 66 dol. zmieniło właściciela.
I tak sobie pomyślałem - co pewnie mocno odkrywcze dziś nie jest, ale zawsze zaskakujące, jak dotyczy nas samych - że to jest dziś najskuteczniejszy model komercjalizacji usług komputerowo-internetowych.
Stwórz coś, co będzie dla wielu osób niezbędne. Niekoniecznie coś, co jest najlepsze, co ma najwięcej funkcji, co się świeci i ma wspaniałą ekipę do marketingu szeptanego. Wystarczy ultra wąska specjalizacja, oferowanie czegoś, dzięki czemu oszczędzimy 3 sekundy, czegoś, co szybko wchodzi w nawyk, o czym nawet za wiele na co dzień się nie myśli.
Dopiero jak coś takiego zrobisz, pomyśl o komercjalizacji. Klient, którego złapałeś na darmową wersję usługi odmówi 8 razy. Pewnie 9 też. Za dziesiątym razem zapłaci.