REKLAMA

Nie zdziw się, gdy w sklepie przyszłości nie znajdziesz żadnych produktów

Zakupy w Internecie - proste, szybkie, praktycznie pozbawione ograniczeń, ale też i fizycznego kontaktu z towarem czy, w dużym stopniu, możliwości konsultacji ze sprzedawcą. Przy zakupach w sklepie jesteśmy za to przeważnie skazani na asortyment znajdujący się w magazynie, co w przypadku niektórych segmentów rynku może być sporym problemem. Czy nowe technologie są w stanie go rozwiązać? 

Nie zdziw się, gdy w sklepie przyszłości nie znajdziesz żadnych produktów
REKLAMA
REKLAMA

W wielu przypadkach proces zakupowy prezentuje się w dość prosty sposób. W sieci wyszukujemy informacji na temat produktów z określonej grupy, sprawdzamy ich ceny w poszczególnych sklepach, a następnie albo zamawiamy wybrany przez nas towar przez Internet, albo - jeśli decyzja jest trudniejsza - udajemy się do sklepu, żeby samodzielnie sprawdzić, czy jest wart wydawanych pieniędzy. Ewentualnie po to, aby zasięgnąć porady sprzedawcy.

Coraz częściej jednak rezygnujemy z tego ostatniego kroku, opierając nasze zakupy na internetowych recenzjach czy opiniach innych użytkowników. Fizyczne sklepy dla wielu straciły swój urok, szczególnie że spontaniczna wycieczka np. do galerii handlowej może zakończyć się rozczarowaniem w postaci braku określonego produktu. Oprócz tego, wymaga to czasu - czasu, które mamy przecież coraz mniej.

Można jednak sprawić, że w jednym miejscu połączona zostanie zarówno dowolność, ułatwienia i swoboda znana z Internetu, jak i kontakt ze sprzedawcą oraz towarem znany z klasycznych punktów sprzedaży.

Rzeczywisty sklep, wirtualna rzeczywistość

Nie trzeba oczywiście od razu zamieniać całej placówki w jeden wielki ekran dotykowy, pozbywając się klasycznych produktów. Czasem wystarczy zrobić coś nieco "mniejszego", z gustem, odpowiednim wyczuciem, ale w taki sposób, aby klient wolał dokonać nawet cyfrowej przymiarki nie w domu przed komputerem, ale w fizycznym sklepie. Coś w rodzaju tego, co zrobiła sieć sklepów TommyHilfiger w Amsterdamie.

th

Otwarty przed pod koniec stycznia tzw. wirtualny showroom oferuje to, co trudno jest uzyskać w domowych warunkach. Spory (1x0,5 m) dotykowy panel sterujący, pozwalający w najdrobniejszych szczegółach zapoznać się z absolutnie całą kolekcją, połączony jest bowiem z gigantycznym zbiorem ekranów UHD (wysokość sumaryczna - 4 m), na którym na bieżąco prezentowany jest podgląd wybranych produktów lub zestawów.

Przy takiej skali powiększenia i powierzchni roboczej, istnieje nawet szansa, że zobaczymy więcej detali, niż gdybyśmy oglądali fizyczny towar. Do tego błyskawicznie o wszystkim możemy dowiedzieć się więcej, niż dowiedzielibyśmy się z mikroskopijnej metki.

th 2


Jednocześnie takie cyfrowe przeglądanie nie musi oznaczać całkowitego zastąpienia klasycznej dystrybucji. Według firmy, to koncepcyjne rozwiązanie w dalszym ciągu opiera się na dotychczas oferowanych modelach sprzedaży, mając na celu przede wszystkim zwiększenie zaangażowania kupującego i dając mu dostęp do bardziej zaawansowanych narzędzi wyboru. Nie zmienia to jednak faktu, że na dobrą sprawę, gdyby taka forma prezentacji stałaby się bardziej powszechna, pozostając równie atrakcyjną, kto wie, czy w sklepie konieczne były całe rzędy wieszaków i półek. W końcu łatwiej i wygodniej zobaczyć wszystko na gigantycznym wyświetlaczu.

Na razie wirtualny showroom jest wprawdzie dostępny jedynie w siedzibie TH w Amsterdamie, ale kto wie, czy w odpowiednio zmodyfikowanej formie nie trafi kiedyś do innych punktów sprzedaży. Są już bowiem plany promocji tego rozwiązania na pozostałych rynkach na świecie.

Rzeczywistość? Tak, ale tylko rozszerzona

Przed takimi formami sprzedaży stoi jednak jeden poważny problem - zdecydowanie nie nadają się do wszystkich sklepów. Zajmują sporo miejsca, są niesamowicie kosztowne, a jednocześnie mogą nie odpowiadać nam na jedno z ważniejszych pytań - jak my będziemy wyglądać w zakupionych ubraniach. Jednak i na to udało się znaleźć skuteczne rozwiązanie.

Rozszerzona Rzeczywistość (AR) nie jest wprawdzie niczym nowym - chociażby w przypadku smartfonów ich użytkownicy korzystają z jej dobrodziejstw (mniej lub bardziej chętnie) od lat, ale w przypadku fizyczny sklepów nadal jest to temat rozwojowy i każdy próbuje eksperymentów na własną rękę. Kluczowy może być tutaj jeden element - nie zmuszać klientów w trakcie zakupów do korzystania z AR na swoich telefonach, bo zaraz zobaczą przy okazji powiadomienia z Facebooka, WhatsAppa czy innego komunikatora i odwrócą uwagę od zakupów. Poza tym, przyznajmy szczerze, w wydaniu smartfonowym nie robi to wielkiego wrażenia.

Próby z AR były podejmowane już kilkukrotnie, z czego jedną z najciekawszych był projekt AR Door, który być może pokazał nam już w 2011 roku (!) jak będą w wielu przypadkach wyglądać zakupy w sklepach. Nie musimy szukać ubrań na półkach, ani czekać w kolejce do przymierzalni. Po prostu stajemy przed lustrem (czy raczej ekranem), wybieramy co chcemy przymierzyć i już, możemy oglądać się właśnie w takim zestawie, jaki planowaliśmy kupić.

Niekoniecznie musi to być ostatni krok przed pójściem do kasy (choć w niektórych przypadkach tak mogłoby by być), ale zaoszczędzi nam sporo czasu na kreacje absolutnie nietrafione. Dlaczego też nie usunąć ze sklepu towaru, umieścić go na magazynie i dostarczać błyskawicznie do klienta do przymierzenia wtedy, kiedy uzna, że obraz wyświetlony w "lustrze" jest w porządku i warto spróbować?

Niestety, pomimo tego, że po 2012 wielokrotnie próbowano w lepszy sposób zrealizować pomysł AD, rozwiązanie to nie przyjęło się na szerszą skalę. Przynajmniej na razie. Wtedy na drodze stawały głównie ograniczenia technologiczne, a efekty końcowe były w najlepszym wypadku przeciętne. Dziś można się już jednak spodziewać, że ktoś w końcu zrobi to dobrze, tym bardziej, że można już w podobny sposób testować chociażby makijaż, biżuterię czy... lakiery do paznokci.

Chciałbym zobaczyć to auto, ale w innym kolorze

W powyższych przypadkach wirtualna czy też rozszerzona rzeczywistość mogą faktycznie przynajmniej częściowo zastąpić sklepowe półki lub też być dopełnieniem dotychczasowych form sprzedaży. W pewnym momencie może jednak pojawić się pewien problem - skoro wszystko da się zaplanować, przymierzyć i zobaczyć niemal tak samo jak w rzeczywistości, na (docelowo) dowolnym ekranie, znów znika potrzeba udawania się do sklepu.

W niektórych branżach AR nie będzie jednak "konkurencją", a ratunkiem. Szczególnie tam, gdzie ze względu na gabaryty produktów i bogactwo opcji konfiguracyjnych, niemożliwe jest utrzymywanie w salonach sprzedaży wszystkich odmian oferowanego towaru. Chociażby w przypadku salonów samochodowych. Tam, przy dzisiejszym nacisku na możliwości dowolnej konfiguracji i personalizacji pojazdu, nie ma po prostu możliwości, aby każda wersja była stale dostępna.

Audi VR experience: das Autohaus im Aktenkoffer

Rozwiązywaniem tego problemu zajęło się już m.in Audi, które w połowie stycznia tego roku ogłosiło plany wprowadzenia do swoich salonów gogli wykorzystujących AR, pozwalających na swobodne zapoznanie się z niemal dowolną konfiguracją auta. Różowy lakier i beżowe fotele? Takiej konfiguracji raczej w salonie nie znajdziemy, za to bez problemu przyjrzymy się im korzystając z odpowiednich gogli. Różne kolory wstawek przy desce rozdzielczej? Jedno kliknięcie pozwoli zobaczyć je z taką dokładnością, jakbyśmy właśnie siedzieli w aucie w takiej konfiguracji.

Każdy detal może być dobrany tak samo, jak w internetowym konfiguratorze, z tym że nie będzie on wyświetlany na ekranie komputera, a w realistyczny sposób tuż przed naszymi oczami.

W podobny sposób eksperymentowało również Volvo, oferując posiadaczom chociażby Google Cardboarda opcję przejechania się nowym XC90. Obydwie te akcje zyskały sporą aprobatę i można zakładać, że działania w tym kierunku będą kontynuowane, a i inni producenci zdecydują się na podobne kroki. Oczywiście w ten sposób nie podejmiemy ostatecznej decyzji o zakupie auta, ale będziemy mogli przynajmniej zadecydować o jego wyposażeniu i później nie cierpieć z powodu "złego koloru".

Gogle i do przodu!

REKLAMA

Szczególnie fascynujący jest tutaj fakt, że choć VR/AR w wydaniu ogólnodostępnym, ale pozasmartfonowym (jak np. Oculus Rift) w dobrej mierze dopiero raczkuje, już teraz za wszelką cenę poszukuje się sposobów, aby wykorzystać je w sprzedaży i sprawić, że chodzenie do sklepów znów będzie "cool". Nawet, jeśli w punktach sprzedaży kontakt z rzeczywistymi produktami będziemy mieć minimalny.

Bo, przyznajmy to szczerze, kto ostatnio poszedł do sklepu, kiedy mógł coś zamówić przez Internet z dostawą pod same drzwi?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA