Jeśli zamierzałeś odwiedzić Baracka Obamę dronem, to mam dla ciebie złą wiadomość
To było kwestią czasu. Dwa dni temu prywatny dron DJI Phantom rozbił się przy samym Białym Domu, co bardzo nie spodobało się Barackowi Obamie. Efekt? Nad Waszyngtonem nikt już nie polata prywatnym quadcopterem. To jednak dopiero początek, bo prawo niestety nie nadąża za rozwojem technologii.
W poniedziałek agenci Secret Service poinformowali, że na terenie Białego Domu znaleźli rozbitego quadcoptera DJI Phantom. Jak później ustalił The New York Times, nie była to próba zamachu, czy podglądania najważniejszej osoby w Stanach Zjednoczonych. Wypadek spowodował nietrzeźwy młodzieniec, który w trakcie imprezy postanowił polatać dronem znajomego. Pech i głupota sprawiły, że według systemu prawnego USA zabawa zakończyła się przestępstwem federalnym.
Tego dnia w Białym Domu nie było Baracka Obamy ani jego rodziny, natomiast w wywiadzie dla CNN prezydent USA nie krył irytacji. Stwierdził on, że brakuje prawnych regulacji latania dronami. Takie urządzenie może w końcu kupić dosłownie każdy. Nawet w Polsce quadcoptery można dostać w każdym większym elektromarkecie. I nie mówię tu o zabawkach mieszczących się w dłoni, które co najwyżej mogą zaplątać się we włosy lub nabić kilka siniaków. Bez przeszkód kupimy w sklepie drona DJI Phantom, który unosi kamery sportowe i którego śmigła bez problemu przetną skórę.
Prawo nie nadąża…
Zarówno w Polsce jak i na świecie prawo nie nadąża za rozwojem technologii. Nawet jeśli wejdą w życie odpowiednie przepisy zaostrzające warunki lotów, to od nich jeszcze długa droga do edukacji stróżów prawa. Poza tym egzekwowanie kar za loty byłoby trudne do wdrożenia, w końcu drony są małe i szybkie, więc łatwo można nimi uciec lub szybko wylądować.
O wypadek niestety nie jest trudno. Bateria wystarcza zaledwie na kilka-kilkanaście minut lotu, a jej wyczerpanie oznacza przymusowe lądowanie. Pół biedy, gdy dron będzie nad otwartym placem – gorzej, gdy znajdzie się nad parkingiem lub nad placem zabaw, gdzie są dzieci. Poza tym latając w mieście można się „nadziać” chociażby na lotnicze pogotowie ratunkowe. Efekty takiego spotkania mogą być katastrofalne. Nie wspominając już o lotach przy lotniskach, od których włos sam jeży się na głowie.
… ale technologia ujarzmi samą siebie
Takie sytuacje niestety się zdarzają, a wypadek przy Białym Domu ostatecznie przelał czarę goryczy. DJI, producent drona, poinformował, że od tej pory jego quadcoptery będą miały programowo zablokowaną możliwość latania nad całym Waszyngtonem! Każdy dron DJI jest wyposażony w odbiornik GPS, który ułatwia latanie, m.in. poprzez stabilizację drona w przestrzeni np. przy silnym wietrze. Od tej pory, jeżeli dron wychwyci sygnał GPS z Waszyngtonu, po prostu nie poleci!
Od przyszłego tygodnia firma DJI udostępni nowe oprogramownie dronów, które zablokuje loty w wynaczonych obszarach, które obejmują większą część Waszyngtonu, a przy okazji zablokuje możliwość lotów przez granice Stanów Zjednoczonych. Ma to związek z nasilającymi się próbami przemytu narkotyków z Meksyku właśnie przy użyciu dronow.
Przemytnicy raczej nie zaktualizują swoich dronów, natomiast wszystkie nowe urządzenia oczywiście będą już miały wgraną wersję softu z ograniczeniami. Sam jako posiadacz drona DJI Phantom będę śledził nowości w oprogramowaniu i ciekaw jestem, kiedy (i czy w ogóle) podobne decyzje obejmą również polskie miasta.
Problem jest tylko jeden – tryb GPS można w dronie wyłączyć. Loty są wówczas bez porównania trudniejsze, ale dla doświadczonego pilota nie jest to żadną przeszkodą. Poza tym świat nie kończy się na produktach firmy DJI. Obecnie można bardzo łatwo zbudować własnego drona, który nie będzie obarczony żadnymi ograniczeniami. Walka z przemytnikami jest więc w obecnej formie skazana na niepowodzenie, ale decyzja o wprowadzeniu blokad na latanie w miastach konsumenckimi dronami jest bardzo słuszna.
I nie chodzi tu o ograniczanie swobód obywateli. Chodzi o nasze wspólne bezpieczeństwo.