Google do wydawców prasowych: Internet jest dla użytkowników, nie dla was
Najwięksi wydawcy w Europie, na czele z Financial Times, Bildem, a także Gazetą Wyborczą i Rzeczpospolitą zaapelowali do polityków, aby ci zrobili coś z monopolistycznymi zapędami Google. Ich zdaniem internetowy gigant promuje w wynikach wyszukiwania własne produkty, zamiast zaoferować narzędzie w pełni neutralne. Google odpowiada wprost: Internet jest dla użytkowników, a nie dla was.
Sprawa ciągnie się już od ponad 3 lat, bowiem przez taki już czas Komisja Europejska prowadzi dochodzenie w sprawie monopolistycznych działań Google, które miałyby polegać między innymi na blokowaniu w wynikach wyszukiwania serwisów konkurencyjnych oraz promowaniu własnych, komercyjnych usług.
W końcu doszło do tego, że w największych gazetach w Europie pojawiło się ogłoszenie o tytule „Google nie jest tak bezstronny, jak się wydaje”
Podpisali się pod nim między innymi szefowie Europejskiego Stowarzyszenia Mediów Magazynowych. Europejskiego Stowarzyszenia Wydawców Gazet, Open Internet Projekt oraz Polskiej Izby Wydawców Prasy. W tekście można między innymi przeczytać:
Wydawcy zaapelowali do polityków, aby nie zgadzali się na zaproponowaną przez Google ugodę. Już raz propozycje internetowego giganta, który zadeklarował, że będzie oznaczał w wynikach swoje własne strony, pokazywania linków do konkurencyjnych serwisów oraz pomoże reklamodawcom przenieść się na inne platformy, zostały odrzucone przez Komisję Europejską. Tym razem Google zaproponował dodatkowo, że wyniki wyszukiwania, które będą prowadzić do jego własnych stron, zostaną oddzielone od pozostałych wyników i będą umieszczone w osobnej tabeli, po lewej stronie. Jednak i to nie wystarczyło wydawcom.
Google najwyraźniej ma tego dosyć i postanowił odpowiedzieć na te zarzuty
Na oficjalnym blogu firmy zamieszczono tekst podpisany przez samego Erica Schmidta, byłego prezesa firmy. Można w nim przeczytać, że Google wcale nie jest bramą do Internetu, jak sugerują europejscy wydawcy. W rzeczywistości ludzie korzystają z internetu inaczej.
Po pierwsze, użytkownicy w poszukiwaniu najnowszym informacji nie szukają ich w Google, a przechodzą do swoich ulubionych serwisów lub trafiają na najciekawsze wiadomości w serwisach społecznościowych, np. na Twitterze. Schmidt przypomina, że mniej niż 15 proc. ruchu na takich stronach jak Financial Times czy też Le Monde pochodzi bezpośrednio z Google.
Poza tym w poszukiwaniu aparatu na wakacje nie szukamy go w Google, a w konkretnych sklepach, jak np. Amazon czy też eBay. Jeśli zastanawiamy się, gdzie dzisiaj zjeść kolację, to sięgamy po dedykowane rozwiązania, jak chociażby TripAdvisor, a na telefonach wyników meczów piłkarskich nie szukamy w Google, tylko sprawdzamy w stworzonej do tego aplikacji, w końcu najchętniej pobieraną appką w Europie nie jest Google, a Facebook Messenger.
Tak przynajmniej twierdzi Eric Schmidt i trudno się w pewnym stopniu z nim nie zgodzić. Bo jeśli chcę coś kupić, to rzeczywiście zaglądam na Ceneo, aby znaleźć sklep, w którym jest najtaniej. Na wakacjach również szukałem restauracji i innych atrakcji w TripAdvisor, a wyniki meczów sprawdzam albo na stronach sportowych, albo w dedykowanej aplikacji. Odnoszę jednak wrażenie, że według Schmidta prawie w ogóle nie korzystamy z Google, co oczywiście jest ogromnym nadużyciem.
Jako przykład Schmidt podaje między innymi wyszukiwanie konkretnych produktów. Jeśli chcemy coś kupić i szukamy tego w Google, to serwis linkuje do konkretnych ofert, ale nie do np. stron głównych porównywarek cenowych, gdzie znowu użytkownik musiałby wpisać to, czego szuka.
Dlatego też Google daje użytkownikom konkretne odpowiedzi na zadanie przez nich pytania (np. o pogodę), zamiast przenosić na strony internetowe, gdzie ową pogodę mogą sobie sprawdzić. Jest to dużo wygodniejsze i ja w pełni się z tym zgadzam. Nie rozumiem też oburzenia wydawców na to, że Google za darmo agreguje ich treści w Google News. Chyba zapominają, że w Google News widać jedynie zajawkę tekstu i zdjęcie, a kliknięcie w link przenosi nas na stronę danego wydawcy, czyli de facto generuje ruch.
Z jednej strony trochę rozumiem wydawców
W gruncie rzeczy wydaje mi się, że narzekanie jest absurdalne. Po pierwsze, bez wyszukiwarki Google ich ruch byłby dużo mniejszy. Po drugie, skoro internetowy gigant robi coś lepiej od nich, to niech nie narzekają, że też chcą się dostać do koryta, tylko wezmą do roboty i wymyślą, jak to zrobić. Zamiast tego wolą cofać nas o dekadę, żebyśmy wszystkiego musieli szukać na osobnych stronach, zamiast od razu dostawać konkretne informacje. Absurd!
---
Zdjęcia pochodzą z Shutterstock