Chiny w obiektywie – Internet na cenzurowanym, czyli jak żyć bez Facebooka i Gmaila
Wyszukiwarka Google? Zapomnij. Nie licz także na Facebooka, Twittera, chmury i usługi sieciowe Google i Microsoftu. Z perspektywy Europejczyka życie chińskiego internauty nie należy do najprostszych. Chińczycy jednak uważają inaczej.
Internet w Chinach jest cenzurowany przez władze państwowe w ramach projektu „Golden Shield Project”. Prawo regulujące cenzurę ma dużo nieścisłości i chyba nie ma osoby, która wiedziałaby do końca co jest blokowane, a co nie. Przed wyjazdem do Chin słyszałem, że w hotelach cudzoziemcy mają dostęp do niektórych zablokowanych usług, ale okazało się to nieprawdą.
Jak cenzura działa w praktyce?
Mówiąc najprościej – działa bardzo wyrywkowo. Niektóre strony nie ładują się w ogóle, a niektóre ładują się tak długo, że czekanie i tak nie ma sensu.
Korzystając z Internetu można odnieść wrażenie, że system cenzury jest bardzo dziurawy. W przeglądarce na komputerze największe portale społecznościowe i usługi sieciowe po prostu nie działają. Z kolei na smartfonie i tablecie czasem przychodzą powiadomienia z serwisów, natomiast próba ich wyświetlenia w aplikacji skutkuje niekończącą się animacją ładowania.
Niektóre blokady można dość łatwo obejść. Konto Gmail podpięte pod aplikację Mail na iOS pozwala wysyłać i odbierać maile. Podobnie jest z niektórymi stronami www. Kiedy któraś nie działa w przeglądarce, może się okazać, że działa poprzez agregatory treści typu Flipboard czy Feedly. Czasami jednak nawet to nie pomaga. Niektóre strony nie działają nawet w takich agregatorach. Trudno doszukiwać się tu jakichś zależności, gdyż nawet strony o identycznej tematyce nie zawsze działają tak samo. Na kilkanaście stron foto, które śledzę, nie działa jakieś 10 proc. z nich.
Najbardziej dotkliwy jest brak popularnych wyszukiwarek. Brak jakichkolwiek usług Google’a i Microsoftu również daje się we znaki. Na tym polu też nie ma reguły, bo np. usługi Yahoo, w tym wyszukiwarka, działają bez zarzutu. Podejrzewam jednak, że wyniki wyszukiwania różnią się od tych z Europy.
Nie udało mi się także nawiązać połączenia poprzez VPN lub usługi Smart DNS. Tego typu usługi nie działają właściwie wcale. Blokowane są popularne strony i wtyczki do przeglądarek umożliwiające takie praktyki. W wynikach wyszukiwania można znaleźć płatne usługi VPN, ale nie udało mi się żadnej uruchomić. Być może trzeba poświęcić temu zagadnieniu więcej czasu, którego nie mam na intensywnym wyjeździe.
Chińczycy zdają się nie widzieć problemu
Większość portali i wyszukiwarek ma tu swoje lokalne odmiany. Na urządzeniach mobilnych wielką popularnością cieszy się aplikacja WeChat, która jest komunikatorem z rozbudowanymi opcjami dzielenia się swoimi zdjęciami i statusami. Chińczycy korzystają ze smartfonów dosłownie wszędzie. Jak widać, mały ekranik może być ciekawszy od zwiedzania Wiekiego Muru Chińskiego.
Dowiedziałem się także, że smartfony stają się problemem w relacjach międzyludzkich. Podczas dużych (i rzadkich) spotkań rodzinnych młode pokolenie woli czatować ze znajomymi, niż rozmawiać z niewidzianym od dawna krewnymi.