Producenci, pobudka! Nie wystarczy już tani smartfon z przyzwoitymi podzespołami, aby liczyć na miliony sprzedanych sztuk
Tanie smartfony, wbrew pozorom, cieszą się coraz większą medialną popularnością. To właśnie one były jednymi z głównych bohaterów ostatnich targów MWC i to właśnie na nich skupiają się obecnie praktycznie wszyscy producenci. Na razie ten segment rynku dopiero dojrzewa i trudno jest jednoznacznie wyłonić zwycięzcę. Co stanie się jednak w momencie, kiedy zrobi się w nim równie tłoczno, co w pozostałych?
Rynki wschodzące, zwłaszcza w obliczu postępującego nasycenia rynków dojrzałych, już jakiś czas temu przestały być jedynie „kołem ratunkowym” dla zstępujących gigantów, takich jak Nokia czy BlackBerry. Obydwie te firmy, w czasie wyraźnej utraty liczby klientów w Europie czy USA, przez dość długi czas świętowały sukcesy w krajach takich jak Indie czy Indonezja. Z czasem jednak i pozostali gracze odkryli, że zapotrzebowanie na smartfony w tamtych regionach jest coraz większe, a choć portfele kupujących nieco mniej zasobne, to i tak da się na takim interesie zarobić.
Do tego doszło jest mnóstwo firm lokalnych, które doskonale wykorzystały swoją szansę, czasem nawet – tak jak w przypadku kilku chińskich producentów – osiągając poziom pozwalający na próby ekspansji poza swój kraj.
Taktyka zarówno większych korporacji jak i lokalnych firm była jednak praktycznie identyczna – walka cenowa.
Przykładowo 5” ekran, który jeszcze do niedawna był domeną wyłącznie flagowców, można dziś znaleźć w telefonie za 150 czy 200 dolarów. Posiada wprawdzie o wiele gorszą rozdzielczość i jego ogólna jakość pozostawia sporo do życzenia, ale działa tutaj hasło klucz – wielki ekran, małe pieniądze. Skoro nie możesz sobie pozwolić na drogi telefon, może wystarczy ci kilkukrotnie tańszy, ale przypominający go pod niektórymi względami.
Ta strategia okazała się na tyle skuteczna, że podczas MWC 2014 praktycznie wszystkie telefony pod względem sprzętowym, pozycjonowane właśnie na niskiej półce cenowej, były niemal identyczne. Te same lub zbliżone procesory, układy graficzne, podobna ilość pamięci RAM i przestrzeni multimedialnej, ekrany o podobnym PPI i oczywiście, w zdecydowanej większości, ten sam system operacyjny – Android. Dodatkowych, faktycznie wyróżniających funkcji charakterystycznych tylko dla danego urządzenia – praktycznie brak. Nokia wprawdzie spróbowała na nowo zdefiniować Androida według własnych wartości i pod kątem usług MS, ale co z tego ostatecznie wyjdzie i jak przyjmie to rynek? Kto potrafiłby na podstawie samej specyfikacji i ewentualnie dodatkowych możliwości, bez patrzenia na logo na telefonie, odróżnić który z nich pochodzi od którego producenta?
Oczywiście na razie takie podejście może zapewnić sukces. Rynek chce tanich i bardzo tanich urządzeń i jest w stanie przyjąć je w dużych ilościach, szczególnie, że nadal pozostaje jeszcze pewien margines na walkę cenową.
Walka o to, kto zaprezentuje najtańszy telefon oferujący funkcjonalność pozwalającą na dodanie do niego przedrostka „smart” nadal nie została jeszcze zakończona. Widzieliśmy już urządzenia za 35 czy 50 dolarów, ale to wciąż „nie to”. Może projekt Ara przyniesie przełom? O tym dowiemy się jednak najwcześniej dopiero w przyszłym roku.
Istotne w tej chwili jest jednak co innego. Tanie smartfony, na której jest coraz większe zapotrzebowanie i na które zwraca się coraz większą uwagę, zaczynają być pod prawie każdym względem takie same. W pewnym momencie nie będzie już można zejść niżej z ceną, bo będzie to szkodliwe dla rynku i producenta.
Ten ostatni będzie więc musiał stworzyć unikalną wartość dodaną dla swojego produktu – produktu taniego, do którego wielkiej wagi, pieniędzy ani środków, do tej pory nie trzeba było przykładać.
Wybierając telefon z wyższej półki, możemy błyskawicznie wymienić największe zalety kilku najważniejszych modeli lub ich cechy charakterystyczne, które wyróżniają je z tłumu. HTC One – wygląd i wykonanie, Note 3 – ekran, rysik i funkcjonalność, iPhone – UX, Xperia Z2 – wodoodporność. Proste hasła, które są w stanie przeważyć podczas zakupu lub przynajmniej wryć się na tyle dobrze w pamięć klienta, że zapamięta dany model na dłużej, nawet jeśli ostatecznie go nie kupi.
Czy jednak jesteśmy obecnie w stanie zrobić to samo w przypadku tańszych telefonów, nawet tych ze średniej półki? Co naprawdę odróżnia ich od innych, poza – w najlepszym przypadku – bardzo dobrym stosunkiem ceny do możliwości?
Właśnie, niewiele, a niedługo coś takiego będzie po prostu niezbędne, żeby mieć szanse powalczyć z konkurencją.
Na co wpadną producenci? Obecnie trudno jest to jeszcze przewidzieć, szczególnie że budżety przeznaczone na rozwój urządzeń z tego segmentu z całą pewnością nie będą zbyt duże. Niektórzy już próbują, instalując np. lepsze kamery przednie, aby trafić do młodszych klientów czy mocniejsze baterie, aby trafić do tych bardziej wymagających, ale z mniej obszernymi portfelami. Może zobaczymy po prostu przyspieszenie procesu przechodzenia dodatkowych funkcji z modeli flagowych do tych ze średniej i niskiej półki?
Na razie widzimy tylko drobne poszlaki wskazujące na taki obrót spraw, ale jedno jest pewne – coś się musi zmienić. Za rok nie będzie już można po prostu pokazać taniego telefonu z przyzwoitymi podzespołami i liczyć tysiące czy miliony sprzedanych sztuk. Paradoksalnie może się zrobić naprawdę ciekawie tam, gdzie nikt się tego jeszcze niedawno nie spodziewał.