Gdzie się podziała profesjonalna półka APS-C?
Od jakiegoś czasu synonimem profesjonalnej fotografii jest pełna klatka. Ideał, magia, mityczna plastyka obrazu, zero szumów. Ile w tym prawdy, a ile legend wiedzą ci, którzy z pełnej klatki korzystają. Pełna klatka nie jest jednak zupełnym ideałem. Są zastosowania, w których mniejsza matryca sprawdzi się po prostu lepiej. Tymczasem faktem jest, że profesjonalna półka APS-C już właściwie przestała istnieć. Dlaczego?
Idealny porządek z początku 2010 roku
Prześledźmy jak mocno zmienił się na przestrzeni kilku ostatnich lat. Cofnijmy się do początku roku 2010. Sytuacja jest jasna i klarowna: Nikon ma w ofercie flagowe lustrzanki D3s i D3x (jedna do reporterki, druga do studia) i korpus D700, czyli mniejszą i bardziej przystępną pełną klatkę. Na półce niżej znajduje się uwielbiany Nikon D300s, czyli półprofesjonalny, zaawansowany korpus z matrycą APS-C. Poniżej jest świetny, lecz bardziej amatorski D90. Najniższą półkę stanowią nowe, czterocyfrowe linie D5000 i D3000.
Podobna sytuacja jest u Canona. Na początku 2010 roku mamy w ofercie dwa flagowce: 1Ds Mark III (pełna klatka) i 1D Mark IV (nieco mniejsza od pełnej klatki matryca APS-H). Niżej mamy mniejszą i bardziej przystępną pełną klatkę, czyli świetny model 5D Mark II (odpowiednik Nikona D700). Poniżej schodzimy na półkę APS-C, na której króluje półprofesjonalny model 7D (odpowiednik Nikona D300s). Poniżej mamy 50D dla zaawansowanych amatorów i dwie propozycje entry-level, czyli modele 550D i 1000D.
Taki podział rynku wielu pamięta i wspomina. Porządek był jasny, podział na półki był wyraźnie zarysowany, a oferty Canona i Nikona były właściwie swoją wzajemną kalką. Chciałoby się powiedzieć, że to ostatnie chwile, kiedy podział był klarowny, a technologia na tyle rozwinięta, że można tu już mówić o „współczesnych czasach”.
I wtedy zaczęła się degradacja
Nagle obaj czołowi producenci zakończyli żywot swojej najwyższej półki APS-C. Nikon w drugim kwartale 2010 roku pokazał przełomowy model D7000, który zastąpił jednocześnie D300s i D90. Użytkownicy D90 nie mogli wyjść z zachwytu jak wiele wnosi D7000, jednak dla użytkowników D300s, nowszy D7000 kojarzył się z zabawką.
Canon obrał inną drogę. Rewelacyjnego EOS-a 50D zastąpiono nowym EOS-em 60D, który był zupełnym regresem w stosunku do pięćdziesiątki. Canon nie pokazał w ogóle następcy EOS-a 7D.
Na rynku pojawiła się duża luka. Wielu marzyło i spekulowało o następcach Nikona D300s i Canona 7D. Modele D400 i 7D Mark II wracają jak bumerang w różnych plotkach, ale chyba nikt już w nie nie wierzy.
Rynek poszedł w innym kierunku. Obie firmy postanowiły załatać lukę w rynku poprzez tanie pełne klatki. Technologia przez kilka lat rozwinęła się na tyle, że produkcja pełnych klatek może być tania i opłacalna. I tak, w połowie 2012 roku, obie firmy pokazały zupełnie nową półkę dla półprofesjonalistów, którą stanowią Nikon D600 i Canon 6D. Tyle tylko, że dla starych wyjadaczy pracujących na D300s i EOS-ie 7D, nowe pełne klatki są pod pewnym względem regresem w stosunku do starych, dobrych korpusów.
Gdyby się nad tym zastanowić, regres zaczął się jeszcze wcześniej. W 2006 i 2007 roku mieliśmy absolutnie topowe, flagowe odmiany Nikona D2 (D2X, D2Xs, D2H). To ostatni moment, kiedy APS-C było na szczycie. Od tego czasu pełna klatka przejmuje kolejne, coraz niższe półki, a APS-C staje się coraz mniej profesjonalne.
Tęsknota za „starymi, dobrymi czasami”
Ktoś powie – co nam po nowych, profesjonalnych korpusach APS-C, skoro mamy tanie i lepsze pełne klatki? Problem w tym, że ta „lepszość” jest mocno dyskusyjna.
Co miały w sobie Nikon D300s i Canon EOS 7D, że tak trudno je zastąpić? Przede wszystkim, były to prawdziwe "woły robocze". Wystarczy powiedzieć, że do dziś wielu fotografów na nich pracuje i nie wyobraża sobie przejścia na nowsze modele. Korpusy te były niezniszczalne. Świetnie wykonane, ze szkieletami wykonanymi ze stopów magnezu, uszczelniane.
Do dziś pamiętam wygląd puszki D300s po tym jak spadła znajomemu z kilkudziesięciometrowej skalistej grani. Wyłamała się lampa błyskowa, body miało kilka otarć i zadrapań, w jednym miejscu widać było metal szkieletu. Wylał się także górny ekran LCD. I tyle. Obiektyw wyglądał, jakby przejechał po nim czołg, ale korpus był całkowicie sprawny, upadek nie zrobił żadnego wrażenia na mechanice lustrzanki. Te korpusy były nie do zniszczenia.
Poza tym, D300s i 7D były lustrzankami typowo reporterskimi. Obie były piekielnie szybkie. Autofocus bił rekordy szybkości, a liczba klatek na sekundę była oszałamiająca. 8 klatek na sekundę robiło wtedy ogromne wrażenie. Zwłaszcza, że była to realna wartość, a nie marketing, tak jak dzisiaj. Dziś często maksymalną szybkość podaje się po zablokowaniu autofocusa i pomiaru światła. Nikon D300s i Canon 7D pomiędzy każdą klatką z serii ustawiały precyzyjnie autofocus i mierzyły światło.
Co tymczasem oferują pełnoklatkowe Nikony D600 i Canony 6D? Poza pełną klatką samą w sobie… właściwie niewiele. Układy AF są znacznie wolniejsze, korpusy robią mniej klatek na sekundę, nie są tak dobrze zbudowane i są mniejsze, przez co gorzej leżą w dłoni. Trudno używać tych korpusów do prawdziwej reporterki.
Nikon D400 i Canon 7D Mark II? Ale po co?
Wielu o tych korpusach marzy, ale czy to nostalgia za starymi czasami, kiedy „wszystko było lepsze”, czy faktyczna potrzeba?
Profesjonalne body APS-C jest potrzebne. W wielu dziedzinach mniejsza matryca daje przewagę nad większą. Najlepszym przykładem jest fotografia przyrody, lotnictwa i każda inna, która wymaga długich ogniskowych. Z matrycą APS-C fotograf ma „darmowy crop”, czyli mnożnik ogniskowych x1,5. Do pełnej klatki musiałby kupić obiektyw 600mm, a do APS-C wystarczy mu „tylko” 400mm. Różnica w cenie takich obiektywów to kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Poza tym, matrycę APS-C docenią fotografowie krajobrazu, czy architektury. Generalnie wszystkie osoby, które chcą mieć w kadrze ostrość od rogu do rogu i zupełnie nie zależy im na małej głębi ostrości. Jak wiadomo, matryca APS-C daje większą głębię ostrości. Zatem aby mieć wszystkie plany ostre, można użyć niższej przysłony, niż w pełnej klatce. A to oznacza ostrzejsze zdjęcie (brak lub mniejsza dyfrakcja) oraz brak konieczności wchodzenia na wysokie ISO.
Ponadto matryca APS-C pozwala korzystać ze znacznie mniejszych i lżejszych obiektywów. A to w pracy reportera, czy w fotografii podróżniczej ma znaczenie.
Plotki, ploteczki
Od lat pojawiają się nowe plotki o Nikonie D400 i Canonie 7D Mark II. Pod koniec ubiegłego roku dużo mówiło się o Nikonie D400, teraz jednak wiadomo, że w tym roku na pewno on nie powstanie. Portale plotkarskie coraz głośniej mówią za to o Canonie 7D Mark II. I tak w kółko, od 2010 roku…
Nie wierzę, że którykolwiek z tych korpusów powstanie. Tak samo jak nie powstała nowoczesna kontynuacja flagowca Nikon D2, tak nie powstanie kontynuacja półprofesjonalnego Nikona D300. Te aparaty są potrzebne, ale dla garstki fotografów. Po pierwsze, firmom może się to nie opłacać, a po drugie jak to brzmi marketingowo? APS-C we flagowcu? Przecież liczy się magia pełnej klatki…