Mac Pro kontra reszta świata, czyli wszystko co musisz wiedzieć o stacjach roboczych
Stacje robocze, niezależnie od tego jak fantastyczne, przeważnie nie trafiają na nagłówki portali internetowych i nie stanowią tematu dnia, z wyjątkiem nielicznych witryn specjalizujących się w tego typu sprzętach. Przeważnie są okropnie drogie, nieszczególnie piękne (według przyjętych standardów) i posiadają cały szereg rozwiązań, które zwykłemu użytkownikowi nie mówią nic. Tak było przynajmniej do niedawna.
Współautorem artykułu jest Dawid Kosiński.
Sytuację znacząco zmieniła kolejna, całkowicie przeprojektowana stacja robocza od Apple. Nowy Mac Pro nie tylko nie przypomina swojego poprzednika czy modeli konkurencji, ale też… po prostu jest od Apple, więc naturalne, że mówi się o nim dużo. Dodajmy jeszcze do tego niesamowicie wysoką jak na nasze standardy cenę i już trudno się dziwić, że wspominają o nim praktycznie wszyscy – jak to bywa w przypadku produktów z jabłkiem w logo, od „hejterów” aż po „fanbojów”. Czy jednak faktycznie Mac Pro jest taki drogi, jak się wydaje? Czy faktycznie Apple po raz kolejny żąda sporej opłaty za sam znaczek? A może jest jednak zupełnie inaczej? Aby to stwierdzić, trzeba zacząć od samego początku…
Co jest najważniejsze w stacji roboczej?
Na to pytanie można by spróbować odpowiedzieć w najprostszy możliwy sposób – najważniejsza jest jak największa moc obliczeniowa, więc naturalnym wnioskiem byłoby, że zawsze najbardziej opłaca się – pomijając oczywiście czas niezbędny na złożenie – stworzenie własnego „składaka”. Tak, taka maszyna zawsze będzie tańsza niż gotowy produkt i raczej nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem. Podobnie jak to, że o ile przy „potworach” budowanych na potrzeby warunków domowych jest to jeszcze pewne akceptowalne rozwiązanie, o tyle mało która firma się na nie decyduje. Dlaczego?
Powodów jest multum, dlatego też wystarczy, że wymieni się te najważniejsze. Przede wszystkim rzadko kiedy maszyny tego typu kupowane są „tak o, do wszystkiego” – kupuje się je do bardzo konkretnych zastosowań, wręcz w konkretnych aplikacjach. Dlatego też właściwie każdy producent oprogramowania ma na swojej stronę nie tylko listę wymagań i sugestii dotyczących najbardziej optymalnych stacji roboczych, ale i listę partnerów sprzętowych, których produkty są przetestowane, zgodne i wydajne w połączeniu z tworzonym oprogramowaniem.
Z tego samego powodu Dell czy Lenovo na swoich stronach co chwilę informują nas o tym, że wybrany sprzęt posiada certyfikat ISV, czyli zgodnie z nieco rozszerzoną definicją, „poświęcili setki roboczogodzin na przetestowanie zgodności i zapewnienie najlepszej współpracy tworzonego przez nich sprzętu z najważniejszymi aplikacjami”. Kto kiedykolwiek samodzielnie składał komputer do profesjonalnych zastosowań, prawdopodobnie wie, że wcale nie jest to takie łatwe. Po drugie, stacja robocza musi być absolutnie niezawodna i nie mówimy tutaj o przypadkach samoczynnego restartowania się bez powodu co 5 minut, ale o absolutnej, niezachwianej stabilności w każdym przypadku i pod każdym obciążeniem.
Ponownie, składając samodzielnie taką maszynę, musimy mieć albo fantastyczną wiedzę, umiejętności i doświadczenie (nie wykluczam, że są takie osoby), ale masę samozaparcia i czasu na analizę wszystkich możliwych połączeń i problemów, które może wygenerować kompletowany przez nas sprzęt. W warunkach, kiedy stacja jest podstawowym źródłem dochodu ze względu na wykonywaną na niej pracę, raczej nie można się zgodzić z takimi kompromisami. Do tego dochodzi jeszcze niesamowicie skomplikowane w przypadku takich urządzeń chłodzenie, z którym również trzeba sobie jakoś poradzić.
Możemy oczywiście pójść na łatwiznę i napchać tyle wiatraków, ile tylko przyjmie obudowa, ale zapewniam wszystkich, że praca z komputerem o głośności przekraczającej około 40 dB(A) nie jest żadną przyjemnością – jest wręcz udręką. Oczywiście są inne, lepsze, skuteczniejsze rozwiązania, ale są przy tym droższe i jeśli decydujemy się na samodzielny montaż – dużo bardziej czasochłonne i wymagające naprawdę sporej wiedzy i umiejętności.
Poza tym, stacja robocza, ze względu na swoją cenę, nie jest traktowana raczej jako jednorazowy zakup, a jako inwestycję, która będzie w stanie zarabiać latami (wyjątkiem mogą być wyjątkowo sowicie opłacane projekty). Nie oznacza to jednak, że taki komputer ma w jednej konfiguracji służyć przez 5 czy 10 lat. Dlatego też niesamowicie istotna jest w tym przypadku możliwość rozbudowy, szczególnie jeśli na początku nasz budżet jest ograniczony. Owszem, swoje zwykłe stacjonarne komputery również każdy może rozbudować, ale wystarczy rzucić okiem na wygląd płyty głównej klasy roboczej, aby zobaczyć, gdzie leży różnica. Dwie karty graficzne? Ok. Dwa lub cztery procesory? Bez problemów. I tak dalej, i tak dalej.
Kluczowym elementem w wielu przypadkach jest jednak coś zupełnie nie związanego z samym sprzętem, czyli… udzielana na niego gwarancja. O ile większość z nas, w przypadku awarii laptopa czy komputera stacjonarnego pogodzi się z tym, że trzeba go na kilka dni czy nawet tygodni odesłać do serwisu, pogodzi się z tym faktem bez większego problemu, o tyle w przypadku firm może to oznaczać ogromny cios finansowy, wliczając w to np. anulowanie zlecenia z powodu niedotrzymania terminu. Gwarancje udzielane na taki sprzęt obejmują więc najczęściej wieloletnie (Lenovo czy Dell w standardzie oferują 3 lata) wsparcie, polegające również na przyjeździe technika do firmy i naprawie urządzenia na miejscu.
Czy więc pierwotna, rzucająca się jako pierwsza na język odpowiedź na pytanie jest prawidłowa? Wygląda na to, że nie do końca. Nie zawsze liczy się bowiem czysta moc obliczeniowa – liczy się to, jak niezawodny jest sprzęt, jak dobrze współpracuje z wybranymi aplikacjami/typami aplikacji i jak bardzo można liczyć na wsparcie serwisowe w przypadku ewentualnych problemów. To za to płaci się te ogromne pieniądze, co w pewien sposób podważa sens zestawienia cen samych podzespołów z ceną kompletnej stacji roboczej. Czy mówimy o składanej przez wielkich producentach stacjach, czy stacjach składanych przez zewnętrze, specjalizujące się w tym firmy, zawsze musi być ona profesjonalnie przygotowana i przemyślana.
PS: Patrząc na pierwsze zdjęcie w tym podpunkcie można dojść do wniosku, że najważniejsze w stacji roboczej jest... włączenie monitora. Inaczej faktycznie może się pracować całkiem trudno.
Stacje robocze a zwykłe komputery
Z pozoru różnica pomiędzy stacją roboczą a gotowym komputerem nie jest aż taka wielka. Przeważnie hasło „workstation” kojarzy nam się z mega-wypasionym, mega-drogim i mega profesjonalnym sprzętem o wielkości małej szafy. Czy nie tak wygląda marzenie każdego geeka? W rzeczywistości jednak różnic tych jest o wiele, wiele więcej (co opisałem częściowo na samym końcu w moich doświadczeniach z takim sprzętem).
Przede wszystkim nie powinniśmy się spodziewać, że w większości użytkowanych na co dzień przez przeciętnego zjadacza bajtów aplikacjach zauważymy znaczącą poprawę. W dużym uproszczeniu, dla takich zastosowań, większość podzespołów stacji roboczych znajduje swoje odpowiedniki w „naturze”, dodatkowo w o wiele niższych cenach. Czy Xeon czy odpowiadający mu procesor z serii „i”, obydwa tak samo szybko uruchomią Facebooka, Outlooka, Chrome, program graficzny, ba, w przypadku dwóch jednostek o tak zbliżonej specyfikacji nie zobaczymy różnic też w aplikacjach profesjonalnych. Myślenie o porównaniu komputera klasy stacji roboczej do zwykłego komputera trzeba zacząć więc od tego, że ten pierwszy nie jest po prostu bardziej wypasioną odmianą tego drugiego – jest raczej inną kategorią.
Pozostałe różnice, o ile nie chcemy zagłębiać się w szczegóły samego osprzętu, zostały w zdecydowanej większości wymienione w poprzednim podpunkcie. Większe możliwości rozbudowy, obsługa większej liczby procesorów i kart graficzny, zarówno w jednym i drugim przypadku wyspecjalizowanych do konkretnych zadań, wsparcie dla pamięci ECC, bez których stacja robocza właściwie nie powinna istnieć, sprzętowa obsługa macierzy dyskowej, obsługa dysków w formie „hot-swap”, etc, etc. Sama konstrukcja jest też o wiele lepiej przystosowana do rozbudowy - wszystkie elementy, które można wymienić i ich gniazda są odpowiednio oznaczone i opisane, montaż często polega jedynie na wsunięciu nowego modułu, bez dokręcania go np. śrubkami i ogólnie we wnętrzu panuje o wiele większy ład i porządek niż w tradycyjnym komputerze.
Wszystkie te elementy, co warto powtórzyć po raz kolejny, dobierane są do konkretnych zastosowań, a ich połączenie charakteryzuje się o wiele mniejszą uniwersalnością w zastosowaniach domowo-biurowych, niż ich cywilne odpowiedniki. Przykładowo, na stronie Lenovo, w konfiguratorze stacji roboczej D30, samych procesorów jest do wyboru… ponad 30! Dla zwykłego użytkownika nie dość, że jest to gigantyczny wybór, to jeszcze nie jest ani trochę oczywisty, szczególnie jeśli porównamy parametry, które najczęściej taki użytkownik porównuje. Przykładowo, wyceniony na dopłatę w wysokości prawie 9000$ zestaw dwóch procesorów Xeon E5-2697 v2 ma taktowanie rdzenia niższe niż opcje tańsze o 4-5 tysięcy dolarów. Tutaj jednak w grę wchodzą zupełnie inne parametry, które przeciętnej osobie korzystającej z komputera absolutnie nic nie mówią, takie jak m.in. rozmiar pamięci cache.
W tym momencie wyliczanie ceny stacji roboczej na podstawie samego zaznaczenia wszystkich najdroższym podzespołów praktycznie całkowicie mija się z celem. Po pierwszej, prawdopodobnie nikt nigdy takiej stacji nie kupił i istnieją raczej jako platformy testowe dla samego połączenia tych wszystkich podzespołów, a po drugie, prawdopodobnie nie dość, że nie byłyby nikomu przydatne, to jeszcze mogłyby nie dać takich rezultatów, jakich się od nich oczekuje.
Przykładowo, co nam po zestawie z dwoma procesorami po 8 rdzeni, skoro program jest w stanie wykorzystać tylko jeden z procesorów? Po co nam procesor z 16 rdzeniami zamiast 4 czy 8, skoro dana aplikacja wykorzystuje mniejszą liczbę rdzeni i nie może wykorzystać potencjału maszyny? Tak, składanie od zera, czy nawet zamawianie u producenta takiej stacji roboczej wcale nie jest tak łatwym i oczywistym zdaniem, a maksymalne nabicie ceny może przydać nam się głównie do dyskusji na temat tego „co bym sobie szalonego kupił, gdybym wygrał w Lotto”.
Do tego dochodzi jeszcze szereg drobniejszych usprawnień dla faktycznych klientów, które dla zwykłego użytkownika są udręką. Kilka wentlatorów, dodatkowe zabezpieczenia i np. niemożliwy do wyłączenia test POST przy uruchomieniu, szczegółowe testy pamięci i tym podobne – a wszystko za wiele większe pieniądze, przy zdecydowanie wyższym poborze energii i niekoniecznie pozwoli nam na szybsze uruchomienie Facebooka czy BF4, a nasze zdjęcie do wrzucenia na Fejsa czy projekt w CAD na uczelnię wcale nie będzie lepszy tylko dlatego, że pod maską mamy dwa Xeony. To jak kupować limuzynę za pół milion złotych – jeśli wozimy prezesa, ma to sens, jeśli chcemy tym jeździć do sklepu po bułki – lepiej, żebyśmy byli faktycznie milionerami.
Oczywiście nie wszystkie stacje robocze są prawdziwymi „potworami” – producenci starają się nieco zróżnicować swoją ofertę, dzięki czemu u większości z nich odnajdziemy zarówno komputery starające łączyć się niezawodność stacji roboczej, z ceną zwykłego komputera przy ograniczonych możliwościach rozbudowy oraz wszystkie pozostałe ogniwa łańcucha. Przykładowo, Lenovo oferuje aż cztery serie stacji – C, E (choć to akurat bardziej zwykły desktop), S oraz D.
Czym różnią się podzespoły stosowane w stacjach roboczych od zwykłych?
Bardzo dużo mówi się o tym, że podzespoły stosowane w stacjach roboczych są zupełnie inne od tych, których używa się w zwykłych wydajnych komputerach stacjonarnych. Czy jest to prawda? Zależy to przede wszystkim od tego, o którym konkretnie podzespole mówimy. Jeśli mamy na myśli zasilacz, napędy optyczne – absolutnie nie. Różnica rozpoczyna się przy okazji dysków, a konkretnie będących już standardem nośników półprzewodnikowych, SSD. Co prawda w wielu komputerach dla profesjonalistów możemy znaleźć zwykłe dyski SSD pracujące na interfejsie SATA 3.0, jednak coraz częściej stosowane są o wiele szybsze dyski współpracujące z interfejsem PCI-Express, które w zwykłych komputerach są stosowane bardzo rzadko, przede wszystkim ze względu na swoją bardzo wysoką cenę i fakt, że zwykły użytkownik nie jest w stanie zauważyć różnicy wydajności podczas przeglądania sieci czy nawet grania.
Następny podzespół, który stosujemy w stacjach roboczych to procesor. Jako że najwydajniejsze jednostki i najczęściej stosowane w stacjach roboczych tworzy Intel, skupiliśmy się właśnie na jego układach. Otóż wybierając procesor do pracy nie zawsze musimy decydować się na dedykowanego serwerom i stacjom roboczym Xeona, wszystko zależy od wielkości naszego portfela oraz potrzeb. Kupując tańszego Xeona warto być świadomym tego, że odpowiadający mu procesor Core i7 może okazać się nie tylko tańszy, ale też tak samo szybki lub szybszy. Oceniając procesor należy po prostu zbadać jego specyfikację, czyli liczbę rdzeni, ich częstotliwość taktowania zegara i ilość pamięci najwyższego poziomu. Oczywiście tylko słabsze procesory Xeon mają swoje tańsze odpowiedniki. Jeżeli chcemy mieć naprawdę mocny procesor, wyposażony na przykład w 10 rdzeni, musimy zdecydować się na Xeona. A jeśli chcemy mieć naprawdę mocną maszynę, musimy nabyć procesor, w którym odblokowane są dwa interfejsy QPI. Pierwszy z nich służy do komunikacji wewnętrznej i szynę taką możemy spotkać między innymi w procesorach Sandy Bridge-E powstających właśnie z niesprawnych jednostek serwerowych. Z kolei druga szyna tego typu pozwala na komunikowanie się procesorów między sobą i zastosowanie ich w konfiguracjach wieloprocesorowych. Nawet najwydajniejsze konsumenckie procesory oczywiście takiej możliwości nie mają.
Kolejne ważne komponenty to pamięć RAM, która w przypadku serwerów i stacji roboczych jest zupełnie inna niż w przypadku zwykłego komputera. Jest to pamięć RAM ECC, czyli wyposażona w system kodowania korekcyjnego działający w oparciu o kod Hamminga lub kod Reeda-Solomona. Pamięć taka ma rozszerzoną szynę danych, dzięki której oprócz danych mogą być też przesyłane dodatkowe dane kontrolne pozwalające korygować błędy polegające na przekłamaniu jednego bitu lub wykrywaniu błędów przekłamania dwóch bitów. Dzięki temu pamięć ta oferuje o wiele większą stabilność działania komputera i jest stosowana w serwerach i stacjach roboczych. Oprócz tego jest wykorzystywana w miejscach, gdzie poziom promieniowania przekracza dopuszczalne normy i może mieć wpływ na pracę podzespołów. Przykładem takiego środowiska jest między innymi przestrzeń kosmiczna. Warto pamiętać o tym, że pamięć ECC zadziała tylko w specjalnie przystosowanych do tego płytach głównych.
Niezwykle istotna jest właśnie płyta główna, o której często zapominamy, gdyż wybierając gotową konfigurację nie mamy możliwości wyboru jej. Zadaniem płyty głównej, zupełnie jak w przypadku konsumenckich odpowiedników, jest po prostu bycie szkieletem i obsługiwanie wszystkich instalowanych w niej podzespołów. Musi ona zatem obsługiwać pamięci ECC, jeden lub kilka procesorów serwerowych, a także dyski twarde działające na interfejsie PCI-Express. Cechy charakteryzujące płyty główne przeznaczone do stacji roboczych to przede wszystkim ogromna stabilność, którą zapewniają lepsze niż w przypadku zwykłych płyt głównych układy chłodzenia. Często większa jest też liczba różnego rodzaju portów i złącz, dzięki czemu mamy o wiele większe możliwości rozbudowy takiego komputera. Wyjątkiem od tej reguły są oczywiście stacje robocze w formie laptopów i komputerów All-in-One, które nie są z gumy i nie jest możliwe upchnięcie w nich ogromnej liczby sprzętów. Jeśli jednak wybieramy stację roboczą, w której znajdą się dwa procesory, duża liczba slotów na pamięci RAM oraz możliwość włożenia naprawdę wielu kart graficznych, możliwe jest, że płyta główna nie będzie w standardowym formacie ATX, a przeznaczonym do stacji roboczych i płyt serwerowych większym formacie WTX. To z kolei determinuje konieczność zastosowanej zupełnie innej obudowy.
Ostatnim elementem, o którym warto tu wspomnieć jest karta graficzna. Jeśli budujemy prawdziwą stację roboczą nie możemy zastosować karty graficznej GeForce czy Radeon. Musimy zdecydować się na rozwiązanie stworzone z myślą o profesjonalistach, czyli kartach graficznych Nvidia Quadro lub AMD FirePro. Karty te znacznie różnią się miedzy sobą. O ile karty konsumenckie najlepsze wyniki uzyskują w grach, to podzespoły stworzone z myślą o profesjonalistach o wiele lepiej radzą sobie w środowisku OpenGL i wykorzystują wspierane przez nie funkcje. Przykładowo karty profesjonalne obsługują sprzętowe wygładzanie linii. Rozwiązanie to nie ma nic wspólnego z wygładzaniem krawędzi, gdyż działa na liniach, a nie cieniowanych poligonach. Wygładzanie linii znacznie poprawia jakość wyświetlanego obrazu. Kolejna cecha znana z OpenGL i niedostępna na GeForce’ach i Radeonach to wspomaganie operacji logicznych, takich jak alternatywa wykluczająca. Kolejne funkcje wykorzystywane przez karty profesjonalne to sprzętowa obsługa płaszczyzn przekroju, dzięki którym można zajrzeć do wnętrza tworzonego obiektu, optymalizacja zarządzania pamięcią oraz sprzętowe nakładanie płaszczyzn powodujące, że obiekty interfejsu nie mają wpływu na znajdujący się pod nim obraz. Różnic jest oczywiście jeszcze więcej. Ograniczają się one nie tylko do funkcji, których jest znacznie więcej niż te przez nas wymienione. Dodatkowo profesjonalne karty graficzne często mają więcej pamięci niż ich konsumenckie odpowiedniki. Warto pamiętać również o tym, że większość profesjonalnych kart ma możliwość pracy w trybie łączonym. Nic nie stoi na przeszkodzie, by kupić kilka kart graficznych, zainstalować je na płycie głównej wspierającej to rozwiązanie i wyposażonej w odpowiednią liczbę portów PCI-Express.
Jeżeli ktoś chce zaoszczędzić, teoretycznie może zdecydować się na przerobienie niektórych konsumenckich modeli kart graficznych na model profesjonalny. Oczywiście w ten sposób nagle nie odblokujemy dodatkowej pamięci, ale będziemy mogli zyskać funkcje programowe, sztucznie zablokowane przez Nvidię lub AMD. Warto pamiętać, że proces ten może zainteresować niewiele osób. Wynika to z tego, że przeprowadzona w ten sposób modyfikacja polega nie tylko na zainstalowaniu alternatywnych sterowników. Do jej przeprowadzenia potrzebne jest również wykonanie dodatkowych połączeń bez pośrednio na karcie lub usunięcie ich, co oznacza fizyczną ingerencję w budowę podzespołu i utratę gwarancji na podzespół. Karta taka ze względu na mniejszą pamięć będzie mniej wydajna od pełnego Quadro lub FirePro. Oczywiście będzie przewyższać zwykłego GeForce’a lub Radeona pod względem zastosowań profesjonalnych, ale do prawdziwego Quadro lub FirePro będzie jej daleko. No i nie mamy żadnej gwarancji, że taki przyszywany Quadro lub FirePro będzie odpowiednio działać. A jak wiadomo nie ma nic gorszego od komputera, który przestaje działać w dniu oddania ważnego projektu. Z własnego doświadczenia jednak wiem, że przestaje działać właśnie wtedy.
Ile tak naprawdę kosztuje stacja robocza?
Odpowiedź tutaj jest akurat prosta – tyle, ile możemy na nią wydać. Odgórny limit praktycznie nie istnieje, ponieważ liczba wariacji jest właściwie nieograniczona, szczególnie jeśli zdecydujemy się samodzielnie składać taki komputer. W przypadku komercyjnie dostępnych gotowych, ale względnie konfigurowalnych rozwiązań, nie ma większego problemu, aby przekroczyć 30 000$, czyli sporo ponad 100 000 zł (a to kwota jeszcze przed opodatkowaniem). Trzeba przy tym jednak pamiętać, że jeśli zlecenia, które będą na tych stacjach roboczych realizowane, wartością przekraczają np. kilka milionów złotych rocznie (bo i dlaczego nie), to jest to wydatek absolutnie groszowy i kto wie, czy więcej rocznie nie kosztuje nas pracownik, który ją obsługuje. Różnica w podejściu do ceny mniej więcej taka, jak między traktorem za milion złotych a zwykłym samochodem osobowym – nam wydaje się, że auto za 200 000 zł jest zdecydowanie drogie, podczas gdy dla rolnika traktor kosztujący kilkukrotnie więcej jest jedynie narzędziem pracy i wydatkiem, który może w krótkim czasie zwrócić się z nawiązką.
Nie ma czegoś takiego jak średni koszt, na komputerze za 3000zł odpalisz te same programy co na komputerze za 30 000zł tylko będziesz renderował znacznie dłużej, ale za średniej klasy stację roboczą trzeba przyjąć koszt ok 4500 - 5000zł brutto, oczywiście bez monitora - Bartosz Niezabitowski, bitcomputer.pl
Oczywiście nie oznacza to, że najtańsza gotowa stacja robocza będzie kosztować nas równowartość małego mieszkania. Biorąc znowu za przykład Lenovo, seria C (E5-2603, NVIDIA NVS300, 4 GB RAM, 500 GB) to wydatek rzędu 1300$, podczas gdy D30 to już wspomniany wcześniej moloch z możliwą konfiguracją do około 35 000$ bez żadnych dodatków w postaci monitorów czy dodatkowego oprogramowania. Różnica w cenie ogromna, bo i ogromne są różnice pomiędzy odbiorcami takich stacji roboczych. Patrząc na to z tej strony, Mac Pro zaczynający się od 2999 $/13 299 zł (już z podatkiem w wysokości 2500zł) nie należy wcale do rekordzistów, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jego specyfikację oraz nowatorską budowę, która pozwala utrzymać poziom głośności około 12 dB(A), co zasługuje na szczególne wyróżnienie, nawet jeśli to tylko stacja robocza, czyli odpowiednik transportowej ciężarówki w świecie komputerów.
Mac Pro na tle konkurencji – cenowo
Bezpośrednie porównanie stacji roboczych pracujących na zupełnie innych platformach jest praktycznie niemożliwe, przynajmniej do momentu, kiedy osoba porównująca posiadałaby obydwa sprzęty i mogła porównać ich wydajność w konkretnych zastosowaniach. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby przynajmniej teoretycznie porównać koszt zbudowania takiej samej pod względem parametrów stacji w wydaniu od Lenovo, HP i Dell, czyli liderów w tym segmencie.
Aby nie mnożyć bytów, wybraliśmy dwie konfiguracje Maca Pro jako wzór do porównania – najsłabszą, kosztującą 2999$ oraz najmocniejszą, bez uwzględnienia dodatkowego oprogramowania i akcesoriów w stylu monitorów, myszek i klawiatur, chyba że były dostępne za darmo. W związku z tym, że Mac Pro oferowany jest w wersji z tylko jednym procesorem, poszukiwaliśmy podobnej konfiguracji, co czasem pozwalało na wybór tańszej bazy, a czasami zmuszało do wyboru droższej.
Niektórych rozwiązań z MP nie dało się niestety powtórzyć, tak jak np. z dyskiem SSD na PCI-E lub dyskiem SSD o pojemności 1TB. Wszystkie ceny i wyliczenia podawane są w dolarach amerykańskich, bez uwzględnienia lokalnego podatku. Powód jest prosty – odpowiednie konfiguratory często nie są dostępne na polskich stronach.
PS: Porównanie ma charakter bardzo mocno orientacyjny i służy jedynie jako ewentualna „ilustracja” do tekstu, a nie poradnik przy zakupie. Nie szukamy przy tym lepszej stacji w tej samej lub niższej cenie, a po prostu sprawdzamy ile za podobne lub takie podzespoły życzą sobie inni producenci. Podchodzić z dystansem! Specyfikacja Mac Pro w wersji „taniej”, cena: 2999$:
- Czterordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 3.7GHz, 10MB cache L3 (E5-1620 v2)
- 12 GB pamięci DDR3 ECC 1866MHz (3x4)
- Dwie karty graficzne AMD FirePro D300 (2 GB GDDR5 VRAM)
- Dysk twardy 256GB PCI-E SSD
Odpowiedź Lenovo, czyli model S30:
- Czterordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 3.7GHz, 10MB cache L3 (E5-1620 v2)
- 12 GB pamięci ECC 1600 MHz (kości 8 i 4)
- Dwie karty graficzne NVIDIA® Quadro K2000D (2GB Dual link DVI+DVI, Mini DP)
- Dysk twardy 256GB SATA SolidState Drive
Cena tak skonfigurowanego Lenovo to… 3998$, a czas oczekiwania na wysyłkę wynosi ponad 4 tygodnie. W stosunku do MP pozostaje nam jednak jeszcze 6 złącz pamięci RAM, cztery złącza na dysk, dwa porty na nagrywarkę, a liczba portów I/O możliwych do zamówienia jest nieporównywalnie większa. Dodatkowo gratis dostaniemy myszkę (na kablu). Różne są też zastosowane karty graficzne, jednak Nvidia Quadro K2000D i AMD FirePro D300 cechują się niemal identyczną wydajnością. Znalezienie informacji na temat kart z serii D jest wyjątkowo trudne, dlatego od razu warto zaznaczyć, że model D300 to to samo co model FirePro W7000 dostępny na rynku od ponad roku. Z kolei model D700 to odpowiednik FirePro W9000. Pomiędzy nimi znajduje się model D500. Odpowiedź Della (T3600):
- Czterordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 3.6GHz, 10MB cache L3 (E5-1620 v2)
- 16 GB pamięci ECC 1600 MHz (kości 4x4)
- Dwie karty graficzne NVIDIA® Quadro K2000D (2GB Dual link DVI+DVI, Mini DP)
- Dysk twardy 256GB SATA SolidState Drive
Cena? 2946$. Zajęte są wszystkie gniazda na pamięć, procesory, karty graficzne, za to pozostają nam jeszcze m.in. 3 miejsca na dyski twarde. HP odpowiedziało modelem HP Z420:
- Czterordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 3.7GHz, 10MB cache L3 (E5-1620 v2)
- 16 GB pamięci DDR3 ECC 1866MHz (1 kość)
- Dwie karty graficzne NVIDIA® Quadro K2000D (2GB Dual link DVI+DVI, Mini DP)
- Dysk twardy 240GB SATA SolidState Drive
Koszt: 3517$. Do tego mamy jeszcze wolne miejsce na trzecią kartę graficzną, 6 gniazd RAM i 3 miejsca na dyski twarde. To wszystko była jednak oczywiście zabawa – czas na konfigurację ekstremalną MP:
- Dwunastordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 2,7 GHz, 30MB cache L3 (E5-2697 v2)
- 64 GB pamięci DDR3 ECC 1866MHz (4x16)
- Dwie karty graficzne AMD FirePro D700 (6 GB GDDR5 VRAM)
- Dysk twardy 512 GB PCI-E SolidState Drive (dostępny jest również 1TB, ale nie odnajdziemy go i innych producentów)
Cena: 9099$ Maksymalna cena jaką udało się osiągnąć po zaznaczeniu wszystkich dodatków to niecałe 16000$, jednak nie ma większego sensu brać tego wyliczenia pod uwagę. Odpowiedź Lenovo (D30):
- Dwunastordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 2,7 GHz, 30MB cache L3 (E5-2697) (dostępna również wersja z dwoma v2)
- 64 GB pamięci RAM ECC 1600MHz (4x16)
- Dwie karty graficzne Nvidia Quadro K6000 (Dual link DVI x 2, DP, DP) - 6GB GDDR5
- Dysk twardy 512 GB SATA SolidState Drive
Cena? 22710$, przy czym oczywiście największe spustoszenie w naszym portfelu sieją karty graficzne, kosztujące po około 5000$ za sztukę. Należy jednak pamiętać, że w większości zastosowań użyta tu karta graficzna jest znacznie wydajniejsza od tej stosowanej a Maku Pro. Niestety w konfiguratorze brak tańszej karty, która mogłaby rywalizować pod względem parametrów z AMD FirePro D700. Koszt zakupu MP w tym momencie brzmi trochę jak promocja, choć trzeba pamiętać, że właściwie nic już do niego nie dołożymy, natomiast D30 możemy rozbudować tak, że w jego przepastnym wnętrzu znajdzie się jeszcze tyle mocy i miejsca na podzespoły, co w drugim Macu Pro. Odpowiedzi Dell brak, ponieważ nie oferuje on obecnie modeli z dwunastordzeniowym procesorem w odmianie innej niż serwerowej (PowerEdge R720). HP odpowiedział natomiast modelem Z820:
- Dwunastordzeniowy Intel Xeon E5 o taktowaniu 2,7 GHz, 30MB cache L3 (E5-2697 v2) (dostępna również wersja z dwoma v2)
- 64 GB pamięci RAM ECC 1886MHz (4x16)
- Dysk twardy 512 GB SATA SolidState Drive
- Dwie karty graficzne Nvidia Quadro K6000 (Dual link DVI x 2, DP, DP) - 6GB GDDR5
W cenie nieco poniżej 20 000$. Ponownie jednak możliwości rozbudowy Z820 i jego potencjał wyglądają (przynajmniej na papierze) na o wiele większe. Czy biorąc więc pod uwagę same podzespoły można mówić, że Mac Pro jest drogi? Możecie odpowiedzieć sobie sami. Dodatkowo, o ile większość podzespołów da się bez większych problemów umieścić w komputerach konkurencji, o tyle np. dysku SSD PCI-E w standardzie czy nawet przy ręcznej konfiguracji nie oferuje ani Lenovo, ani Dell, ani HP, co zdecydowanie przemawia tutaj na korzyść Apple
Rozbudowa
Właściwie najsłabszy punkt całego Maca Pro. Wiemy już, że niemożliwe będzie samodzielne wymienienie procesora. Nie wiemy niestety jak wygląda proces wymiany karty graficznej. Dotychczasowe plotki sugerowały nam, że karty graficzne stosowane w Maku Pro nie są wymienialne, jednak francuski portal Mac4Ever napisał, że widział już Maca Pro i wygląda na to, że karty graficzne będzie się dało wymienić. Jeśli chodzi o RAM oraz dysk, te wymienimy raczej bezproblemowo, przynajmniej jak na standardy Apple.
Porównywać więc z wysokiej klasy stacjami roboczymi tego elementu właściwie nawet nie warto. Ba, pod tym względem Mac Pro jest o wiele gorszy od swojego poprzednika, ale trzeba zwrócić uwagę na jedno – Apple najprawdopodobniej postanowiło nieco przedefiniować tę niszową kategorię i stworzyć komputer, który będzie jednocześnie wydajny jak stacja robocza, ale przy tym niewielki i fantastycznie cichy. Pytanie tylko, czy takie rozwiązanie sprawdzi się w praktyce i przystaną na nie profesjonaliści, a atrakcyjny design sprawi, że sięgną po niego także nieco bardziej zamożni zwykli użytkownicy tym samym wyprowadzając go nieco z niszy, czy też projekt ten okaże się całkowitą klapą.
Pytanie też, czy Apple oraz inni producenci oprogramowania będą w stanie zapewnić Makowi Pro długowieczność, godną swojej ceny i kategorii. Na razie o Macu Pro jest głośno, ale zobaczymy, jak przełoży się to na faktyczną sprzedaż, a po kilku latach - na zadowolenie klientów, którzy nadal będą dokładnie z tym samym sprzętem, który kupili na początku.
Gwarancja
Wymieniliśmy ją jako jeden z kluczowych elementów stacji roboczej i oczywiście nie może tutaj zabraknąć małego porównania pomiędzy Apple a konkurencją. Oferty poszczególnych producentów prezentują się następująco, przynajmniej w wydaniu podstawowym (zawsze istnieją dodatkowe pakiety, jak np. HP Care Pack Services):
- Lenovo – 3 lata gwarancji na części i na naprawę. Opcja „onsite”, czyli naprawa u klienta w standardzie
- HP – tak samo jak w przypadku Lenovo – pełne 3 lata na części i serwis, w tym również na robociznę na miejscu
- Dell – podobnie, Dell oferuje gwarancję na 3 lata, z opcją naprawy następnego dnia robocze, zdalną diagnostyką i kontaktem telefonicznym z obsługą
Oczywiście, jeśli będziemy zagłębiać się w warunki gwarancji, prawdopodobnie odkryjemy więcej różnic, dotyczących m.in. godzin pracy, tego kiedy ktoś do nas przyjedzie, w jakim czasie naprawi, etc., jednak najważniejsze elementy są wspólne.
W przypadku Apple natomiast, standardy te najwyraźniej nie obowiązują. Standardowa, bezpłatna gwarancja daje nam… 90 dni kontaktu telefonicznego z centrum pomocy Apple (też coś) i rok gwarancji, gdzie naprawy będą realizowane w autoryzowanym serwisie Apple. Jak słusznie zauważył jeden z czytelników, jedyną przewagą Maca Pro jest w tym przypadku fakt, że można go do takiego punktu wygodnie dotoczyć.
Aby rozszerzyć gwarancję na standardowe dla innych stacji roboczych trzy lata musimy wydać kolejne 250$, w co wliczona jest m.in. naprawa u klienta, której Apple… nie świadczy w Polsce. 1099zł, które zostawimy więc przy kasie nie pomoże nam praktycznie w niczym. Możemy jedynie liczyć, że nic nie zepsuje się przez cały czas eksploatowania urządzenia.
Podsumowanie – doświadczenia osobiste
Uwaga: Poniższy fragment jest jedynie osobistym dodatkiem do całego artykułu i nie niesie większej wartości dla części użytkowników, którzy prawdopodobnie skomentują go „urzekła mnie Twoja historia”. Jest jedynie pewnego rodzaju uzupełnieniem – zapisem prywatnych obserwacji z używania do najprostszych zastosowań stacji roboczej. Może przydać się np. tym, którzy rozważają zakup taniej, używanej stacji do domu.
PB: Choć praktycznie przez cały artykuł sugerowałem, że powinniśmy bardzo dobrze przemyśleć to, czy stacja robocza jest nam faktycznie potrzebna, oraz że zwykłemu użytkownikowi nie ma praktycznie żadnych szans się przydać, muszę się przyznać – korzystam ze stacji roboczej. Tak, głównymi aplikacjami, z których korzystam są podstawowe składniki pakietu Office, przeglądarka i bardzo, bardzo rzadko program do edycji wideo. Rzeczy, które prawdopodobnie mógłbym bez większych problemów zrobić na netbooku.
Dlaczego więc stacja robocza? Powód był dość prosty – w związku z tym, czego nigdy nie ukrywałem, że jestem fanem ThinkPadów, mój komputer stacjonarny musiał być „do pary”. Po co w ogóle komputer stacjonarny? Głównie ze względu na fakt, że laptopa potrzebuję niewielkiego i mobilnego (X220, 12,5”), a więc dłuższa praca w domu zawsze wymuszała podpinanie monitora, klawiatury, myszki, a stacje dokujące potrafią kosztować tyle co sam komputer.
Do wyboru miałem więc bardzo stare komputery IBM, nowe modele ThinkCentre oraz starą stację roboczą IBM, która zupełnie przypadkiem pojawiła się w odpowiednim momencie w serwisie aukcyjnym. Pierwsze komputery były zdecydowanie za stare i już zbyt słabe, żeby się nimi interesować, nowe były zbyt drogie, a stacja robocza nie dość, że wyglądała świetnie (tu jest miejsce na śmiech niektórych czytelników), to jeszcze oferowała wszystko czego potrzebowałem, z mniej więcej dziesięciokrotnym przebiciem. Dwa procesory Xeon, cztery miejsca na szybkowymienne dyski SAS (z dwoma dyskami w środku), masa RAM, masa miejsca na rozbudowę, profesjonalna karta graficzna, gigantyczny zasilacz i to poczucie, że pod biurkiem będzie mogło stać coś, co kiedyś służyło prawdopodobnie do wyższych celów.
Padło więc na leciwego Intellistation 9228 i praktycznie od razu zacząłem zastanawiać się, czy decyzja była na pewno słuszna. Już wniesienie po schodach ważącego prawie 30 kilogramów pakunku nie należało do najłatwiejszy, a to dopiero początek. Pierwsze uruchomienie i już dwie obserwacje – po pierwsze maszyna jest tak profesjonalna, że wiatraczek zasilacza chodzi w niej absolutnie przez cały czas, kiedy jest podłączona do prądu, nawet jeśli komputer jest fizycznie wyłączony. Rozwiązanie? Osobna listwa z wyłącznikiem i wyłączanie jej na noc, żeby w ogóle dało się spać. Reakcją po naciśnięciu przycisku zasilania było natomiast sprawdzenie, czy przypadkiem za oknem nie startuje właśnie samolot. Dwa dyski z RPM na poziomie 10 000 pracowały jak szlifierki, zaniedbane wentylatory szumiały jak małe silniki, a ogólny poziom hałasu był nie do wytrzymania.
Pieniądze (niewielkie, ale…) zostały jednak wydane, wiec trzeba było zabrać się za robotę. Dwa dyski poleciały natychmiast na Allegro, gdzie błyskawicznie znalazł się kupiec, który kupił je za cenę równą 1/3 kwoty, jaką dałem za cały komputer. Potem zaczęło się kompletowanie i wymiana 6 wiatraków, które znajdują się wewnątrz, a że maszyna miała być naprawdę cicha – spokojnie podniosły koszt zakupu o połowę. Niestety wiatraka w zasilaczu ani na karcie graficznej nie da się wymienić, więc pomimo licznych prób komputer nadal radośnie szumi sobie na całe niewielkie mieszkanie.
Do tego doszło jeszcze kilka mniejszych problemów – konieczność sprowadzania z Chin „saneczek” dla dysku twardego, bardzo drogie pamięci ECC, problemy z jego wykryciem i późniejszą obsługą, dziwne przegrzewanie się sprzętu oraz kilka innych (jak np. zajmujące kilka minut uruchamianie ze względu na obowiązkowy pełny test POST) i… zauważalny wzrost zużycia energii w domu. Na szczęście ostatecznie udało się większość z nich rozwiązać i dzisiaj raczej nie żałuję tego zakupu, choć wielokrotnie przeklinałem się za taką decyzję.
Czy 9228 spełnił moje oczekiwania? Tak. W porównaniu do mojego względnie nowego laptopa jest o wiele, wiele szybszy (co łatwo przewidzieć), podobnie jak w porównaniu do większości komputerów stacjonarnych moich znajomych. Problem tylko w tym, że ta różnica objawia się wyłącznie w konkretnych zastosowaniach – obróbka wideo w FullHD działa (względnie) błyskawicznie, za to już otwieranie Chrome czy podobnych aplikacji nie różni się szczególnie od tego, co znajdziemy w zwykłym komputerze.
Czy oznacza to, że nie warto kupować używanej stacji roboczej? Niestety dysponuję tutaj tylko moim przypadkiem i tylko na podstawie jego mogę się wypowiadać. Na pewno koniecznie należy przeanalizować nasze potrzeby i budżet oraz koniecznie zapoznać się z jak największą liczbą opinii. Problem jedynie w tym, że jak przystało na urządzenia niszowe, nie możemy po prostu wejść na Ceneo i poczytać recenzji użytkowników, bo tych przeważnie w ogóle nie ma. Prosty wniosek? Jeśli rozważamy taki zakup, powinniśmy po prostu wiedzieć, że potrzebujemy takiej stacji – w przeciwnym wypadku, zwłaszcza przy starszych modelach, może nas czekać sporo zabawy i przy okazji nauki o tym, czym różni się stacja robocza od zwykłego komputera stacjonarnego. Bo wbrew pozorom nie jest to tylko nazwa i trochę lepsze podzespoły.
DK: I ja, jako drugi autor artykułu, dodam od siebie coś absolutnie subiektywnego. Wbrew pozorom osoby, który pracują jako blogerzy mają też inne zajęcia poza pisaniem do różnego rodzaju wydawnictw. W moim przypadku jest to studiowanie budownictwa. Do niektórych zastosowań, zwłaszcza związanych z architekturą, potrzebuję mocnego komputera. Jednak nie potrzebuję tu takiej precyzji jak w przypadku stacji roboczych, dlatego, w odróżnieniu od Piotra, korzystam z bardzo mocnego komputera stacjonarnego, składanego samodzielnie. Pominę tu jego konfigurację, bo nie jest ona ważna w kontekście tego co chcę napisać. Krótko mówiąc złożyłem komputer i działa on naprawdę dobrze. Przez 95% czasu nie mam mu nic do zarzucenia, bo działa szybko, nie zawiesza się, w dodatku bez problemu pozwala mi na wygodną pracę i granie we wszystkie nowe gry.
Jestem świadom tego, że jest to maszyna zupełnie inna od stacji roboczej, ale dziś chciałbym skupić się tylko na jednej różnicy, a mianowicie awaryjności. Otóż komputer to rzecz martwa i co za tym idzie, niewiarygodnie złośliwa. Te 5% sytuacji, w których maszyna nie działała tak jak trzeba, to oczywiście czas kończenia prac i projektów, czyli czas, w którym komputer stacjonarny jest wyjątkowo potrzebny. Nie oznacza to oczywiście, że powinienem z tego powodu kupować stację roboczą. Różnica w cenie jest na tyle duża, że zdecydowanie wolałbym kupić komputer stacjonarny (który lepiej od stacji roboczej nadaje się do moich ogólnych zastosowań) i na nim pracować. Co prawda niekiedy odmówi on posłuszeństwa, ale cóż, mam na tyle dużą wiedzę, że potrafię go sam szybko naprawić.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przedsiębiorstwach, w których działa wiele takich maszyn. Tam pracuje się nad o wiele większymi i bardziej dochodowymi projektami i konieczne jest zminimalizowanie ryzyka awarii. Pracuje tam tak wiele maszyn, że i tak coś w końcu się zepsuje i lepiej mieć chociaż cień pewności, że zepsuje się tam nie jedna maszyna, ale kilka. Dlatego absolutnie podzielam pogląd, że w firmie zamiast budować stacje robocze, lepiej jest wydać trochę więcej i kupić konkretny sprzęt znanej marki. Choćby z powodu na lepszą obsługę techniczną i gwarancję, dzięki której podczas naprawiania laptopa nie jesteśmy zdani tylko na siebie i zatrudnionego w firmie informatyka. Zresztą wiele firm oferuje na czas awarii sprzętu dostarczenie maszyny zastępczej, co znacznie zmniejsza ewentualną stratę (a raczej brak zysku) przedsiębiorstwa. Gdy sami składamy komputer, nie możemy na takie udogodnienia liczyć.
Krótko mówiąc, jeśli znasz się na sprzęcie i jesteś w stanie poświęcić trochę czasu na ewentualne naprawy sprzętu, warto zaoszczędzić. Jednak jeśli masz nabyć maszyny do większej firmy, kupuj tylko gotowe zestawy sprawdzonych firm, takich jak Lenovo, Dell czy HP. Oczywiście nie mówimy tu o Apple, którego komputer prezentuje się profesjonalnie, ale pod względem dwóch najważniejszych aspektów, czyli możliwości rozbudowy i gwarancji, wypada znacznie gorzej niż zdecydowana większość jego teoretycznie mniej renomowanych konkurentów.
PB: Ja nie mam innego zajęcia...
Zdjęcia Back view of a businessman working with a computer in his office, Inside of the personal computer (power supply motherboard, cables, discs, fan...); PC service, close-up of a computer pochodzą z serwisu Shutterstock.