Morał tej bajki jest krótki i większości znany – nie kupuj konsol równo z premierami
Im bliżej do premier konsol nadchodzącej generacji, tym bardziej opada mój entuzjazm z nimi związany. Jeszcze jakiś czas temu byłem niesamowicie podekscytowany i zastanawiałem się, czy aby nie złożyć zamówienia przedpremierowego. Dzisiaj, widząc ilość wpadek, komplikacji i potknięć producentów, wiem jedno – z kupnem konsoli należy powstrzymać się najdłużej, jak to tylko możliwe. Najlepiej do następnego roku.
Dokonałem już wyboru
Po długich bataliach z samym sobą, podjąłem decyzję. Pod moje strzechy trafi stosunkowo małe PlayStation 4, zakupione wraz z dwoma padami i abonamentem PlayStation Plus. Nie była to decyzja łatwa, ponieważ Microsoft coraz bardziej rozkochuje mnie w sobie, za sprawą mobilnych kafli, świetnego stacjonarnego systemu operacyjnego i pracy nad spójnym ekosystemem, łączącym konsolę, smartfona, tablet i komputer.
Mimo tego – PlayStation 4. Chociaż aktualną generację konsol wygrał w moim przekonaniu Xbox 360, z kolejnymi latami Sony coraz silniej powracało do moich łask, za sprawą takich tytułów jak The Last of Us, Heavy Rain czy Metal Gear Solid. Chcę dać szansę Japończykom, wspomnieniami wracając do tak świetnych platform jak pierwsze dwie konsole PlayStation. Dziękuję jednak losowi, że nie złożyłem zamówienia przedpremierowego.
Wszystko dzięki momentowi zawahania, wynikającemu z coraz większej listy ułomności nadchodzących konsol, w okresie ich premier. Jako zadeklarowany gracz komputerowy, wiedziałem jedno – mam czas i niemal nic ciekawego mnie nie ominie, patrząc na końcówkę 2013 roku. Dzisiaj, po kolejnych doniesieniach o problemach twórców najnowszych konsol, jestem bardziej niż szczęśliwy. Wiem, że w 2013 roku ani Xbox One, ani tym bardziej PlayStation 4, nie mają dla mnie nic do zaoferowania. Mogą za to skutecznie napsuć mi krwi, o czym poniżej.
„Nie żyjemy w Ameryce Północnej”
Poza problemami z samymi urządzeniami, warto jeszcze wspomnieć o naszym krajowym rynku, gdzie klienta traktuje się z takim samym poważaniem, co zeszłoroczny śnieg. To, co zrobił Saturn, to kpina z graczy, którzy byli w stanie oddać tej firmie swoje pieniądze, w geście zaufania i ogromnego pożądania nadchodzącego produktu. W pełni zgadzam się ze słowami cytowanego przez Mateusza konsultanta – „nie żyjemy w Ameryce Północnej”.
Niestety, nawet po doliczeniu stawki VAT, różnej dla każdego ze stanów USA, wychodzi na to, że za PlayStation 4 przyjdzie mi zapłacić więcej, niż naszym kolegom – graczom z Zachodu. Nie są to ogromne różnice, ponadto nie mamy tak smutnej sytuacji jak w Brazylii, gdzie PlayStation 4 będzie kosztować 1800 dolarów. Mimo tego, wciąż nie jest idealnie. Polski oddział Sony zapowiedział naprawdę głośną premierę PlayStation 4 i trzymam kciuki, aby im się udało. Chociaż nie kupię ich konsoli w dniu premiery, to właśnie z tym urządzeniem planuję związać swoją przyszłą rozgrywkę.
Sony to jednak jedno, polskie sieci sklepów to drugie. Mamy w tym momencie do czynienia z prawdziwym przedpremierowym cyrkiem i dopiero sytuacja w kilka bądź kilkanaście dni po debiucie urządzenia pozwoli nam zorientować się, gdzie naprawdę warto kupić PlayStation 4, biorąc pod uwagę cenę, oferowane dodatki czy zestawy typu bundle-pack. Kiedy upadnie premierowy kurz, zamierzam dokładniej zapoznać się z ofertą polskich sklepów, dzięki czemu nie narażę swojego budżetu na takie incydenty, jak te z Saturnem.
Najsłabsza lista startowa w historii?
Polski rynek to jedno, sama biblioteka gier – drugie. Ta zapowiada się nad wyraz skromnie, natomiast pierwsze skrzypce zdają się grać tytuły multi-platformowe. To produkcje typu Battlefield 4 czy Assassin’s Creed 4 wydają się być najbardziej ciekawe. Tyle tylko, że w tym samym okresie będę je ogrywał na komputerze osobistym, w znacznie niższej cenie oraz z większymi możliwościami. Battlefield 4 na konsoli? Nie, dziękuję, wygląda świetnie, ale mimo wszystko postoję. Tylko spójrzcie, jak prezentuje się lista startowa dla nadchodzącej konsoli Sony:
Killzone: Shadow Fall, Knack, Resogun, Flower, Sound Shapes, Angry Birds: Star Wars, Assassin's Creed 4: Black Flag, Battlefield 4, Call of Duty: Ghosts, DC Universe Online, FIFA 14, Injustice: Gods Among Us Ultimate Edition, Just Dance 2014, Lego Marvel Super Heroes, Madden NFL 25, NBA 2K14, Pinball Arcade, Contrast, Skylanders Swap Force, Warframe, Tiny Brains oraz Super Motherload.
Połowa z tych tytułów to minisy oraz produkcje indie. Oczywiście ich obecność cieszy, lecz nie są to gry wielkie, głośne i napędzające sprzedaż. Nie jest to coś, dla czego chce się bądź można kupić konsolę. Nawet nie wspomnę o bajońskich sumach, jakie za Wściekłe Ptactwo muszą płacić konsolowi gracze. Po wykreśleniu tych produkcji z listy, zostają nam tytuły multi-platformiowe oraz dwa „wielkie” tytuły ekskluzywne. Jednym z nich jest Knack – gra, którą miałem już szansę ograć na targach IFA i która w żaden sposób nie zachwyca. Jak z kolei donoszą Czytelnicy Spider’sWeb, Killzone jest napompowaną marką, w dużej części niegodną tak medialnego szumu. Po wspomnieniach z częścią drugą, trudno się z Wami nie zgodzić.
Wychodzi więc na to, że PlayStation 4 podczas swojego startu nie ma mi absolutnie nic do zaoferowania. Produkcje pokroju FIFY bądź Battlefielda będę ogrywał na komputerze osobistym. Flower, Sound Shapes, Angry Birds czy Pinball Arcade – to wszystko ciekawe minisy, ale poznałem je już na innych platformach i na pewno nie kupię dla nich konsoli. Całkiem ciekawie zapowiadający się DriveClub został przesunięty na 2014 rok, co bardzo boli, biorąc pod uwagę moje doświadczenia z tym tytułem oraz jego zapowiedzianą obecność w katalogu PlayStation Plus. Na konsolach nowej generacji nie wyląduje w tym roku również Watch Dogs, na które wciąż czeka wielu z Was. Będąc przy tym tytule, nieco się rozczarowałem ostatnimi materiałami reklamowymi, lecz nowe IP Ubisoftu wciąż zapowiada się niezwykle interesująco. Tyle tylko, że ogram je na PC, podobnie jak kapitalnie wyglądające The Division, na które ślinię się już od dłuższego czasu.
Podsumowując – PlayStation 4 w momencie premiery nie ma żadnej gry, która sprawia, że chcę 29 listopada wydać niemal 2000 złotych. Tutaj muszę oddać oczekującym na Xboksa One, że ich line-up na kilka pierwszych tygodni po premierze urządzenia prezentuje się znacznie bardziej obficie – Ryse: Son of Rome, Killer Instinct, Dead Rising 3 i oczywiście Forza Motorsport 5 to wszystko produkcje, w które naprawdę chcę zagrać i wiem, że nie położę na nich łap inaczej, niżeli inwestując w nadchodzącą maszynę Microsoftu. Chociaż Forza i Dead Rising naprawdę bolą, nie będę kupował dwóch konsol nowej generacji, przynajmniej nie w pierwszy rok bądź dwa lata od ich premiery. Serce pozostaje przy Sony, lecz jest to bardzo bolesny wybór. Na całe szczęście, z pocieszeniem nadciąga poczciwy komputer osobisty, z produkcjami tanimi, ślicznymi oraz podatnymi na modyfikacje oraz myszkę i klawiaturę.
Gdyby Xbox One i PlayStation 4 miały swoją premierę w starożytnej Sparcie, zostałyby zrzucone ze skały
Spartanie zrzucali ze skał dzieci niedorozwinięte oraz z widocznymi wadami. Dokładnie to samo spotkałoby urządzenia Microsoftu i Sony, biorąc pod uwagę ich kondycję w dniu premiery. Produkty rywalizujących ze sobą gigantów są dalekie od tego, czym karmili nas ich twórcy przez ostatnie miesiące, za pomocą medialnych doniesień.
Xbox One nie będzie miał możliwości tworzenia gier przez rok od swojej premiery. Okazało się również, że Kinect wcale nie jest tej konsoli potrzebny do szczęścia. Co więcej, urządzenie Microsoftu nie ma możliwości uruchomienia gier z wcześniejszych konsol giganta z Redmond. Na ten moment nic nie wskazuje, aby świetna oferta bezczelnie skopiowana od Sony i ich PS+, to jest Games with Gold, trafiła na XBone. Co więcej, w dniu premiery tej konsoli posiadacze Live’a nie będą mogli nawet przypisać do swojego Gamertaga prawdziwego imienia i nazwiska, widocznego dla znajomych.
Oczywiście z PlayStation 4 nie jest lepiej. Ba, jest nawet gorzej, niż sądziłem. Zaraz po premierze urządzenia Sony, te nie poradzi sobie z dużą ilością zestawów słuchawkowych. PS4 nie wesprze urządzeń DLNA. Co porażające, w konsoli kupionej ze sklepu zabraknie tak fundamentalnych rozwiązań jak tryb uśpienia, świetne Remote Play, możliwości robienia zdjęć oraz kręcenia filmów, synchronizacji z Twitchem, grania z pobieraniem plików w tle, funkcjonalności komend głosowych czy nawet… używania napędu Blu-ray. Oczywiście wszystko naprawi wydany w dniu premiery, ważący pokaźne 300 MB patch, lecz tego typu praktyka budzi pewien niesmak.
Zwłaszcza, że łatka oprogramowania PlayStation 4 nie wyeliminuje takich wpadek jak brak możliwości wysłania filmu na YouTube – tak promowany przez Sony przycisk „share” traci więc swoją największą funkcjonalność, przynajmniej na kilka pierwszych tygodni od debiutu maszyny. Uruchamianie starszych produkcji z wcześniejszych konsol PlayStation również nie będzie możliwe od razu. Usługa streamowania obrazu ruszy „gdzieś” w 2014 roku i będzie polegać na rozwiązaniach, które być może znacie z testów GaiKai.
Rozwiązanie? Dla mnie jest proste – wstrzymać się z zakupem
Już nie mogę się doczekać debaty z Maćkiem Gajewskim na temat wyższości jednej konsoli nad drugą. Maciek na pewno stanie po mrocznej stronie Microsoftu, mi z kolei zapewne przyjdzie walczyć o honor PlayStation 4. Mimo tego, patrząc na dotychczasowe wpadki obu producentów platform do grania, wydaje mi się, że do tej debaty może nie dojść zbyt prędko.
PlayStation 4 na pewno wyląduje pod moim dachem. Ze względu na powyższe argumenty, stanie się to jednak później, niż pierwotnie zakładałem. Na ten moment świetne urządzenie nie ma mi absolutnie nic do zaoferowania, zarówno w warstwie technicznej, jak i samych gier. W 2014 roku sytuacja na pewno ulegnie radykalnej zmianie, lecz do tego czasu… cóż, czas na kolejną sesję z Guild Wars 2. Na konsoli tego nie dostaniesz.