REKLAMA

Dzięki temu wynalazkowi moglibyśmy spać 4 godziny na dobę. Tylko po co?

Ostatnio furorę robi opaska ZizZ, która odpowiada za optymalizację czasu snu i ograniczenie go do 4 godzin na dobę oraz kilku krótkich drzemek. Dzięki niej można zaoszczędzić wiele czasu i wysypiać się śpiąc mniej.  Tylko czy ktoś zastanowił się, co z tym czasem można zrobić? Przeznaczyć na pracę? Na naukę? Na poszerzanie swoich horyzontów? To bardzo szczytny cel, ale nie zapominajmy o tym, że sen jest najzwyczajniej w świecie przyjemny i wątpię, że wiele osób będzie chciało z niego choć częściowo zrezygnować.

Zizz - Intelclinic
REKLAMA

Muszę przyznać, że nie rozumiem do końca fenomenu tej opaski i jak na razie uważam ją za produkt sezonowy, o którym będzie głośno przez kilka dni, może tygodni, a potem świat o nim zapomni. Przynajmniej nasza część. Bo czy znacie kogoś, kto świadomie zrezygnowałby ze snu, ograniczył go do niezbędnego minimum tylko po to, by wydłużyć sobie dzień? Na poważnie nie, ale gdyby dać ponieść się fantazji, mógłbym powiedzieć, że ZizZem mogą być zainteresowani studenci w czasie sesji. Jest to jednak tak oszczędna grupa społeczna, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić ich wydających pieniądze na taki gadżet.

REKLAMA

Czemu? Tak mi mówi intuicja. Swego czasu namawiałem sporo osób słuchających dużo muzyki i chronicznie narzekających na wysokie ceny płyt na płacenie za Deezera. Używanie tego typu usług to ogromny zysk dla użytkownika i znikomy dla twórcy, ale chyba lepiej jest dać ulubionemu zespołowi zarobić chociaż grosze niż zupełnie nic. Mimo to, gdy mówiłem, że cena tej usługi wynosi niecałe dwie dychy miesięcznie, słyszałem, że za to przecież można kupić flaszkę. Logika godna ludzi starających się o wyższe wykształcenie.

intelclinic-zizz2

ZizZ będzie kosztował 225 dolarów, co przekroczy możliwości nie tylko studentów, ale też większości innych użytkowników. Co prawda inne gadżety takie jak smartfony i tablety kosztują znacznie więcej, ale większość z nich kupuje je w abonamencie i spłaca je nie zauważając tego. Twórcy ZizZa muszą zatem wziąć pod uwagę, że większość ludzi nie chce wykładać za taki gadżet 225 dolarów lub niemal 1000 złotych i uatrakcyjnić model sprzedaży. Myślę, że sprzedaż samej usługi krótszego spania i dodawanie do niego urządzenia mogłoby lepiej podziałać na potencjalnych klientów. W końcu nie zwracaliby oni uwagi na to, że wydają 225 dolarów na okulary, a płacą 10-15 dolarów miesięcznie za komfort i zaoszczędzone godziny. Kampania połączona z wyliczeniem, jak szybko przeciętny Amerykanin zarobiłby na taki gadżet (w zaoszczędzonym czasie) mogłaby podziałać na wyobraźnię ludzi. Ludzi, którzy nie chcą przyziemnych urządzeń i techniki, a rewolucyjnych rozwiązań i magii.

Pomijając jednak aspekt modelu sprzedaży urządzenia, sam nie używałbym ZizZ głównie dlatego, że sen jest najzwyczajniej w świecie bardzo przyjemny, przynajmniej dla mnie. Tak samo jak jedzenie. Rozumiem, że przygotowanie posiłku lub zapracowanie na niego może trwać godzinę lub więcej, ale najzwyczajniej w świecie nie wyobrażam sobie, żebym zamiast spaghetti czy sushi jadł tabletki wypełnione niezbędnymi dla mnie substancjami. Jeśli mam oszczędzać czas po to, by nie spędzać go w przyjemny sposób to za to podziękuję, gdyż przypomina mi karykaturalną sytuację z poniższego dowcipu:

REKLAMA

Warto wziąć pod uwagę fakt, jak mało użyteczny jest to gadżet. Może i sen monotoniczny, trwający 7-9 godzin jest nieekonomiczny, ale z całą pewnością można uznać go za bardziej praktyczny. Nie wyobrażam sobie, że piszę tekst i idzie mi on dobrze, a opaska mówi mi „idź spać”, a ja wtedy ucinam sobie 20-minutową drzemkę. A takich sytuacji jest o wiele więcej. Etatowa praca, szkoła, uczelnia. Po sobie, swoich rówieśnikach i rodzinie wiedzę, że na luksus drzemek nie mógłby sobie pozwolić niemal nikt. Jedynym jego zastosowaniem, ważniejszym od możliwości krótszego snu, jest możliwość wczesnego wykrywania padaczki. Jednak aby była do tego wykorzystywana, musi przejść odpowiednie testy i zdobyć certyfikat, co jeszcze trochę potrwa.

Reasumując, ZizZ kupią tylko japońscy pracownicy korporacji lub osoby cierpiące na somnifobię. Sam staram się skontaktować z założycielem firmy intelclinic, który być może sprawi, że zmienię zdanie o jego wynalazku. Rozumiem, że możecie być oburzeni moją negatywną opinią o tym głośnym polskim startupie, ale ja po prostu od hasła „Dobre, bo polskie” wolę „Dobre i polskie”, a najlepiej "Użyteczne, dobre i polskie".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA