BlackBerry płaci za swoją niesłychaną arogancję
Patrząc na to, co dzieje się wokół BlackBerry, zastanawiam się, gdzie leży poziom arogancji szefostwa kanadyjskiej spółki i jak wielki wpływ ma to na aktualną sytuację tej jeszcze do niedawna potężnej marki. Nawet u schyłku samodzielnej egzystencji firmy, szefostwo BlackBerry wydaje się być totalnie oderwane od rzeczywistości.
Od wczoraj BlackBerry jest w trakcie oficjalnego procesu wyjścia z giełdy po tym, jak jeden z udziałowców firmy, fundusz finansowy Fairfax Financial Holdings, podpisał list intencyjny w sprawie przejęcia kanadyjskiego producenta smartfonów wyceniając go na 4,7 mld dol. To jeszcze nie oznacza, że Fairfax będzie tym, który BlackBerry przejmie, ponieważ wszystkie inne zainteresowane przejęciem strony mają czas do 4 listopada na przedłożenie swoich ofert. Do tego czasu trwać będzie due-dilligence, czyli analiza księgowo-finansowa kondycji firmy, po którym Fairfax będzie musiał się ostatecznie określić czy kupuje BlackBerry, czy nie. Jeśli wcześniej BlackBerry sprzeda się komuś innemu, Fairfax zarobi… co najmniej 150 mln dol.
Sprawa wygląda więc nieco jak trick właścicieli BlackBerry, który miałby przyspieszyć ewentualne ruchy realnie zainteresowanych przejęciem stron. Zauważmy, że Fairfax nie jest graczem na rynku mobilnym. Microsoft, Samsung, Lenovo, LG, ZTE, Huawei, czy Xaomi są. Niewykluczone, że to nie aktualny posiadacz 10% akcji BlackBerry będzie jego nowym, prywatnym właścicielem.
Zresztą sytuacja BlackBerry przypomina tę, która była niedawno udziałem Della. Amerykański producent komputerów PC, który przeżywa podobne problemy do BlackBerry, także zdecydował się na wyjście z giełdy i dalszą działalność jako prywatna spółka. Tam również zainteresowanym był mniejszościowy udziałowiec, w tym przypadku założyciel firmy Michael Dell. W rezultacie musiał on stoczyć potężną batalię prawną z zewnętrznym inwestorem Carlem Icahnem, by przeprowadzić swój plan. Kto wie, czy na podobne kłopoty nie szykuje się BlackBerry.
Tak, czy siak dni BlackBerry jako marki producenta smartfonów są policzone.
Popatrzmy bowiem na wycenę BlackBerry. Biznes smartfonowy BlackBerry jest warty 0 dolarów. Spektakularna porażka nowych urządzeń działających pod kontrolą systemu BlackBerry 10 finalnie przypieczętowała los marki. Sprzedaż na poziomie 2,7 mln sztuk nie pokrywa kosztów produkcji i marketingu; wynik na sprzedaży smartfonów od dawna jest dla kanadyjskiej firmy ujemny. Trudno uwierzyć, aby miało się to zmienić, gdy BlackBerry będzie działać jako spółka prywatna. Kompromitacja numer 1.
1,2 mld dol. to wycena BlackBerry Messengera (BBM) - popularnego komunikatora i serwisu społecznościowego działającego aktualnie jedynie na… smartfonach BlalckBerry. Próba poszerzenia dostępności BBM na urządzeniach iOS (Apple), czy Android (Google) okazała się spektakularną klapą. Po kilku godzinach od debiutu, ze względu na gigantyczne zainteresowanie, usługa padła, a BlackBerry zdecydował się na usunięcie aplikacji. Kompromitacja numer 2.
Około 1 mld warte są patenty BlackBerry. Od lat działająca na rynku mobilnym kanadyjska spółka dorobiła się bardzo silnego portfolio patentów (ponad 5,2 tys.), które mogą stanowić oręż przeciwko konkurentom. Co więcej, wycena tego portfolio zależy również od tego kto i dlaczego miałby je przejmować. Jeśli bowiem zainteresowani nim będą giganci tj. Apple, Microsoft czy Google, to mogą zapłacić znacznie więcej tylko po to, aby nie dopuścić do nich konkurenta.
2,8 mld dol. - tyle gotówki wciąż kanadyjska spółka ma na kontach bankowych, choć w ciągu ostatniego kwartału straciła ponad 500 mln. To zapewne nie ostatnia strata w najbliższych miesiącach, ponieważ dwa dni temu BlackBerry zapowiedział, że najnowsza strata kwartalna wyniesie… okrągły 1 mld dol. W związku z tym zapowiedziano 40% redukcję zatrudnienia w firmie.
Perspektywa fatalnego wyniku, skutkującego utratą pracy przez 40% załogi BlackBerry, nie przeszkodziła jednak szefom firmy kupić prywatny odrzutowiec za ponad 20 mln dol. zaledwie dwa miesiące wcześniej (czyli w trakcie trwania feralnego kwartału). Czy można skompromitować się jeszcze bardziej?
BlackBerry zawsze było u mnie na wysokim miejscu wśród ulubionych marek. Pamiętam jak około 10 lat temu marzyłem o tym, by kupić BlackBerry, na które wtedy nie było mnie stać. Pamiętam też, jak wspaniale prezentowały się terminale BlackBerry na tle ówczesnej konkurencji, jak bardzo wyprzedzały ją zarówno pod kątem designu urządzeń, jak i oprogramowania.
Pamiętam również to, że wtedy, gdy już jako bloger i dziennikarz spotykałem się z przedstawicielami BlackBerry, to czułem się zestresowany jak przed kartkówką w szkole średniej. Poziom formalizmu, korporacyjnych uzależnień, zezwoleń i embarg przekraczał wszelkie znane mi z kontaktów z innymi firmami normy. Tak wielkiej ignoranckiej arogancji, jak w BlackBerry, nie spotkałem nigdzie indziej.
Jak widać, do dziś, gdy firma stoi na skraju zniknięcia z rynku, to się nie zmieniło.