REKLAMA

Zostałem niewolnikiem Steama na lata... ale za to bardzo zadowolonym

Steam to najbardziej popularna platforma cyfrowej dystrybucji gier na świecie. Około 15 milionów użytkowników, w tym ja, może przebierać w ogromnym katalogu ponad 2 tysięcy pozycji. Dotychczas miałem siebie na przeciętnego klienta tej platformy. Od wczoraj uważam siebie za jej niewolnika.

03.08.2013 10.49
Zostałem niewolnikiem Steama na lata… ale za to bardzo zadowolonym
REKLAMA

Steam to nie sklep

REKLAMA

Steam nie jest zwyczajnym sklepem. Jest społecznością, jest tym modnym „community”. Platforma Valve osiągnęła coś, czego nie udało się Originowi od EA, nie udało się również Uplay'owi od Ubisoftu. Konkurencyjne dystrybutory cyfrowych treści wciąż są jedynie sklepami oraz uciążliwym dodatkiem podczas procesu instalacji, wymaganym i niechcianym. Steam stał się monstrualną, zgraną grupą. Platformą wymiany doświadczeń, zdjęć i filmów z gier, a także bazą wypadową do wspólnej rozgrywki na internetowych serwerach.

Dla gracza platforma Valve to trochę jak butik z klimatyzacją, w upalne dni. Nie tylko chce się coś kupić, ale i zostać na chwilę dłużej, porozmawiać, porozglądać się. Gabe Newell ze spółką udostępnił graczom pokaźną ilość narzędzi i możliwości, aby silniej związać ich z tym wirtualnym miejscem, co bardzo dobrze im wychodzi.

Fora czy grupy dyskusyjne stanowią skarbnicę wiedzy o grach oraz łączą z innymi, na bazie wspólnych zainteresowań. Kiedy z kolei Steam połączy użytkowników węzłem miłości, ci wiedzą o sobie praktycznie wszystko. Od tego, czy jest się akurat online, przez tytuł, jaki aktualnie ogrywamy, na ostatnio zdobytych osiągnięciach kończąc.

Steam z roku na rok oferuje coraz więcej. Nie tak dawno temu na platformie cyfrowej dystrybucji pojawiły się kolekcjonerskie karty do zdobycia, coś na kształt poziomów doświadczenia oraz specjalne „odznaki”, świadczące o prestiżu danego użytkownika.

Social do mnie nie trafia

Mimo tego, zawsze pozostawałem względnie odporny na rozwiązania Valve, które zachęcały do integracji graczy. Steam nie zmusił mnie do przesiadywania na forach i grupach dyskusyjnych, o ile nie miałem czysto technicznego problemu z jakąś grą. Dla mnie wciąż był to w głównej mierze sklep i poza przeglądaniem ofert, ściąganiem aktualizacji oraz modyfikacji, nie używałem platformy Valve do niczego innego. Najchętniej Steam uruchamiałem w trybie offline, z obawy o atak reklamami. Mimo tego, od wczoraj związałem się w tą platformą silniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Na lata. W dodatku wbrew własnej logice oraz już posiadanej bibliotece gier.

Steam zasilany parą promocji

O co się rozchodzi? O promocje, oczywiście. Z okazji trwającego właśnie QuakeConu, na Steam pojawiła się olbrzymia paczka gier wydawana przez legendarne studio Id Software oraz utalentowanych twórców gier cRPG – Bethesdę Softworks. Składający się z 42 pozycji tłusty pakunek kosztuje 375 złotych i wciąż możecie go zdobyć. Sporo. Kiedy jednak przeliczyć to na cenę od pojedynczej gry bądź dodatku, wychodzi 9 złotych za sztukę. W tym momencie oferta Steam stała się dla mnie bardzo atrakcyjna, natomiast myszka odruchowo powędrowała w kierunku przycisku „dodaj do koszyka”.

Z racjonalnego punktu widzenia moja decyzja była po prostu idiotyczna. Chociaż QuakeCon Pack składa się z samych fenomenalnych, kultowych i wiecznie żywych pozycji, większość z nich ograłem już dawno temu, a z niemal każdym tytułem miałem w jakiś sposób do czynienia. Wszystkie odsłony legendarnych strzelanin, takich jak Quake, Doom czy Wolfenstein mam już za sobą. Z większością naprawdę świetnych gier cRPG, takich jak Morrowind, Skyrim czy Fallout 3 spędziłem godziny zabawy, skutecznie wydłużone kapitalnymi modyfikacjami. Nawet nieco już zapomniany horror Call of Cthulhu: Dark Corners of the Earth był kiedyś obowiązkową pozycją na mojej liście i bawiłem się z nim naprawdę przednio.

Zakupy wbrew logice

Mimo tego, kupiłem ogromną paczkę QuakeCon na Steam. Wbrew logice, wbrew pudełkowym, zakurzonym egzemplarzom na półce oraz przeczuciu, które mówiło mi, że większości z tych 42 pozycji nigdy nie uruchomię. Około 375 złotych wyparowało z konta PayPal, natomiast mój dysk twardy został zalany strumieniem danych. Dziesiątki gigabajtów zaczęły wdzierać się do mojego komputera, chociaż w większości przypadków zapewne będą jedynie bezproduktywnie zabierać mi wolną przestrzeń dyskową. Pytam się więc, dlaczego?

Ponieważ Steam opanował do perfekcji sztukę generowania sztucznych potrzeb. Jedną z podstawowych zasad marketingu nie jest zaspokojenie popytu potencjalnych klientów, ale tego popytu wygenerowanie, wbrew faktycznym potrzebom. Nie potrzebowałem tych gier. Mimo wszystko, 75-procentowy rabat, prosta kalkulacja oraz ilość tytułów, które wystarczą mi na lata, zrobiły swoje. Śliczne reklamy, promujące naprawdę dobrą zawartość, wykonały swoje zadanie, zamieniając mój umysł na papkę krzyczącą "weź to, weź to, takiej okazji już nie będzie".  Będą za to na pewno inne, kolejne, równie atrakcyjne i całkiem możliwe, że znowu się im poddam bez większego oporu.

Para gęstnieje

Właśnie na tego typu promocjach Steam zarabia najwięcej. Porównując ilość sprzedanych cyfrowych egzemplarzy objętych atrakcyjnym rabatem do tych, które promocji nie podlegają, Steam praktycznie na nich nie zarabia. Spójrzcie tylko na poniższą grafikę, która przedstawia ilość transakcji zawartych w tej platformie cyfrowej dystrybucji:

Każdego dnia na Steam zostaje kupionych od 500 do 1000 gier w swoich standardowych cenach. Kiedy jednak na platformie Valve pojawiają się atrakcyjne upusty, ilość transakcji zwiększa się nawet dziesięciokrotnie. Pomimo 75-procentownych zniżek, zysk z takich zakupów jest ponad dwukrotnie większy. Wielokrotnie większy jest również ruch na samej stronie, systematycznie zwiększa się także baza użytkowników Steam. W końcu w ten sposób i ja zacząłem korzystanie z tej platformy - bardzo dawno temu utworzyłem tutaj konto właśnie po to, aby skorzystać z ogromnych wyprzedaży. Większa baza użytkowników, co oczywiste i co widać na grafice umieszczonej wyżej, generuje wyższe przeciętne dochody, które na przestrzeni pięciu lat uległy podwojeniu. Kapitalny wynik.

Komfort niewolnika

REKLAMA

Chociaż kolekcja gier na półce kiedyś napawała mnie dumą, dzisiaj to tylko kolejna powierzchnia dla walczącej niestrudzenie z kurzem szmatki. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz korzystałem z napędu DVD-ROM w komputerze. Na Steam jestem jednak niemal codziennie. Teraz będę jeszcze częściej. Nie chodzi nawet o to, że zagram w każdą z 42 zdobytych gier, po 9 złotych od sztuki. Po prostu mam je obok siebie. Chociaż obok siebie mam również fizyczne płyty, te zaczynają być dla mnie jak z odległego, nieznanego wymiaru. Śmiem nawet wątpić, czy duża część z nich w ogóle jeszcze zadziała, o kompatybilności z Windows 8 nie wspominając. Dzięki Steam moja biblioteka jest razem ze mną, na każdym komputerze.

Stałem się niewolnikiem platformy cyfrowej, ale niewolnikiem niesamowicie wygodnym.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA