Twitter prawie synchronizuje się pomiędzy urządzeniami. Niestety "prawie" robi wielką różnicę
Wczoraj wieczorem miała miejsce globalna aktualizacja aplikacji Twittera - nowych wersji doczekały się zarówno klienty serwisu na iPhone'a i smartfony z Androidem, jak i aplikacja na OS X. Ogólnie zmiany należy ocenić na duży plus, jednak wciąż pozostaje duży, frustrujący niedosyt, który w moich oczach kompromituje programistów Twittera.
Twitter to moje podstawowe medium informacyjno-społecznościowe. To tam na bieżąco obserwuję co się dzieje, co rozpala wyobraźnię ludzi na całym świecie. Twittera mam włączonego zawsze i wszędzie - jeśli pracuję przy biurku, to aplikacja serwisu chodzi non-stop na OS X, jeśli jestem poza biurem, to aplikacja Twittera na smartfonach jest, zapewne obok Facebook Messengera, najczęściej używaną przeze mnie aplikacją.
Nie jestem pewnie w tym osamotniony. Wprawdzie Twitter w Polsce wciąż nie jest medium masowym i nie zapowiada się, aby wkrótce miało się to zmienić, to jednak dla wielu przedstawicieli mediów tradycyjnych i nowych, których znam, Twitter to podstawa codziennego funkcjonowania. Dlatego tak ważne dla nas wszystkich jest odpowiednie działanie serwisu.
Jak wielokrotnie na łamach SW wspominałem, nie jestem fanem aplikacji webowych. Dla mnie najważniejsze programy muszą działać w postaci natywnych programów w danym systemie operacyjnym, a nie w oknie przeglądarki, gdzie umykają w zalewie innych informacji. Dlatego teraz zmagam się z uczeniem z korzystania z webowego Feedly do czasu aż świetna aplikacja Reeder będzie się z zamiennikiem nieodżałowanego Google Readera łączyła. Z Twittera z kolei od zawsze używam via aplikacja na OS X.
Aplikacja na OS X, w pewnym momencie kompletnie przez Twittera porzucona, od jakiegoś czasu znowu jest rozwijana i aktualizowana. Wczorajsza aktualizacja przynosi najbardziej oczekiwaną przeze mnie nowość - pełną funkcjonalność panelu "połącz". Teraz z poziomu aplikacji w OS X możemy zapoznać się z informacjami kto dodał nas do obserwowanych, kto retweetował nasze tweety i kto dodał nasze tweety do ulubionych. Oczywiście tam też widzimy wzmianki nas dotyczące. Świetnie.
Wszystkie trzy aplikacje zyskały jeszcze coś więcej - pełną synchronizację prywatnych wiadomości. Oznacza to, że DM przeczytany powiedzmy na iPhonie będzie odznaczony jako przeczytany na Androidzie, OS X, czy w wersji webowej serwisu. To również świetne.
Zastanawia mnie jednak dlaczego Twitter nie poszedł o krok dalej i nie uruchomił pełnej synchronizacji treści w "połącz" pomiędzy użytkownikami. To znacznie ważniejsza część Twittera, bo związana z bieżącym korzystaniem z serwisu. Wiadomości prywatnych wysyłamy znacznie mniej niż statusów, mają one bardziej prywatny wymiar, więc w gruncie rzeczy są dla ogólnego doświadczenia Twittera o mniejszym znaczeniu niż to, co dzieje się w "połącz".
Treści w "połącz" wciąż nie są synchronizowane pomiędzy urządzeniami i jest to nie tyle frustrujące, co wręcz kompromitujące dla programistów Twittera. W dobie powszechnych rozwiązań synchronizacji informacji w chmurze nie powinno to przecież być nadzwyczaj trudnym zadaniem do wykonania. A nawet jeśli, to kto jak nie Twitter - serwis z setkami milionów użytkowników, z przychodami powyżej 1 mld dol. - miałby przodować w implementacji jakże pożądanych opcji.
Aby nieco wytłumaczyć Twittera, warto zauważyć, że Facebook jest jeszcze gorszy. Ten największy społecznościowy serwis świata, gdzie pewnie dokonuje się dziś znaczna część internetowej bezpośredniej komunikacji, nie potrafi synchronizować nie tylko powiadomień (jak Twitter), ale także czatu, czyli odpowiednika DM Twittera.
W czasach, gdy korzystamy z wielu urządzeń komputerowych, gdy w kieszeniach mamy czasem nie dwa, lecz nawet trzy smartfony, a w domu walają się tablety, pełna synchronizacja wiadomości i stanu pracy powinna być absolutnym wymogiem.
Wciąż nie jest, niestety.