Jest Pandora, a po niej długo nic
Radia internetowe zawsze były dla mnie niezrozumiałe - po co ich słuchać, jeżeli utwory są kiepsko dobrane. Możemy przecież cieszyć się pożądaną muzyką "na życzenie". Potem jednak spróbowałam Pandory, która sprawiła, że radio internetowe ma sens.
Problemem serwisów radiowych jest po pierwsze ich skomplikowanie. Spotify czy Deezer oferują radia obok zwykłego streamingu na żądanie, przez co nie są one priorytetem, tyko dodatkiem. Poza tym, jakiego radia bym nie spróbowała - od Last.fm, gdy jeszcze było dostępne, przez Deezera, Spotify, rara, WiMP i innych - dobór utworów, mimo że w teorii oparty na guście i historii odsłuchów oraz zaawansowanych algorytmach, najczęściej jest kiepski.
Pandora, jeden z pierwszej fali popularnych serwisów radiowych w Stanach Zjednoczonych, w teorii nie jest dostępny w Polsce. W praktyce na smartfonie wystarczy np. TunnelBear, a w przeglądarce rozszerzenie ProxMate, by móc z niego korzystać. Mimo, że wiem, że to nie jest do końca w porządku, bo pieniądze z tantiem wędrują nie do polskich organizacji zarządzania prawami autorskimi, że reklamy, które serwuje Pandora są nietrafione i tylko pogarszam ich stan w sieci, to nie mogę powstrzymać się przed korzystaniem.
Pandora jest prosta. Interfejs webowy inspirowany jest iOS-em od Apple'a, jednak jest bardzo przejrzysty i nie przeszkadza w odbiorze muzyki ani w nawigacji. Dostajemy listę naszych ulubionych stacji, miniaturę właśnie granego utworu, pasek odtwarzania, a na dole tekst utworu i podobnych artystów. Dodatkowo możemy korzystać także z zakładek, w których można obserwować znajomych lub podejrzeć swój profil i zdecydować, czy to czego słuchamy będzie widoczne publicznie, czy nie.
Sam odtwarzacz ma tylko kilka przycisków - play/pause, dalej oraz kciuki w górę i w dół. Te ostatnie są dosyć istotne. To nimi oceniamy utwory, dzięki czemu Pandora uczy się naszego gustu i lepiej dopasowuje kolejne kawałki. Po klinięciu "dislike'a" automatycznie odtwarzany jest kolejny w kolejce utwór. Do interfejsu webowego mam tylko jeden zarzut - czasem za wolno reaguje, np. po kliknięciu kciuka w dół. Za to miłym akcentem jest wznawianie odtwarzania w przerwanym miejscu po ponownym wejściu do serwisu.
Aplikacja na Androida dostała ostatnio całkiem przyjemną aktualizację, i choć ciężko nazwać ją majstersztykiem, to jest przyzwoita i funkcjonalna.
Dlaczego Pandora jest taka wspaniała? Otóż żaden inny serwis, z którego korzystałam, nie dobiera tak świetnie utworów. Wystarczy podać artystę, gatunek muzyki lub kompozytora, a Pandora w magiczny sposób odtworzy tożsame utwory, a na dodatek na początku poinformuje nas, według jakich kryteriów je dobierze. Trafność jest imponująca - w ciągu już 2 miesięcy używania serwisu (a każdego dnia używam go coraz więcej), Pandora przypomniała mi stare, dawno zapomniane kawałki, pokazała wiele nowych artystów i świetnie sprawdziła się jako odtwarzacz w tle, który nie sprawia niespodzianek.
Pandora ma jeszcze jedną, świetną funkcję, którą ciężko znaleźć gdzie indziej. Do stacji radiowych można dodać wariacje, czyli dodatkowe źródła. I tak słuchając stacji "rock" możemy przypisać do niej konkretny zespół, słuchając stacji np. The White Stripes mogę dopisać do niej kolejnego artystę i otrzymać mocniej sprofilowany wybór utworów. Dla fanów muzyki takie wariacje są niezastąpione!
Przyznaję bez bicia, że nie korzystałam z desktopowej wersji Pandory, nie połączyłam jej nawet z Facebookiem, i chociaż chciałam zapłacić za dostęp, to radio nie przyjmuje moich polskich kart. Bo Pandora jest darmowa, choć ograniczona lokalnie, oficjalnie w Polsce jej nie ma.
Przez Pandorę spada moja aktywność na Deezerze, a dokonać tego nie udało się nawet słynnemu, podobno magicznemu Spotify (które mam, ale fenomenu wciąż nie rozumiem). Zdecydowanie polecam!