REKLAMA

Test Drive: Ferrari Racing Legends - recenzja Spider's Web

Pamiętam jak jakoś na początku lat 90-ych tata przyniósł do domu upolowaną - zapewne w naczelnym wówczas centrum dystrybucji na Grzybowskiej - pierwszą część gry Test Drive. "Taka realistyczna, jak prawdziwa jazda samochodem, spodoba ci się!". Rzeczywiście była realistyczna, ja jednak wolałem grać w poczciwego Lotusa. Czemu o tym piszę? Otóż minęło 20 lat, a jeśli chodzi o odbiór serii Test Drive, nic się nie zmieniło. No, teraz gra się w Need for Speed.

Test Drive: Ferrari Racing Legends - recenzja Spider's Web
REKLAMA
REKLAMA

Seria Test Drive nigdy nie była najlepszymi wyścigami na rynku, zawsze jednak bardzo ambitnie o to miano walczyła. Po latach 90-ych przyszedł moment zastoju, a następnie uderzenie pod osłoną Unlimited i Unlimited 2, które szczęśliwie trafiło na słabsze dni wyścigów od EA (seria NFS i Burnout), mierząc się głównie z zawsze ambitnie ścigającymi się Codemasters. Od 2011 roku sporo się jednak w kwestii licencji pozmieniało, Test Drive zmienił producenta i wydawcę. A nowi autorzy (swego czasu dali światu NFS: Shift) mieli swój zupełnie nowy pomysł na serię. Pomysł, moim zdaniem, genialny.

Ferrari Racing Legends to gra powstała przy współpracy ze znanym koncernem samochodowym, producentem aut, o których marzy każde niemal każde dziecko (i to przez około 80 lat swojego życia). Produkcja zabiera nas w sentymentalną podróż po poczynaniach Ferrari. Brakuje wprawdzie ciągników, od których cała historia się zaczęła(a nie, jednak nie brakuje, jak słusznie zauważyli czytelnicy, pomyliłem w tej historii Ferrari z Lamborghini), ale cofamy się aż w lata 50' XX wieku i korzystając z dorobku ówczesnej technologii przemierzamy najpopularniejsze wówczas tory. Podróż ta trwa aż do teraźniejszości, a w międzyczasie jest nam dane przetestować kilkadziesiąt różnych modeli w zmieniających się okolicznościach czasu i przyrody.

Samochody wyglądają świetnie, ktoś zadał sobie dużo trudu żeby możliwie wiernie odwzorować całą historię firmy Ferrari. Niestety w tym miejscu pochwały w zasadzie się kończą, ponieważ jako gra wyścigowa, nowy Test Drive sobie nie radzi z wymogami przyzwoitości i oczekiwaniami współczesnych graczy. Choć autorzy oddali nam aż kilkadziesiąt różnych samochodów, model jazdy na przestrzeni lat prawie się nie zmienia - nowe auta jeżdżą szybciej i są bardziej czułe na skręty, ale w tym momencie zabawa się kończy. To trochę mało jak na - po pierwsze - stawiające zawsze na realizm i symulację Test Drive, a po drugie - przede wszystkim - grę wyścigową o jakichkolwiek ambicjach w 2012 roku.

Byłoby to jeszcze do zniesienia ("dobra zręcznościówka też nie jest zła"), gdyby nie fakt, że kampania jest tak przeraźliwie nudna i wyprana z pomysłu, a dodatkowych trybów w zasadzie brak (chciałem przetestować dla Was multiplayer, czekałem, czekałem, czekałem i rywali się nie doczekałem). Przez 50 lat z górką bierzemy udział w odblokowywaniu kolejnych etapów, na które składają się poszczególne wyścigi. W większości wyścigów stawiane nam zadania to albo dojechanie w czołówce, albo osiągnięcie jakiegoś czasu okrążenia. I choć nie brzmi to aż tak strasznie (w końcu gra wyścigowa) to wierzcie na słowo - po chwili naprawdę zaczyna wiać nudą. Wszystko co robimy w grze dodatkowo urozmaicono trzema poziomami trudności tak, by starczyła nam na długie godziny. Do tego dochodzi jeszcze jeden z najbardziej bezjajecznych systemów achievementów jakie kiedykolwiek widziałem w grach.

Tryb kariery i samą grę ratuje nieco encyklopedyczny charakter kompendium wiedzy na temat Ferrari. W końcu o to w tej grze chodzi. Nie wiem jednak, czy w tej sytuacji lepszym rozwiązaniem nie byłoby odpalenie jakiegoś filmu czy przeczytanie tematycznej książki, ponieważ tak naprawdę Ferrari w Ferrari Racing Legends pojawia się głównie wizualnie.

Model jazdy nie jest zbyt dobry. Jak już wspominałem - to zręcznościowa, rzemieślnicza robota. Kierowanie naszym autem za pomocą pada jest niewygodne i ewentualnym zainteresowanym zdecydowanie polecam skorzystanie z kierownicy. Wszelkie niedostatki widoczne są przede wszystkim przy wchodzeniu i wychodzeniu z zakrętów. W zasadzie zakręty to jedyny zresztą moment, w którym gracz ma coś do roboty, ponieważ trasy w nowym Test Drivie są nad wyraz mało pourozmaicane. Kuleje też fizyka. Widok notorycznie koziołkującego bolidu, który pokonuje lwią część trasy zawieszony na kasku kierowcy, mimo wszystko wydaje się komiczny.

Niestety, muszę też przyczepić się nieco do oprawy graficznej. Choć samochody na pierwszy rzut oka prezentują się nieźle, to szybko widzimy, że brak w nich "życia", a oświetlenie działa w myśl bardzo ubogich standardów. Równie spory niedostatek pozostawiają trasy wyścigu. Jest ich kilka i zmieniają się na przestrzeni lat, ale nie są szczególnie bogate w detale.

REKLAMA

Chcę wierzyć, że właściciel marki Test Drive tym razem zgodził się zafundować graczom pospolitą "chałturę" - wydzierżawił produkt na potrzeby Ferrari (które już w przeszłości atakowało nas kiepskimi grami). Da się w to grać, ale bez przyjemności. Model jazdy pozostawia wiele do życzenia, ale przede wszystkim jeździć po prostu nie ma po co, bo sama kampania szybko robi się nudna jak flaki z olejem. Ferrari Racing Legends to produkcja tylko dla największych fanów włoskiej marki (a i oni będą rozczarowani). Jako samochodówka ma rację bytu tylko wtedy, gdy cena spadnie poniżej poziomu 50 złotych, ale i wtedy warto zastanowić się nad którąś ze starszych pozycji konkurencji. Warto też pamiętać, że ten Test Drive to - wreszcie - wcale nie jest Test Drive. I to chyba tyle mianem podsumowania.

Ocena Spider's Web - 3,5/10

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA