Nowy Chromebook na horyzoncie. Już nawet Google nie wierzy w jego sukces
Przeglądając prasówkę natrafiłem na niespodziankę. Google poinformował o wprowadzeniu do sprzedaży nowego modelu Chromebooka, produkowanego znów przez Samsunga. Po cichu, przez notkę na blogu, bez żadnej prezentacji, ani konferencji. Zaskoczyła mnie co prawda obecność procesora ARM i cena ustalona na poziomie 249 dolarów, ale i tak nie wiem, czemu kolejny komputer z Chrome OS miałby sprzedać się lepiej niż poprzednie, nieudane modele.
Jeśli komuś umknęło: Chrome OS to specjalna odmiana Linuksa stworzona przez samo Google. Sercem systemu operacyjnego jest przeglądarka internetowa giganta, a do działania wymaga stałego podłączenia z internetem. To zupełnie inna filozofia niż Windows lub Mac OS X. Dla użytkownika dostępne są wyłącznie webaplikacje, a wszystko, łącznie z danymi, przeniesione zostało do chmury. Po pewnym czasie ten system zaczął przypominać nieco Windowsa, ale nie ma w nim pełnego dostępu do danych i klasycznych programów.
Mój entuzjazm już zgasł, ale i tak jak wczoraj pamiętam moment, gdy pierwszy raz przeczytałem o Chrome OS. Byłem nim zafascynowany, zwłaszcza że pracowałem wtedy głównie na netbooku z procesorem Intel Atom i dziesięciocalowym ekranem na Windowsie XP, który i tak się krztusił mimo 2 GB pamięci RAM. Od razu wiedziałem, że propozycja Google to system skrojony dla mnie! W końcu przez cały czas mam odpalonego Chrome’a, a w przenośnym komputerze za żadną aplikacją desktopową bym nie tęsknił. System wydawał mi się idealnym rozwiązaniem, jednak Google podjął, w moim odczuciu, najgorszą możliwą decyzję: systemu nie jest udostępnił każdemu.
W rezultacie aby uruchomić oficjalne wydanie Chrome OS z wszystkimi aktualizacjami, należy zakupić jeden ze specjalnych laptopów, zwanych Chromebookami. Powstał nawet eksperyment w postaci Chromeboksa, czyli pudełka podłączanego do monitora z wgranym Chrome OS, wyglądającego niczym Mac Mini od Apple. Co z tego, że system zapowiada się świetnie, jeśli nie mogłem zainstalować go na moim netbooku. Oczywiście próbowałem zrobić to na własną rękę, pobierając build stworzony przez Hexxeha, ale z powodu problemów ze sterownikami do modemu 3G i niezadowalającej stabilności, nieoficjalna wersja szybko mnie zniechęciła.
O samym Chromebooku dużo pisała Ewa. Mimo jego zalet, wyleczyła mnie tym samym z pomysłu kupna tego sprzętu, który i tak nigdy nie był oficjalnie dostępny w Polsce. Wspominaliśmy na łamach Spider’s Web także o drugiej, dość drogiej generacji tych mobilnych komputerów. Już wtedy rodziły się pytania, do kogo tak naprawdę kierowane są te produkty. Cechuje je kiepska specyfikacja, a ze względu na ograniczenia nie powinny być rozpatrywane w roli głównego komputera. Nawet jako maszyna pomocnicza nie do końca się sprawdzają. Mimo tanich modemów 3G, coraz popularniejszych przenośnych routerów MiFi, i wszechobecnych hotspotów, potencjalni użytkownicy bardzo często, zwłaszcza podróżując, mogą trafić na białe plamy zasięgowe. W takich miejscach z Chromebooka nie będzie po prostu żadnego pożytku.
Nie mniej jednak Google poinformował o wydaniu kolejnej wersji Chromebooka. Odbyła się ona bez pompy, a nowy komputer zapowiedział wpis na blogu, a nie komentowana na całym świecie konferencja. Zdaje się, że nawet Google nie stawia na ten system traktując go jedynie jako ciekawostkę, skupiając się dziś głównie na Androidzie. Produkcją tego laptopa zajmuje się po raz kolejny Samsung, a cena laptopa ustalona na poziomie 249 dolarów, czyli dokładnie tyle samo, co Nexus 7 w wersji z 16 GB pamięci wewnętrznej.
W przeciwieństwie do wspomnianego tabletu, Chromebook posiada klawiaturę, ma też większy ekran o przekątnej 11.6 cala i rozsądnej rozdzielczości 1366 na 768 pikseli. Producent nie chwali się pojemnością dysku SSD (jest to zaledwie 16GB, jak w Nexusie), ale za to jako zaletę można uznać dodatkową przestrzenią na pliki w usłudze Google Drive - aż 100 GB na dwa lata. Konfiguracja poprzednich maszyn z tej serii była bardzo przeciętna w porównaniu z klasycznymi laptopami z tej samej półki cenowej, więc kupno w celu wgrania Windowsa lub Ubuntu mijało się z celem.
Specyfikacja nadal nie zachwyca, poza tym teraz instalacja klasycznego systemu operacyjnego nie będzie nawet możliwe. Zastosowany w tym komputerze procesor to dwurdzeniowy Exynos 5 produkcji Samsunga. Jest to jednostka oparta o architekturę ARM, czyli taką samą jak w klasycznych tabletach i smartfonach. Sam komputer jest za to bardzo lekki i waży zaledwie 1.1kg, ale okupione jest to przeciętnym czasem pracy na baterii. Biorąc pod uwagę zastosowany procesor, zapowiadane 6 godzin to po prostu kiepski wynik.
Zaletą nowego Chromebooka ma być brak wiatraków i bezgłośna praca, co jest możliwe dzięki zastosowanemu układowi i dyskowi SSD. Wybudzenie systemu z uśpienia ma być błyskawiczne, dzięki czemu będzie on zawsze gotowy do pracy. Warto wspomnieć o obecności dwóch portów USB (po jednym 3.0 i 2.0) oraz normalnego gniazda HDMI, do którego można podłączyć bez problemów zewnętrzny monitor. Chromebook posiada także moduły Bluetooth 3.0 oraz Wi-Fi, ten ostatni o podwójnej antenie.
Zupełnie niezrozumiały jest dla mnie za to brak w tego typu sprzęcie modemu 3G z miejscem na kartę SIM. Pomijając wszystkie inne, ta wada w moich oczach dyskwalifikuje ten sprzęt na starcie. Wymusza na użytkowniku, który wykorzystywałby Chromebooka zgodnie z przeznaczeniem, konieczność kupna routera MiFi, bądź udostępniania połączenia internetowego z telefonu (co jest zabójcze dla baterii w smartfonie).
Miłym zaskoczeniem jest dostępność sprzętu. Za granicą będzie można zamówić go już w przeciągu tygodnia od premiery, we wspomnianej atrakcyjnej cenie 249 dolarów. Co ciekawe, będzie on dystrybuowany również poprzez Google Play Store, tak jak urządzenia z Androidem z linii Nexus. W Polsce nie mamy jednak co spodziewać się oficjalnej premiery tego sprzętu, a jeśli już znajdą się zainteresowani, będą musieli kupić Chromebooka za granicą.
Chociaż idea komputera jako terminala dostępowego do sieci jest mi bliska, to po prostu nie ma ona racji bytu w zderzeniu z rzeczywistością. Chrome OS powstał na założeniu, że dostęp do sieci mamy zawsze i wszędzie, i to jeszcze o takiej prędkości, że trzymanie wszystkich plików w chmurze nie spowoduje dyskomfortu i długich przestojów podczas ładowania. Niestety, na to jest jeszcze za wcześnie, a możliwe że nigdy nie będziemy na to gotowi.
To co mi się podoba, to design tego urządzenia. Cały Chromebook jest srebrny, jest to komputer mały, lekki i zgrabny. Oczywiście gabarytami i wyglądem nie dorównuje Ultrabookom, ale to jest sprzęt w cenie do tysiąca złotych, a nie kilkakrotnie wyższej. Niestety procesor ARM i mikroskopijny dysk wykluczają możliwość równoległej instalacji systemu Windows. Biorąc pod uwagę wszystkie wady systemu “w chmurze”, to Chrome OS miałby największą rację bytu, gdyby egzystował niejako obok klasycznego Windowsa.
Chociaż do chmury zawędrowała już muzyka, do wideo idealnie nadaje się YouTube i serwisy VOD, a tworzyć dokumenty i przechowywać pliki można w Google Drive, to jednak zwykła podróż pociągiem pokazuje, jak pomysł na Chromebooka jest nietrafiony. A szkoda, bo wizja roztaczana przez Google jest przyszłościowa. Chyba aż za bardzo.