Gadu-Gadu szykuje się do skoku na rynek serwisów społecznościowych. W stylu Roberta Matei
Wiedzieliście o tym, że komunikator Gadu Gadu cały czas walczy? Kilka tygodni temu w sieci zadebiutowała jego nowa wersja webowa - póki co w wersji beta. Być może to właśnie z tego powodu specjalnie projektu nie promowano, bo jeśli ktoś się o nim dowiedział, to raczej przypadkiem. Równie przypadkowo nowe Web Gadu wpadło w moje ręce, ale dobrze się stało, bo platforma przypadła mi do gustu.
Webowa wersja najpopularniejszego polskiego komunikatora internetowego funkcjonowała w sieci od bardzo dawna jako alternatywa dla programu wymagającego instalacji na dysku twardym, dzięki czemu szybko stała się lubianym, choć chyba nie jakoś przesadnie popularnym elementem komputerów "publicznych". Wykonanie miała dość profesjonalne, wizualnie przywodziła na myśl komputerowy komunikator o nieco uboższych opcjach, przede wszystkim jednak z rażącą niestabilnością - masa użytkowników skarżyła się na notoryczne problemy z rozłączaniem, co dla Gadu-Gadu jednak nie było wystarczającym argumentem by przez kilka kolejnych lat spróbować problem zreperować.
Najważniejsze jest to, że w nowym webowym Gadu-Gadu błąd ten został wyeliminowany - aplikacja, choć w wersji "beta", działa mimo wszystko stabilnie. To jednak zdecydowanie najmniej spektakularna zmiana.
Przede wszystkim Gadu Gadu zadało sobie w końcu kluczowe pytanie "kim jestem i do czego dążę?". Firma nawet jeśli nie traci ruchu w ostatnich latach, musi zapewne dostrzegać, że na rynku komunikacji internetowej nie jest graczem tak istotnym, jak jeszcze jakiś czas temu. Wszystko za sprawą Facebooka, którego messenger jest funkcjonalny, webowy, wbrew pozorom skupia więcej znajomych niż Gadu Gadu i powoli coraz więcej osób rezygnuje ze standardowego komunikatora.
Nic zatem dziwnego, że Gadu Gadu postanowiło wreszcie na poważnie potraktować webową wersję swojego komunikatora, jeżeli lwia część użytkowników powróciła z dyskusjami właśnie do przeglądarki i wbrew trendom z początku XXI wieku nie widzi w tym niczego złego. Dlatego właśnie nowy komunikator założonej przez Łukasza Foltyna firmy to raczej webowa aplikacja, w której narzędzie komunikacyjne jest tylko jedną z wielu opcji.
W praktyce narzędzie to radzi sobie bardzo dobrze, choć oczywiście opcjami nadal ustępuje aplikacji desktopowej, nie wspominając już nawet o wynalazkach takich jak WTW czy AQQ, które deklasują ją o kilka długości. Poza poczciwym komunikatorem do naszej dyspozycji oddano kilka innych usług, które dziś stanowią swoistą "wyprawkę internetowego giganta" - jest wirtualny dysk, konto pocztowe, radio czy coś na kształt serwisu społecznościowego dla ubogich. Jest nawet obsługa zewnętrznych aplikacji.
Wygląda więc na to, że Gadu Gadu tak naprawdę szykuje się do skoku na rynek serwisów społecznościowych. No, skoczek taki, bardziej w stylu Roberta Matei. Korzystając z posiadanej infrastruktury Polacy prawdopodobnie będą próbowali ugrać tyle ile tylko się da, przerzucając gigantyczną bazę swoich użytkowników także do kilku innych usług. Coś takiego robią zresztą od lat, niestety głównie z mizernym skutkiem.
Czy Gadu Gadu chce powalczyć z Facebookiem? Nie, tam pracują realiści i doskonale wiedzą, że nie mają szans. To raczej próba naśladowania pewnych standardów, zarazem bez utraty swojej tożsamości (a to kosztowało swego czasu grono.net życie). Już mniej więcej rok temu pożegnałem się z Gadu Gadu na rzecz Facebooka i do komunikatora w wersji pulpitowej nie wrócę na pewno. Po prostu sieć jest już mało konkurencyjna. Z drugiej strony dobrze wiedzieć, że gdzieś tam jest naprawdę zawodowy klient programu w wersji online. Tak na wszelki wypadek.