REKLAMA

Czy regulaminy Steam i Origin łamią prawo?

3 lipca Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał orzeczenie (sygnatura C-128/11, tekst dostępny tutaj bit.ly/O8GYAO), w którym stwierdził, że zakupione przez Internet programy komputerowe można dalej odsprzedawać. O sprawie pisała Ewa Lalik (bit.ly/LVNMEz), która podniosła szereg pytań związanych z dalszymi konsekwencjami, jakie może wywołać wspomniany wyrok. Kwestia ta zarówno z prawnego, jak i praktycznego punktu widzenia jest szalenie interesująca, dlatego chciałbym bliżej przedstawić argumentację, jaką przyjął Trybunał, jak i rozważyć skutki z niej płynącą z perspektywy konsumenta – czyli nas wszystkich.

Czy regulaminy Steam i Origin łamią prawo?
REKLAMA

Oracle wytoczył proces spółce UsedSoft, która zajmowała się sprzedażą „używanych” licencji na serwerowe oprogramowanie Oracle. Działanie takie zostało przez Oracle uznane za naruszenie warunków licencji (www.oracle.com/us/legal/terms/terms-078566.html), w której punkt drugi wyraźnie stwierdza, że „the Software may not be redistributed” („Oprogramowanie nie może być odsprzedawane” – tłum. PK). Niemiecki sąd rozpoznający sprawę miał wątpliwości dotyczące interpretacji dyrektywy 2009/24/WE (bit.ly/Q8DXUI), regulującej kwestie ochrony prawnej programów komputerowych. Najpoważniejsze wątpliwości budziła interpretacja art. 4 ust. 2, który stanowi, że „pierwsza sprzedaż na terytorium Wspólnoty kopii programu komputerowego przez uprawnionego lub za jego zgodą wyczerpuje prawo dystrybucji na terytorium Wspólnoty tej kopii, z wyjątkiem prawa do kontroli dalszych wypożyczeń programu lub jego kopii”, inaczej mówiąc: z momentem sprzedaży programu sprzedawca traci możliwość kontroli nad jego dalszą dystrybucją (czyli nabywca może go dalej odsprzedawać).

REKLAMA

Dotychczas przepis ten interpretowano w taki sposób, że zawężano jego zakres wyłącznie do programów zapisanych na fizycznym nośniku, np. na płycie DVD. Takie stanowisko prezentowało Oracle oraz popierające je w sporze Hiszpania, Francja, Irlandia i Włochy. Argumentowano m.in., że zasada wyczerpania prawa swój rodowód ma w prawie swobodnego handlu, co potwierdzano było w szeregu orzeczeń Trybunału (na przykład dotyczących nośników dźwięku, a program komputerowy – pamiętajmy – jest przedmiotem praw autorskich). Trybunał Sprawiedliwości przychylił się jednak do stanowiska Rzecznika Generalnego (specjalny urzędnik sądowy, wydający dla poszczególnych spraw opinie, którego bardzo często stają się podstawą rozstrzygnięcia) i uznał, że prawo pierwszej sprzedaży (ang. first sale, odpowiednik europejskiej doktryny wyczerpania praw) dotyczy również programów pobranych przez internet z serwerów twórcy oprogramowania, a nabywca może się skutecznie powoływać na zapisy dyrektywy 2009/24/WE, czyli powinien być uznawany za legalnego użytkownika.

I w tym momencie konieczne jest zastanowienie się nad prawnymi konsekwencjami tego orzeczenia. Skoro UsedSoft może sprzedawać oprogramowanie, to takie same prawa mają wszyscy pozostali użytkownicy programów, oczywiście nie tylko wyprodukowanych przez Oracle. Czy zatem można odsprzedać np. grę kupioną w serwisie Steam? Czy można odsprzedać konto w grze MMORPG? Czy korporacje znajdą sposób na obejście prawa?

Nie ma wątpliwości, że użytkownik może odsprzedać zakupiony wcześniej program innej osobie, jeśli zawarł z twórcą oprogramowania umowę (licencję) w warunkach zbliżonych do sytuacji będącej podstawą wydania orzeczenia - czyli na czas nieograniczony. Należy jednak pamiętać, że warunkiem legalnego korzystania z zakupionego oprogramowania jest usunięcie kopii przez sprzedawcę. Producenci mogą być co prawda niezadowoleni, że ogranicza to ich prawo do kontroli nad dystrybucją utworu (co jest prawem autorów), ale jak zauważył Rzecznik Generalny, taka kontrola była nadmiernym wzmocnieniem monopolu twórców oprogramowania.

Oracle podnosiło jeszcze inny, bardzo ciekawy argument: pobieranie plików z ich serwerów nie było w ich opinii sprzedażą, lecz następowało na podstawie umowy licencyjnej (serwisowej), a tym samym zasada wyczerpania prawa nie ma w ogóle zastosowania. Trybunał nie zgodził się z taką interpretacją – jeśli użytkownik płaci raz, a w zamian dostaje nieograniczone w czasie prawo do korzystania z programu, wówczas mamy do czynienia ze sprzedażą, bez względu na nazwę zawartej umowy (nawet, jeśli w ramach umowy dostarczane są np. aktualizacje). Taka wykładnia przepisów została wzmocniona argumentacją dotyczącą skuteczności przepisu (fr. effet utile), gdyż wskazano, że taka zawężona interpretacja, jaką prezentowało Oracle, znacząco ograniczałoby prawa kupujących, bo przecież obecnie ogromna część rynku oprogramowania komputerowego dotyczy sprzedaży przez internet.

Nie dotyczy to zatem – jak widać – oprogramowania kupowanego na zasadzie najmu, czyli np. opłacanego comiesięcznym abonamentem (np. Microsoft Office 365). Nie dotyczyć to też będzie oprogramowania typu SaaS (pl.wikipedia.org/wiki/Software_as_a_Service) dystrybuowanego za pomocą chmury obliczeniowej, np. Google Apps. Skoro mamy tutaj do czynienia z „aplikacją jako usługą”, na użytkownika nie jest przenszona własność kopii programu tak, jak przy jego klasycznej bądź internetowej sprzedaży. Tym samym również przeglądarkowe gry MMORPG czy gry opłacane abonamentowo nie podlegają zasadom określanym w orzeczeniu C-128/11.

Dużych problemów interpretacyjnych zapewnia kwestia dystrybutorów takich jak Valve (Steam) czy EA (Origin). W zapisach dokumentów licencyjnych (Terms of service – znajdziecie je tutaj (Steam - store.steampowered.com/subscriber_agreement/) i tutaj (Origin - tos.ea.com/legalapp/WEBTERMS/US/pl/PC/) użytkownik nie ma prawa do zbywania zakupionych programów. Zapisy te wprost kolidują z zasadami sprecyzowanymi przez Trybunał Sprawiedliwości i można spotkać się z opiniami (onforb.es/Of9naq), że dystrybutorzy będą musieli zrewidować zapisy warunków licencji. Skoro, kupując program za pomocą serwisów Steam czy Origin klient uiszcza cenę i może w dalszej kolejności korzystać z programu, to powinien mieć możliwość realizowania swoich praw przewidzianych w dyrektywie 2009/24/WE. Zmiany mogą też dotknąć technikaliów – dystrybuowane przez EA czy Valve programy są chronione zabezpieczeniami DRM, mającymi uniemożliwić ich uruchamianie przez nieuprawnionych (czyli m.in. osoby, którym w chwili obecnej zostałby sprzedany taki program).

REKLAMA

Jak widać, dystrybutorzy i producenci oprogramowania nie mają ostatnio dobrej passy. Porażka w postępowaniu przed Trybunałem Sprawiedliwości czy kłopoty EA w Niemczech (gamezilla.komputerswiat.pl/publicystyka/2011/11/niemcy-bojkotuja-origina-i-zwracaja-battlefielda-3-do-sklepow) jasno pokazują, że konsumenci, chętnie sięgający po rozwiązania zapewniające większą wygodę przy zakupie oprogramowania, nie zamierzają rezygnować ze swoich uprawnień. Jednak, mimo widocznego dążenia Unii Europejskiej do ochrony praw swoich obywateli, nie oznacza to, że jedyną konsekwencją orzeczenia C-128/11 będzie zmiana zapisów warunków licencji na oprogramowanie; nie można wykluczyć, że producenci programów skupią się na oprogramowaniu działającym w chmurze (takim, jakim był do niedawna OnLive), którego zapisy o wyczerpaniu praw nie dotyczą.

Foto: Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA