REKLAMA

Polemicznie. Rozważania na kanwie tekstu Ewy Lalik „11 rzeczy, które podobno zabija internet”

25.07.2012 11.24
crime scene tape
REKLAMA
REKLAMA

Autorem poniższego tekstu jest Andrzej Dudziński.

Nie określiłbym się mianem blogera ani eksperta od internetu, nie wydaje mi się też, bym badał li tylko rzeczy oczywiste, co jednak nie mnie, rzecz jasna, oceniać. Mimo to chciałbym odnieść się do wspomnianego w tytule tekstu Ewy Lalik. Autorka wzięła w nim na celownik kilka obiegowych opinii dotyczących tego, jak internet zmienia otaczający nas świat i nasze życie. Podjęła próbę wykazania, że wpływ internetu na wskazane przez nią obszary nie jest tak duży, by uznać go za winowajcę ich upadku, lub też, ze upadek ten w zasadzie nie ma miejsca, a jest tylko swoistym „media hype”. Choć na wielu polach takie stanowisko można by było zapewne obronić, przykłady zaproponowane przez Autorkę – w większości – do nich nie należą. 

  • Prasa. Nie jestem pewien jak p. Lalik definiuje prasę, skoro pisze, że „zamiast znikać przechodzi [ona] konwersję do internetu”. Sądzę, że przyjęcie szerokiej definicji prasy – a zatem obejmującej serwisy internetowe – byłoby absurdalne z punktu widzenia tematu artykułu. Pozostaje zatem definicja „wąska” – prasa jako drukowane gazety i czasopisma. Wtedy jednak czymże jest owa „konwersja do internetu”, jeśli nie świadectwem jej obumierania? Oczywiście, nadal jest to przemysł zbyt duży by zniknąć z dnia na dzień, ale w ciągu dekady dokonało się odwrócenie trendu (wyraźnie widoczne w spadku dochodów z reklam [wykres, artykuł]), które spędza zapewne sen z powiek wydawcom.
  • Kultura ludzka, dobre wychowanie. P. Lalik chodziło chyba o kulturę osobistą. Choć z pewnością można zgodzić się z tezą, że „jeśli ktoś jest chamem w rzeczywistości będzie też chamem w sieci”, gorzej ze stwierdzeniem „Człowiek kulturalny będzie zachowywał się też kulturalnie w sieci”. Internet zapewnił nam (dziś już raczej pozorną) anonimowość. Jednym z jej skutków jest poluzowanie norm zachowania, zniknął bowiem element ponoszenia odpowiedzialności za słowa. Komu będzie się chciało sprawdzać kim naprawdę jest np. „BiEbEr_4EvEr!”? A takich kont można zakładać wiele. Anonimowość – nawet pozorna – zapewnia bezkarność, a do czego prowadzi takie połączenie widać dobrze po wynikach eksperymentów psychologicznych [Wikipedia].
  • Wiedza. Ten aspekt stanowi odbicie wątpliwości, jakie niegdyś wobec pisma wyrażała ateński filozof Platon, który ubolewał nad tym, że zabija ono ludzką pamięć. Internet nie tyle wnosi tu nową jakość, co zapewnia nieprzebrane repozytorium wiedzy, dostępne z wielu miejsc. Nie zamierzam bronić wkuwania jako formy nauki, ale z całą pewnością człowiek potrzebuje pewnego zasobu wiedzy, by sprawnie i świadomie funkcjonować we współczesnym społeczeństwie. I tej wiedzy nie zastąpi mu nawet Siri. Niestety, bardzo często bywa tak, że młodzi ludzie chętnie korzystają z internetowych źródeł wiedzy, ale nie przyswajają sobie zdobytych w ten sposób informacji. Osobnym problemem jest rzetelność wiedzy pochodzącej z internetu, która pozostawia nierzadko wiele do życzenia. Można z przymrużeniem oka stwierdzić, że mamy tu do czynienia z odwróceniem starej zasady GIGO (Garbage In, Garbage Out).
  • Kontakty międzyludzkie. Stanowisko p. Lalik w tym punkcie jest bardzo niepokojące i świadczy moim zdaniem o niezrozumieniu zjawiska komunikacji. Autorka pisze: „Nie internet, to SMS czy wyjście na piwo, jeden pies”. Niestety nie. SMS, telefon czy internet to tylko surogaty komunikacji osobistej. Najlepsze nawet połączenie audio-video nie odda nigdy w stopniu zadowalającym takich aspektów komunikacji jak mowa ciała czy (choć o to łatwiej) tembr głosu. Abstrahując już od tego, że wykorzystanie pozostałych zmysłów jest zwyczajnie niemożliwe (a o znaczeniu takich komunikatów jak poklepanie po ramieniu czy pocałunek nie trzeba – mam nadzieję – nikogo przekonywać). Reasumując – to nie jest ewolucja, to jest pauperyzacja.
  • Prywatność – tu wypada zgodzić się z Autorką – prywatności w internecie nie ma. Jest to w moim odczuciu jeden z poważniejszych problemów, przed którymi stoi, nazwijmy to szumnie, internetowa społeczność, bowiem o potrzebie prywatności świadczą takie projekty jak freenet.
  • Umiejętność czytania ze zrozumieniem i koncentracji. Internet przyzwyczaja nas do szybkości działania, do efektowności przedstawienia informacji, a przede wszystkim – do krótkiej formy (czego niniejszy tekst akurat nie jest dobrym przykładem). To wszystko powoduje, że odzwyczajamy się od utrzymywania koncentracji przez dłuższy czas. Należy jednak zgodzić się, że nie jest to jedynie wina internetu, aczkolwiek z pewnością dołożył on swoją cegiełkę.
  • Papierowe książki. Tu zgodzę się poniekąd z autorką. O ile jednak ona stwierdza, że owo „morderstwo” ma dobre skutki, o tyle moim zdaniem do morderstwa jeszcze nie doszło. Internet nie dał – i chyba nie da – rady podważyć pozycji papierowej książki. Rynek e-booków nadal jest w powijakach, a czytniki, choć coraz lepsze, nie są jeszcze jej pełnoprawnym ekwiwalentem. Oczywiście, sytuacja może w przyszłości ulec zmianie, ale raczej nie przez rozwój internetu, a przez wprowadzanie nowych rozwiązań technologicznych. To co zmienił internet to dostęp do książki w wersji cyfrowej – i za to mu chwała. Nie można jednak na tym etapie stwierdzić, by zdołał „zabić” biblioteki, gdyż jedynie niewielki ułamek światowej literatury dostępny jest w formie zdigitalizowanej.
  • Płyty CD, DVD etc. Tu należy zgodzić się z Autorką – internet zapewnił nowe metody przechowywania i wymiany plików i choć nośniki starego typu nadal są przydatne np. do tworzenia kopii zapasowych, dni ich świetności minęły. Spotkał je taki sam los, jaki wcześniej za ich sprawą dotknął kasety magnetofonowe, dyskietki czy VHS.
  • Telewizja. Zgadzam się z Autorką, że nie zostanie jeszcze długo wyparta. Tylko skąd w takim razie wzięła się w tym zestawieniu? Nie spotkałem się dotąd z taką tezą (może z racji tego, że telewizji prawie nie oglądam).
  • Radio. W zasadzie jak wyżej. Siłą radia są audycje prowadzone przez profesjonalnych dziennikarzy obdarzonych osobowością, a często również autorytetem – a to coś, o co w internecie nie jest łatwo. Jest ono przy tym znacznie łatwiej i powszechniej dostępne niż inne media – co słusznie zauważyła Autorka, przywołując przykład odbiorników w samochodach.
  • Dziennikarstwo. To jest temat nie na osobny artykuł, a na doktorat. Nie wydaje się jednak, by można było zrzucać wszystko na słabych dziennikarzy (nb. p. Lalik wydaje się nieco zbyt dużą wagę przykładać do formalnego wykształcenia dziennikarskiego). Internet jest szansą dla dziennikarzy – zarówno profesjonalistów, jak i amatorów. Mam jednak wrażenie, że podejście do niej tych dwóch grup jest diametralnie różne. Dla amatorów jest to okazja, żeby zaistnieć, napisać kilka tekstów i ewentualnie zostać dostrzeżonym. Ich teksty są na ogół tak dopracowane, jak to możliwe. Profesjonaliści z drugiej strony, traktują internet nieco po macoszemu. Zastrzegam, że jest to moje subiektywne odczucie, ale moim zdaniem różnica między tekstami tego samego autora publikowanymi na papierze, a wrzucanymi na bloga, jest znacząca. Teksty z blogów politycznych (bo te najłatwiej porównać) są krótsze, zazwyczaj znacznie bardziej powierzchowne i mocniej nasycone różnorakimi „fajerwerkami”. Zaryzykowałbym tezę, że internet, promując takie teksty (bo bez wątpienia są łatwiejsze w odbiorze) sprzyja tabloidyzacji dyskusji publicznej, co przy zaznaczonych na wstępie perspektywach rynku mediów drukowanych nie wróży nic dobrego. Inna rzecz, ze od takich tendencji nie jest wolne również dziennikarstwo telewizyjne. Coraz głośniej wyrażana jest jednak potrzeba funkcjonowania rzetelnego dziennikarstwa. Trend ten wyczuło już Hollywood, czemu zawdzięczamy nie tylko tegoroczny debiut serialowy Newsroom, ale też film Roberta Redforda „Ukryta strategia” („Lions for Lambs”) z 2007 r.

W podsumowaniu swojego tekstu p. Lalik pisze, że „Internet nie zabija, internet wymusza szybsze zmiany i dostosowywanie do nowych warunków”. Owszem, ale nowe warunki mogą nie pozostawić miejsca na dotychczasową działalność. Kolej wyparła dyliżanse, samochody konie jako środek transportu. Nie jest to proces szybki, ale w wielu przypadkach nieunikniony. Powstanie internetu jako światowego fenomenu to, moim skromnym zdaniem, najistotniejsze obok upadku ZSRR wydarzenie ostatniego ćwierćwiecza. I nie ma sensu udawać, ze tak nie jest.

Żyjemy w zupełnie nowym pod wieloma względami świecie. Stoimy wobec wielu ważnych wyzwań – jak choćby wobec potrzeby przemyślenia i przedefiniowania praw dotyczących własności intelektualnej, a zwłaszcza praw patentowych (vide Apple) i praw autorskich (kwestia piractwa). Te drugie są szczególnie problematyczne, urosło bowiem na nich wiele gałęzi przemysłu, a korzeniami tkwią w XVII-XVIII w. Anglii. W mojej ocenie należy raczej docenić szansę, jaka się w tej sytuacji otwiera, zamiast łudzić się, że przemiany nie są takie duże.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA