REKLAMA

Księga skarg i zażaleń, czyli użytkownik Androida odpowiada na najczęstsze ataki przeciwników

09.07.2012 13.40
Apple vs Android
REKLAMA
REKLAMA

Tekst ten powstał pod wpływem twitterowej wojny zwolenników iOS, Windows Phone i Androida. Poprosiłem społeczność ćwierkacza, jak i Goole+, o wymienienie największych wad systemu Android i postanowiłem się do nich odnieść i opatrzyć je autorskim komentarzem.

Na wstępie zaznaczam, że używam Androida od momentu, kiedy tylko zawitał do Polski. Trzy lata temu kupiłem HTC Dream (ERA G1), następnie przeskoczyłem na HTC Legend i Desire, aby obecnie cieszyć się popularnym Samsungiem Galaxy SII. W międzyczasie posiadałem również pierwszego Galaxy Taba P1000 i przez wiele tygodni testowałem masę sprzętu od praktycznie wszystkich wiodących producentów.

Wirusy i trojany
O złośliwych aplikacjach na urządzeniach z Androidem słyszymy praktycznie codziennie. Ilość malware’u dostępnego zarówno w sklepie Google Play jak i na różnych forach potrafi przestraszyć i zrazić do smartfonów z Androidem wielu mniej zaawansowanych użytkowników. Mogą się oni obawiać następstw i konsekwencji związanych z przypadkowym zainstalowaniem takiego oprogramowania oraz tego, że nie poradzą sobie później z odzyskaniem kontroli nad swoim telefonem. Są to konkretne argumenty i z jednej strony ciężko z nimi polemizować. Jednak po drugiej stronie staje praktyka.

Jak już wspomniałem – jestem z Androidem od samego początku. Przez trzy lata nie natrafiłem na żadną aplikację, która naraziłaby mnie na dodatkowe koszty, uszkodziła, czy wykradła moje dane, chociaż tego ostatniego nigdy nie możemy być pewni, bo wiele afer wychodzi po czasie. Warto również pamiętać o tym, że aplikacje mają takie uprawnienia, na jakie im pozwolimy. Dlatego jeżeli instalujemy nowy, niesprawdzony program lub grę warto sprawdzić, jakich zezwoleń będzie wymagał. Gdy prosty notatnik czy edytor zdjęć chce uzyskać dostęp do płatnych usług, takich jak wykonywanie połączeń i wysyłanie wiadomości, należy uważniej przyjrzeć się takiemu programowi.

Lwia część wszystkich złośliwych aplikacji jest pobierana spoza Google Play. W sieci roi się od pirackich instalek popularnych programów. Decydując się na taką formę pozyskiwania nowych aplikacji, podejmujemy świadome ryzyko złapania jakiegoś wirusa. Jednak uprzedzając mogące pojawić się pytania, warto zaznaczyć, iż fakt, że Android pozwala na instalowanie oprogramowania spoza oficjalnego marketu jest ogromną zaletą, a nie wadą. Dzięki tej możliwości możemy swobodnie testować wiele aplikacji, jak również sami stworzyć prosty program i wrzucić go do swojego telefonu. Podsumowując – jeżeli będziecie mieć głowę na karku, to wirusy i trojany nie będą Wam straszne.

Słaba kontrola treści w Sklepie Google Play
Swoisty bałagan panujący w markecie to kolejna często wymieniana wada Androida. Masa kiepskiej jakości aplikacji, niedziałające programy, czy debilne gry to bez wątpienia bolączka sklepu Google Play. Ale czy jest to poważna wada?

Porównajmy androidowy market do zasobów sieci internetowej. W necie znajdziemy wiele ciekawych stron, portali i forów internetowych. Sieć pozwala nam kontaktować się ze znajomymi, klientami i kontrahentami. Dzięki internetowi powstał też nowy rynek pracy.

W tej samej sieci znajdziemy jednak również: pornografię, przemoc, sceny gwałtu, czy znęcania się nad zwierzętami. Czy to oznacza że internet jest zły? Raczej nie. Jak w każdym dużym mieście, tak i w Sieci znajdą się ciemne groźne uliczki oraz patologiczne dzielnice. Jednak w normalnym świecie nikt o zdrowych zmysłach nie wybiera się w takie strony. Podobnie jest też w Sklepie Google – przeglądając listę polecanych aplikacji oraz zbiór tych najlepszych raczej nie natrafimy na śmieciowe programy. Jeszcze nigdy nie znalazłem wśród wyżej wymienionych rankingów, tytułów, które budziłyby moje wątpliwości lub rodziły jakiekolwiek zastrzeżenia. Przypomnę, że testuję naprawdę dużo gier i programów, aby je później recenzować i oceniać, np. na łamach Spider’s Web.

Podsumowując – obecny w markecie bałagan jest naprawdę niegroźny i nie sprawia problemu w jego normalnym przeglądaniu. Jeżeli jednak nie ufacie Googlowym rankingom, możecie zainstalować aplikację AppAware i polegać na ocenach innych użytkowników i rekomendacjach Waszych przyjaciół.

Niespójność aplikacji
Często spotykam się z zarzutem, że każda aplikacja na Androida wygląda inaczej. Najczęściej zdanie to wypowiadane jest przez użytkowników systemu iOS, którzy cenią sobie spójność interfejsu.

Rzeczywiście taki problem istnieje. Pominę fakt, że mi osobiście nigdy to nie przeszkadzało, gdyż przekładałem użyteczność i funkcjonalność programu nad jego wygląd. Jednak ostatnio wiele się zmieniło w tym temacie i wraz z wejściem Androida Ice Cream Sandwich możemy mówić o pewnej standaryzacji interfejsu aplikacji i systemu. Wiele nowych programów powstaje według zaleceń Google i są wizualnie zbliżone do stylu Lodowej Kanapki. Co ważne – wiele preinstalowancyh z Androidem aplikacji, takich jak Gmail, Google +, Youtube i Mapy zyskały nowy odświeżony wygląd, dzięki czemu problem braku spójności zostaje zażegnany. Podsumowując – wszystko jest na dobrej drodze.

Fragmentacja rynku
To jeden z najpoważniejszych argumentów wytoczonych przeciwko Androidowi. Fragmentacja rynku polegająca na braku aktualizacji starszych urządzeń przez wszystkich producentów odbija się na całej zielonej społeczności. Obrywają klienci, którzy nie mają dostępu do nowych funkcji i usprawnień, dostaje się również programistom, którzy muszą tworzyć i optymalizować oprogramowanie z myślą o kilku wersjach systemu dostępnych na rynku. Rykoszetem dostają sami producenci, których update’owa polityka często wpływa na zadowolenie klientów i decyduje o dalszej lojalności wobec marki.

Czy to można jakoś wytłumaczyć? Chyba nie bardzo. Na obronę można powiedzieć tylko tyle: nie ma drugiego tak popularnego mobilnego systemu operacyjnego, który jest dostępny na tak dużej liczbie urządzeń różnych producentów. Systemu, który jest zmieniany i dostosowywany do parametrów poszczególnych urządzeń. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, aby Google mogło zapanować nad systematycznością i obowiązkiem wypuszczania aktualizacji na wszystkich smartfonach i tabletach. To jest nierealne.

Przypomnijmy sobie początki Windows Phone 7, kiedy Microsoft narzucał producentom wymagania sprzętowe. Miało to zagwarantować ciągłość aktualizacji i brak fragmentacji rynku. Na papierze pomysł wyglądał świetnie, jednak praktyka nieco go zweryfikowała i okazuje się, że już teraz pojawiają się problemy z aktualizacjami do następnej wersji, czy brak spójności i kompatybilności aplikacji. Podejrzewam, że sprzedawanie licencjonowanego oprogramowania wielu producentom wyklucza możliwość stuprocentowego zagwarantowania aktualizacji oprogramowania przez okres kilkudziesięciu miesięcy. Chyba taki urok tych systemów. Przypomnijmy, że świadomi użytkownicy Androida, którzy oczekują aktualizacji systemu, również na low/mid-endowych smartfonach mogą zawsze skorzystać z ROMów przygotowanych przez prężnie działającą społeczność deweloperów. Nie zmienia to jednak faktu, że Google mogłoby być bardziej stanowcze w rozliczaniu producentów z wykonanych aktualizacji i narzucać im pewne wytyczne, dzięki którym użytkownicy wiedzieliby na czym stoją i czego mogą oczekiwać po swoich telefonach.

Duże wymagania systemowe
Wiele osób żali się na szybkość i stabilność pracy Androida na słabszych urządzeniach. System często potrafi się zamyślić lub nie wykonać naszych poleceń. Czy można coś na to poradzić?

Pamiętajmy, że Google Android to młody system, który jest stale rozwijany. W wersji 4.1 programiści dodali nieco masła (Project Butter) do wnętrza systemu, dzięki czemu ten znacząco przyśpieszył. Pierwsze osoby testujące Jelly Bean na Galaxy Nexusach przyznały, że system jest bardzo szybki i zaczęły zadawać pytania, czy potrzebne nam są jeszcze cztery rdzenie w smartfonach. Okazuje się, że przy odrobinie masełka Android pokazuje swoją ludzką twarz i zaczyna działać. Podsumowując – jest źle, ale zaczyna być już widoczne światełko w głębi ciemnego tunelu.

Nakładki producentów
To kolejny z popularnych zarzutów wobec platformy Android. W czasach, kiedy zielony robot był młody i brzydki dużą popularnością i uznaniem cieszyła się nakładka HTC Sense. Była ładna, przemyślana, spójna – była obiektem pożądania i wzorem dla deweloperów tworzących launchery i widżety. TouchWiz nigdy nie powalał swoją urodą, a po premierze Lodowej Kanapki zaczął znacząco szczypać w oczy. Czy jest na to jakaś rada?

Najlepszym rozwiązaniem byłaby możliwość wyboru nakładki przez użytkownika. Przy pierwszym uruchomieniu smartfon pytałby nas, czy chcemy używać HTC Sense/TouchWiz/etc, czy wolimy czysty interfejs Androida. To marzenie. Warto jednak pamiętać, że jeżeli chcemy kupić urządzenie pozbawione natrętnych nakładek i wolimy korzystać z systemu Gogole w najczystszej postaci, zawsze możemy zakupić urządzenie z rodziny Nexus. Dzięki temu zapewnimy sobie również pierwszeństwo w aktualizacjach systemu do najnowszej wersji.

Brak wszystkich aplikacji znanych z iOS
Sklep App Store to zdecydowanie największy i najlepiej zaopatrzony market z mobilnymi aplikacjami na świecie. Niedościgniony wzór dla systemów Android, Windows Phone, BlackBerry OS, Symbian i Bada. Czy Google Play jest na tyle słaby, aby zaważyć o nie wybraniu urządzeń z Androidem?

Nie podlega dyskusji, że w sklepie Apple znajdziemy najszersze portfolio mobilnych aplikacji. Jednak nie ma takiego programu, którego odpowiednika nie znaleźlibyśmy w Google Play. Oczywiście sam uległem modzie na pogoń za kultowymi iOSowymi tytułami. Kilkanaście minut po androidowej premierze instalowałem Instagram, czy wersję beta genialnego Flipboarda. Nie zmienia to jednak faktu, że do czasu pojawienia się tych programów w Google Play, korzystałem z innych aplikacji oferujących podobną funkcjonalność. Wszystko jest kwestią przyzwyczajenia i gwarantuję, że w androidowym markecie znajduje się masa przydatnego softu na każdą okazję. Z drugiej strony, jak nie iOS czy Android to co? Windows Phone i BlackBerry OS są lata świetlne w tyle za sklepami Apple’a i Google’a.

Podsumowanie
Jak widać, Android nie jest taki straszny, jak go malują. Pisząc ten tekst nie miałem na celu nawracania nikogo na ciemną stronę mocy. Chciałem rozwiać ewentualne obawy osób rozważających zmianę mobilnej platformy i zdementować niektóre wyssane z palca zarzuty.

grafika: 1,

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA