Fundamentalne błędy w ocenie Google+
Google+ to taki dziwny twór, który wciąż wywołuje mnóstwo spekulacji, ostatnio na temat badań zaangażowania użytkowników. Wyniki tych badań są - krótko mówiąc - tragiczne. Wychodzi z nich, że na Google+ użytkownicy prawie nic nie piszą, nie dostają odpowiedzi, a w ogóle spędzają w serwisie tylko 3 minuty miesięcznie wobec 7,5 godziny na Facebooku.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że dopóki Google nie poda oficjalnych danych, to możemy tylko spekulować. Niedługo minie rok, a Plus jest wciąż “czarną owcą społeczności”, która wprawdzie wpasowała się w krajobraz internetu, ale jest wciąż wielką niewiadomą.
O Facebooku wiemy dużo, a dzięki wejściu na giełdę poznaliśmy jeszcze więcej szczegółów dotyczących bazy użytkowników i tego, jak korzystają z serwisu. Dzięki temu można jasno powiedzieć - Facebook to król społeczności z 900 milionami użytkowników, 500 milionami użytkowników mobilnych i świetnymi wskaźnikami zaangażowania. Na temat Google+ wciąż musimy wróżyć z kart.
Badania ComScore, czy RJMetrics nie są wiarygodne z jednego prostego powodu, który zdaje się ignorować wiele osób - badane są tylko aktywności publiczne użytkowników. Takie badania sprawdzą się w przypadku Twittera, ale nie Google+. Według RJMetrics, przeciętny post na Plusie ma mniej, niż jeden “+1”, mniej, niż jedną odpowiedź i mniej, niż jedno udostępnienie. 30% użytkowników, którzy popełnili publiczny post, nigdy nie pisze drugiego. Nawet po napisaniu 5 publicznych postów szansa na to, że użytkownik nie napisze kolejnego wynosi 15%.
O raporcie można poczytać więcej tutaj, ale wniosek, który RJMetrics wysnuło, jest tak prosty i zabawny, że muszę go przytoczyć: Google+ nie pokazuje takiego samego zaangażowania użytkowników, jak inne sieci społecznościowe, na przykład Pinterest, czy Twitter. Taki wniosek powoduje, że chociaż badania wydawały się w miarę sensowne a swój ograniczony sposób, to nagle przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Dlaczego?
Bo porównanie badania zaangażowania użytkowników Google+ z badaniami zaangażowania Pinteresta i Twittera woła o pomstę do nieba. W skrócie Twitter i Pinterest to sieci społecznościowe, które w momencie startu zakładały udostępnianie treści jedynie publicznie. Publiczne tweety, publiczne tablice na Pintereście - to wszystko powoduje, że łatwo zmierzyć aktywności i wysnuć całkiem realne wnioski. Mimo że Pinterest oferuje już możliwość tworzenia prywatnych tablic, to wciąż jego siłą napędową są aktywności publiczne. A Google+ od momentu startu i pierwszych reklam pozycjonowany jest jako sieć społecznościowa, dzięki której łatwo zachować prywatność postów i dzielić się treściami tylko wybranymi osobami i grupami osób. “Dziel się czym chcesz z kim chcesz”. Nie bez powodu Facebook niejako w odpowiedzi na kręgi z Google+ poprawił i ułatwił obsługę list znajomych - to dlatego, że Plus udowodnił, iż można zarządzać kontaktami w łatwy sposób.
Nie chcę bronić Plusa i w zasadzie dostrzegam ostatnio spadek zaangażowania użytkowników tego serwisu, jednak to tylko moje subiektywne odczucie. Przez ostatni tydzień, czyli po pojawieniu się badań RJMetrics, bacznie obserwowałam i nawet liczyłam posty oraz to, czy udostępniane są publicznie. Mam ponad 2300 osób w kręgach, moje strumienie wciąż żyją i są wypełniane przez nowe treści, a gdy wejdę w krąg z użytkownikami z Polski (1855 użytkowników), to okazuje się, że ponad połowa postów jest niepublicznych. Dominują wybrane osoby, często zdarzają się też kręgi rozszerzone (czyli wpisy mogą zobaczyć znajomi i znajomi znajomych). Co jeszcze bardziej interesujące, to zauważyłam też ciekawą zależność - wpisy niepubliczne zazwyczaj mają mają bardziej angażujące treści i pojawia się pod nimi więcej komentarzy.
Co najlepsze, użytkownicy Google+ nauczyli się w końcu korzystać z postowania niepublicznego, czyli używania kręgów. Jeszcze 8 miesięcy temu, gdy porównywałam liczbę postów publicznych do niepublicznych, okazało się, że na Google+ przenoszono przyzwyczajenia z innych, wyłącznie publicznych sieci. Na szczęście to się zmienia.
Poza tym Google+ to niekonieczne stricte sieć społecznościowa, a raczej taki międzyusługowy spinacz aktywności, który ma coraz większe możliwości. Jednego Plusowi nie można odmówić: dzięki niemu zaczęło mówić się o potrzebie łatwej kontroli nad tym, komu udostępniamy konkretne treści.
A tak na marginesie wczoraj publicznie ruszył So.cl, potral społecznościowy od Microsoftu. Można już oficjalnie powiedzieć, że Google+ nie jest już czarnym koniem;)