Pinterest gra regulaminem ostrzej, niż Google i Facebook razem wzięci
Regulaminy usług i serwisów internetowych mają to do siebie, że są długie, nudne i w zasadzie nikt ich nie czyta. Temat ten został nawet poruszony w jednym z odcinków South Parku, w którym Kyle zaakceptował nowe zasady iTunes bez zapoznania się z nimi, przez co wpędził się w niezłe kłopoty. I tak właśnie odbywa się proces czytania regulaminów w przeważającej części przypadków. Tak samo jest też pewnie z Pinterestem, który zdobywa coraz większe rzesze użytkowników i coraz częściej mówi się o nim w kontekście wykorzystania marketingowego.
Jednak w regulaminie Pinterestu, jak w wielu podobnych, są bardzo ciekawe zapisy, na które uwagę zwrócił Boston Bussiness Journal. “Przypinając” coś do tabilcy użytkownik gwarantuje, że ma tej treści prawa, licencje, zgody i pozwolenia. Użytownik przekazuje te prawa na rzecz Pinterestu, który od tego momentu może używać, modyfikować (blabla) i sprzedawać tę treść jak tylko mu się podoba. Bardzo to wszystko ciekawe.
Pewnie nie taki diabeł straszny, jak go malują, ale takie zapisy w regulaminie budzą niepokój. Pinterest to taki agregator wszystkiego, co użytkownicy uznają za interesujące. “Przypinają”oni treści do swoich tablic - mogą robić to dodając zdjęcia z dysku lub wklejając link do strony. Serwis następnie sam wyodrębnia grafiki, użytkownik wybiera, która ma być widoczna publicznie i “przypina” ją. Sposób prezentacji takich linków różni się trochę od tego na innych serwisach społecznościowych - a większe, widoczniejsze grafiki, które są tym, co odróżnia Pinterest od innych społecznościowych agregatorów treści.
W regulaminie możemy przeczytać:
... you represent and warrant that: (i) you either are the sole and exclusive owner of all Member Content that you make available through the Site, Application and Services or you have all rights, licenses, consents and releases that are necessary to grant to Cold Brew Labs the rights in such Member Content, as contemplated under these Terms.
By making available any Member Content through the Site, Application or Services, you hereby grant to Cold Brew Labs a worldwide, irrevocable, perpetual, non-exclusive, transferable, royalty-free license, with the right to sublicense, to use, copy, adapt, modify, distribute, license, sell, transfer, publicly display, publicly perform, transmit, stream, broadcast, access, view, and otherwise exploit such Member Content only on, through or by means of the Site, Application or Services.
W skrócie: wrzucając coś na Pinterest użytkownik gwaratuje, że jest jedynym i wyłącznym właścicielem niezbędnych praw autorskich (!) do przekazania ich Cold Brew Labs, czyli właścicielom Pinteresta. Pinterest potem może zrobić z taką treścią co tylko mu się zamarzy, włączając w to jej sprzedaż. Właśnie to jest kontrowersyjne - ani Facebook, ani Google nie mają w zapisach punktu o sprzedaży treści. Niebezpieczne jest też przyznawanie się, że posiada się wyłączne i odpowiednie prawa do publikowanej treści - przecież Pinterest opiera się na treściach wrzucanych przez Panie Zosie z czeluści całego internetu. Owe Panie Zosie nie mają pojęcia, kto jest właścicielem praw i licencji, ale udostepniają je dalej, bo przecież a tym polega idea serwisu.
Pinterest przerzuca całą odpowiedzialność na użytkownika i zabezpiecza się z każdej strony otwierając sobie furtkę do wykorzystywania komercyjnego wszystkiego, co znajdzie się w serwisie. Co by się stało, gdyby na przykład właściciel “przypiętego” zdjęcia, które stało się na Pintereście jednocześnie reklamą, oskarżył Pinterest o naruszenie licencji? Pinterest przerzuciłby całą odpowiedzialność na użytkownika. Możliwe, że taka sytuacja nigdy nie zajdzie, ale... według regulaminu jest prawdopodobna i bardzo niebezpieczna.
Nawet z marketingowego punktu widzenia używanie Pinteresta jest niepokojące, przykładowo: prowadzę serwis z przepisami od użytkowników. Użytkownicy wrzucają je razem ze swoimi zdjęciami, zgadzając się na wykorzystywanie ich na mojej stronie w celu prezentacji. Chcę promować te treści na Pintereście i nagle okazuje się, że żeby wszystko było zgodnie z regulaminami Pinterestu, muszę zażądać od moich użytkowników całościowego zbywania praw autorskich na rzecz mojego serwisu, by następnie móc przekazać je Pinterestowi...
Wszystko, co umieszczamy na Pintereście staje się jego własnością i Pinterest może z tym zrobić co tylko mu się żywnie podoba.
A mówią, że to Facebook i Google są złe. W regulaminie Facebooka przeczytamy:
Udostępnianie treści i danych użytkowników
Użytkownik jest właścicielem wszystkich treści i informacji publikowanych przez siebie w serwisie Facebook i może określać sposób udostępniania ich poprzez ustawienia prywatności oraz ustawienia aplikacji. Oprócz tego:
W przypadku treści objętych prawem własności intelektualnej (IP, ang. intellectual property), takich jak zdjęcia i filmy, użytkownik przyznaje nam poniższe zezwolenie, zgodnie z wprowadzonymi przez siebie ustawieniami prywatności i ustawieniami aplikacji: użytkownik przyznaje nam niewyłączną, zbywalną, obejmującą prawo do udzielania sublicencji, bezpłatną, światową licencję zezwalającą na wykorzystanie wszelkich publikowanych przez siebie treści objętych prawem do własności intelektualnej w ramach serwisu Facebook lub w związku z korzystaniem z nim (Licencja IP). Licencja IP wygasa wraz z usunięciem przez użytkownika zawartości objętej prawami do własności intelektualnej lub swojego konta, o ile nie została ona udostępniona innym osobom, które jej nie usunęły.
Na Google+ wygląda to tak:
11. Licencja na Treść udzielana przez Użytkownika
11.1 Użytkownik zachowuje prawa autorskie i wszelkie inne przysługujące mu prawa do Treści, które Użytkownik dostarczał, publikował lub wyświetlał w Serwisie lub za jego pośrednictwem. Poprzez dostarczanie, publikowanie lub wyświetlanie treści Użytkownik udziela spółce Google bezterminowej, nieodwołalnej, obowiązującej na całym świecie (globalnej), bezpłatnej i niewyłącznej licencji na reprodukowanie, dostosowywanie, modyfikowanie, tłumaczenie, publikowanie, publiczne wykonywanie, publiczne wyświetlanie i rozpowszechnianie Treści dostarczanych, publikowanych lub wyświetlanych przez Użytkownika w Serwisie lub za jego pośrednictwem. Wyłącznym celem tej licencji jest umożliwienie spółce Google wyświetlania, rozpowszechniania i promowania Serwisów; licencja może zostać odwołana w odniesieniu do niektórych Serwisów, zgodnie z Dodatkowymi Warunkami ich dotyczącymi.
11.2 Użytkownik uznaje, że na podstawie niniejszej licencji Google ma prawo udostępniać Treść innym podmiotom, organizacjom lub osobom fizycznym, z którymi Google współpracuje w celu wspólnego świadczenia usług, jak również wykorzystywać Treści w związku ze świadczeniem takich usług.
11.3 Użytkownik przyjmuje do wiadomości, że przy podejmowaniu czynności technicznych koniecznych w celu udostępniania Serwisów użytkownikom Google może (a) przekazywać lub rozpowszechniać Treść Użytkownika w różnych sieciach publicznych i w różnych środkach przekazu; oraz (b) dokonywać zmian Treści Użytkownika koniecznych w celu dostosowania ich do wymogów technicznych połączonych sieci, urządzeń, usług lub środków przekazu. Użytkownik wyraża zgodę, aby przedmiotowa licencja zezwalała spółce Google na podjęcie takich działań.
11.4 Użytkownik potwierdza i zapewnia spółkę Google, że posiada wszelkie prawa, kompetencje i upoważnienia konieczne w celu udzielenia powyższej licencji.
W przypadku Google dokopałam się jeszcze zapisów, że użytkownik udostępnia treści objęte prawem autorskim i licencjami na własną odpowiedzialność, zgodnie ze swoim rozeznaniem i rozsądkiem.
Ani Facebook, ani Google, nie przyznają sobie praw do odsprzedawania tego, co udostępnia użytkownik. Przekazywanie licencji na rozpowszechnianie treści w serwisach społecznościowym jest całkowicie normalne; w ten sposób serwisy dają sobie możliwość na wyświetlanie jej innym użytkownikom czy w innych usługach, na przykład aplikacjach.
Pinterest jest niebezpieczny. Możliwe, że nikt nigdy nie wykorzysta tych zapisów z regulaminów, ale kto wie... Dają one ogromne możliwości do nadużyć.
Tylko co z tego? Pinterest będzie rósł, bo stał się modny. Ludzie będą udostępniać treści, serwis będzie na nich zarabiał w nie do końca fair wobec autorów sposób. Może zamiast ACTA warto zająć się takimi “kwiatkami”?