REKLAMA

Wojna zbrojeniowa telewizorów, czyli na razie trwa chaos

Trwa CES, czyli największe Targi Elektroniki Konsumenckiej na świecie. Reprezentacja Spider's Web jest mocna - Przemek Pająk i Paweł Okopień zapewnią nam relacje na żywo, bieżące analizy i wyszukiwać będą najciekawszych i najbardziej innowacyjnych rozwiązań, które powalczą o klientów już w najbliższej przyszłości. Tymczasem pierwszy dzień mija pod znakiem telewizorów. Abstrahując od tego, co prezentowane jest na CES’ie warto zastanowić się, o co chodzi w walce o klienta kupującego duży ekran i dlaczego kupno telewizora dla przeciętnego klienta jest teraz tak skomplikowane.

Wojna zbrojeniowa telewizorów, czyli na razie trwa chaos
REKLAMA

Ostatnie kilka lat to era szybkiego, chyba najszybszego dotychczas rozwoju telewizorów - w ciągu dosłownie kilku lat w telewizorach pojawił się dostęp do internetu bez potrzeby podłączania dodatkowych urządzeń, tzw. Smart TV zaoferowały dodatkowe aplikacje, a jakość obrazu polepsza się z miesiąca na miesiąc i producenci co chwila prezentują nam kolejne nowości. Jednak tak naprawdę sprawa z telewizorami ma się tak samo, jak ze smartfonami i wszystkimi innymi nowoczesnymi urządzeniami - hardware jest już mało istotny. Pierwszy producent, który zaproponuje proste, wygodne i likwidujące większość problemów rozwiązania wygra.

REKLAMA

Jakie to problemy? Na pewno jednym z większych są kable. Jako właśnie ten przeciętny użytkownik wiem, że kable, wejścia, różne wtyczki, przejściówki i inne podobne są zmorą. Posiadając konsolę, komputer który chcemy podłączać do TV, jakiś dekoder, telefon z wyjściem HDMI itp. skazani jesteśmy na wstępie na podłączenia abstrakcyjnej ilości kabli, z których część będzie podłączona na stałe, a część musi być łatwo dostępna, by bez trudu odłączać urządzenia. Do tego kino domowe, które też przecież kablami stoi. Poza tym oczywiście taka konsola, kino czy coś innego też musi być podłączone do prądu... Więc okazuje się, że samo kupienie telewizora, jego podłączenie i stworzenie tego głośnego “centrum rozrywki” wiąże się z początkową żonglerką kablami i pociągnięciem ich tak, by nikt się o nie nie zabił - potrzeba umysłu niezłego planisty.

Mamy już rowiązania bezprzewodowe, które pozwalają na zdalny dostęp do na przykład swojej biblioteki multimediów czy na przykład nowe WiDi, dzięki któremu obraz można przesyłać zdalnie. Jednak do wypracowania powszechnie obowiązujących standardów czeka nas jeszcze długa droga. Poza tym nie są to jeszcze w dużej części rozwiązania intuicyjne i banalnie proste, typu “włącz, kliknij ok i korzystaj”.

Problemem jest też oczywiście wsteczna kompatybilność - miliony użytkowników używa starszych urządzeń z różnych okresów czasu i tworząc coś nowego trzeba mieć to na uwadze. Istne piekło.

Interfejs takiego telewizora powinien być przejrzysty i łatwy w obsłudze, a sam telewizor i urządzenia peryferyjne powinny w prosty sposób łączyć się ze sobą bezprzewodowo oczywiście (ech te marzenia). W samym telewizorze tak zwane funkcje ”smart” powinny być rozbudowane, tak że przeciętny użytkownik nie będzie miał problemu z wejściem na Facebooka czy YouTube czy szybkiego sprawdzenia czegoś w przeglądarce, która nie jest (jak obecnie) wykastrowana do granic możliwości. Dodatkowo powinien mieć też dostęp do wielu aplikacji. I tu jest spory problem.

Aplikacje powinny być zlokalizowane i stworzone z myślą o konkretnym rynku, ale dodatkowo dawać możliwość dostępu do zagranicznych pozycji. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że sklepy z aplikacjami mimo wszystko dają nam spore możliwości i tylko niewielki odsetek pozycji niedostępny jest w naszym kraju. Tego samego chcemy w telewizorach.

To na razie marzenia ściętej głowy i minie jeszcze dużo czasu, zanim się spełnią. Tymczasem producenci z roku na rok wprowadzają nowości, zabijają te nietrafione, nieustannie trwają spory technologiczne - telewizorowy chaos.

I wiecie, kto by miał szansę na rozwiązanie takich problemów? Na razie tylko i wyłącznie Apple w swoim zamkniętym ekosystemie. Na małą skalę, ale zawsze.

REKLAMA

Tymczasem CES trwa i obserwujmy znaków poprawy sytuacji, również w naszych relacjach:)

*źródło grafiki: The Verge

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA