Udostępnienie swojego hasła jak seks
The New York Times opublikował ciekawy artukuł o tym, że nastolatki coraz chętniej dzielą się hasłami do swoich kont e-mailowych czy Facebookowych i jest to forma tworzenia intymności między przyjaciółmi czy partnerami. Autor powołał się też na badania Pew Internet i American Life Project, które mówią, że 30% nastolatków, którzy regularnie korzystają z internetu, dało swoje hasło przyjacielowi, dziewczynie czy chłopakowi. A my trąbimy i trąbimy o prywatnosci czy mocy haseł...
Ma to być swoista forma “jeśli zależy ci na mnie, jeśli mi ufasz, to podzielimy się wszystkim”, zastępstwem seksu - w końcu dorośli przestrzegają zarówno przed seksem, jak i dawaniem haseł innym osobom. Jak niebezpieczne to może być zdaje sobie sprawę wielu z nas. Historie o zazdrosnych chłopakach czy dziewczynach, okrutnych znajomych ze szkoły (“ten wiek”) i tym podobne znaleźć można praktycznie wszędzie. Mnie zastanawia za to trochę inny aspekt tego problemu, widoczny mocno u nas, w polskim internecie (ale pewnie nie tylko) - współdzielone konta par na Facebooku czy mocna obecność partnera w internetowym życiu. Osiągnęliśmy już moment, w którym internet stał się nie tylko odbiciem rzeczywistości, a kreuje nową.
Gdy byłam nastolatką największym poświęceniem i otwarciem się przed “przyjacielem” wydawało mi się podzielenie się pamiętnikiem. Jednak gdy byłam w tym wieku internet, choć jeszcze nie tak powszechny jak dzisiaj, był już dostępny w przeciętnych domach, i to nie tylko wdzwaniany. Historia z hasłem przydarzyła się też mi - wiedziona dziwnym, nastoletnim zaufaniem dałam hasło do swojej skrzynki mailowej (o zatrważającej wielkości 5 czy 10 megabajtów) koleżance ze szkoły, nie pamiętam już w jakim celu, ale był konkretny. Jak można łatwo się domyślić hasła potem nie zmieniłam, a gdy nasza znajomość przeszła na bardziej wrogi poziom (te czasy), to wszyscy znajomi znajomi zostali poinformowani z kim mailowałam,o czym, kiedy... Historia nie tak spektakularna, jak z wspomnienego artykułu, jednak wystarczyła, bym stała się ostrożniejsza i wbiła do głowy, że dawanie innym swojego hasła nie jest mądre.
Jednak nawet w dorosłym życiu okazuje się, że zaczynamy komuś ufać na tyle, by danie udostępnienie swojego hasła do jakiegoś konta przestało wydawać się podejrzane. Teraz należy zastanowić się tak szczerze, ile znamy osób czy par, o których wiemy, że znają swoje hasła, albo, co dziwniejsze, mają na przykład wspólne konto na Facebooku?
“Jeśli mi ufasz, to się ze mną prześpisz” zaczęło być wypierane przez “jeśli mi ufasz, to dasz mi dostęp do swojego konta na Facebooku”. To drugie jednak znaczy też, że partner będzie miał dostęp do prywatnych rzeczy, do rozmów, do znajomych, że otrzyma wgląd w jedne z najintymniejszych partii życia nowoczesnych internautów. A wspólne konta to po prostu głupota - może pary chcą dać tym wyraz swej bezgranicznej miłości, ale każdy, kto próbował skontaktować się z połową takiej pary wie, jakie to uciążliwe.
W internecie tworzymy już nie tylko wirtualny, równoległy i oderwany od rzeczywistego świat. Internet staje się naszym podstawowym źródłem porozumiewania z innymi, miejscem naszych codziennych aktywności, tych prywatnych, jak i publicznych. Dawanie komuś dostępu do tej prywatnej części musi się w końcu zemścić - nawet przez wiszącą podświadomość, ze ukochany/ukochana może zobaczyć każdy ruch i należy przed jego wykonaniem trzy razy się zastanowić. A to już ogranicza.
A w kwestii nastolatków i rosnącego trendu do dawania haseł jako formy okazywania zaufania nie ma dobrej rady. Zakaz nie zadziała, a raczej wzmocni taką chęć. Uświadamianie? Może podziała. Jednak gdyby było to takie proste, to wszyscy mielibyśmy trzydziestoznakowe hasła składające się z przypadkowego ciągu znaków...
Współdzielenie haseł jako nowoczesny odpowiednik seksu, czegoś zakazanego. Witamy w XXI wieku.