Coraz więcej zarabia się na... bezpłatnych aplikacjach
Tegoroczne szczegółowe zestawienia dotyczące największych sklepów internetowych – BlackBerry AppWorld, Apple AppStore, Android Market, Ovi Store oraz Windows Marketplace nie pozostawiają praktycznie żadnych złudzeń – jeśli programista chce naprawdę dobrze zarobić na swojej aplikacji, powinien udostępnić ją… za darmo. Oczywiście każdy kto potrafi liczyć, dość szybko zorientuje się, że powyższe zdanie nie ma większego sensu, o ile nie zostanie odpowiednio dopełnione. Dopełnieniem tym, mogącym w dużej mierze przybliżyć twórców aplikacji do finansowego sukcesu są dodatkowe płatności, których możemy dokonać wewnątrz pozornie darmowego programu. To właśnie one, w rekordowo krótkim czasie stały się jednym z najpoważniejszych źródeł dochodów dla większości zgłaszających swoje produkty do sklepów z oprogramowaniem.
Aż trudno uwierzyć, że tzw. model „freemium” tak szybko zyskał popularność zarówno wśród deweloperów, jak i użytkowników, którzy o wiele chętniej wydają swoje pieniądze właśnie w tego typu aplikacjach, niż na zakupy aplikacji płatnych jednorazowo przy zakupie. Wystarczy tylko spojrzeć na różnice dzielące średnią kwotę wydawaną na zakup programów z jednej z najbardziej dochodowych kategorii – gier. W przypadku wersji „pełnych od razu”, wynosi ona około 1$, podczas gdy korzystający z gier „freeminum” zostawiają sklepowi i autorowi aplikacji (oczywiście do podziału) aż… 14$. Różnica jest naprawdę imponująca.
Sama historia płatności wewnątrz aplikacji w przypadku dominujących obecnie AppStore i Android Market nie jest szczególnie długa. Apple zdecydowało się na przyjęcie takiego modelu (dla aplikacji „bezpłatnych”) w 2009 roku, podczas gdy Google zwlekało z tym ruchem aż do marca roku bieżącego. Efekt? W przypadku dwustu najlepiej zarabiających programów w AppStore, tylko w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy procent przychodów generowany przez zakupy wewnątrz aplikacji wzrósł z niecałych 30% do prawie 50%, w kilku przypadkach nawet przekraczając tę magiczną barierę. Jeszcze lepiej powodzi się pod tym względem Android Marketowi, gdzie zysk generowany przez mikropłatności potrafił przekroczyć nawet 65% wszystkich przychodów w danym miesiącu. I choć w dalszym ciągu łączy zarobek 200 najpopularniejszych płatnych i „płatnych dodatkowo” aplikacji z Androida jest wyraźnie mniejszy niż w przypadku AppStore, mechanizm in-app purchase wydaje się być najlepszym, jeśli chcemy przyciągnąć uwagę klientów niezależnie od tego, w którym sklepie zdecydujemy się oferować efekty naszej pracy.
Jeszcze bardziej docenić możemy rolę takiego systemu w momencie, kiedy skupimy się nie na 200 pierwszych programach a na stu. Takiej analizy dokonał kilka tygodni temu SoftWeb Solutions, biorąc pod uwagę jedynie pierwszą setkę najpopularniejszych aplikacji dla iOS, generujących (według badających) ponad 75% przychodów łącznych AppStore. Tutaj mikropłatności stanowiły już źródło ponad 65% przychodów i choć przeważały płatności faktycznie „mikro” (mniej niż 10$), o wiele mniej liczni użytkownicy decydujący się na pozostawienie większych kwot (10$ i więcej), zapewnili autorom niemal 70% zysku. „Mniej” może więc czasem oznaczać „więcej”, zwłaszcza jeśli mówimy o „freemium”.
Początki nie były aż tak obiecujące dla tego systemu na urządzeniach mobilnych – początkowo dostępny jedynie w AppStore, zyskiwał wprawdzie regularnie na popularności, a zeszłoroczne wyniki wskazywały na niemal dwukrotny wzrost znaczenia w ciągu kilkunastu miesięcy, jednak w dalszym ciągu osiągał wyniki nieco niższe, niż początkowo zakładano i pozostawał daleko w tyle za swoim „komputerowym odpowiednikiem”, gdzie chociażby w przypadku aplikacji na portalach społecznościowych tego rodzaju zakupy już dawno przewyższyły swoja łączną wartością zakupy „klasyczne”. 2011 był jednak rokiem kiedy (tym razem już zgodnie z przewidywaniami) praktycznie wszystko uległo zmianie – od podejścia deweloperów przez przyzwyczajenia użytkowników, którzy coraz chętniej godzą się na taki właśnie model, aż po realne zyski płynące szerokim strumieniem do kieszeni właścicieli sklepów i programistów.
Przyszłość? Tuta nie ma wątpliwości – w tym tempie już za kilkanaście miesięcy powinniśmy doczekać się chwili, kiedy mikropłatności, a nie „klasyczne” opłaty za aplikacje stanowić będą główne źródło przychodów. Oczywiście niektórych programów nie da się w ten sposób przygotować lub byłoby to wyłącznie nadmiernym komplikowaniem życia dla osób pobierających program, przez co aplikacje opłacane jednorazowo najprawdopodobniej nigdy nie znikną. Coraz częściej jednak możemy natknąć się na aplikacje, w przypadku których bezpłatnie możemy pobrać jedynie „szkielet”, który wypełnić treścią możemy dopiero po opłaceniu odpowiednich abonamentów czy mniejszych i nie regulowanych terminowo opłat.
Według niektórych przełomowy będzie 2013 i wydaje się to być datą istotną nie tylko z tego powodu – według IDC, niedługo później ilość pobieranych aplikacji ma wzrosnąć z nieco ponad 10 miliardów (obecnie) do… 180 miliardów. Wtedy trzeba będzie już tylko umieć je dobrze sprzedać i mikropłatności wewnątrz aplikacji prezentują się pod tym względem naprawdę niesamowicie atrakcyjnie.
Zdjęcie: computernewsme