Siri? Google może zrobić to lepiej!
Wybieranie głosowe, zwłaszcza w smartfonach, nie jest dla nas niczym nowym. Od wielu lat mieliśmy do niego dostęp (w mniej lub bardziej zaawansowanych wydaniach) na praktycznie każdej platformie. Nawet tytułowe Siri było już dostępne (choć w nieco innej formie) dla iOS od pewnego czasu. Apple zrobił jednak coś, czego żaden z największych producentów nie zrobił do tej pory – sprawił, że wybieranie głosowe nabrało nowego sensu i nie jest już zwykłym wydawaniem podstawowych komend, a coraz wyraźniej zbliża nas do prawdziwej „rozmowy”. W ten sposób producent iPhone’a osiągnął efekt, który przez wielu ekspertów określane jest mianem „drugiego interfejsu”. Oprócz tradycyjnej obsługi za pomocą ikon i tekstu, możemy obsługiwać nasz telefon nawet bez patrzenia na niego. Istnieje jednak ktoś kto – jeśli tylko zechce – będzie w stanie zrobić to lepiej.
Tym kimś jest oczywiście nie kto inny, jak producent najbardziej konkurencyjnego w stosunku do iOS systemu operacyjnego – Google. Obecne w Androidzie oprogramowanie służące do obsługi urządzenia głosem jest wprawdzie wyraźnie „do tyłu” w stosunku do coraz popularniejszej Siri, jednak jeśli przyjrzymy się temu, co jest w rzeczywistości największą siłą tej technologii, odkryjemy, że przewaga teraz i już praktycznie zawsze będzie po stronie Google.
Programów do rozpoznawania mowy jest w tej chwili w praktycznie każdym większym sklepie z aplikacjami mnóstwo – od prostych narzędzi potrafiących wyłącznie zapisywać dyktowany przez nas tekst, po o wiele potężniejsze, próbujące aspirować do miana „alternatywy” Siri. Żadnej z nich jednak nie udaje się zyskać popularności, czy chociażby nawet rozgłosu swojego firmowanego przez Apple odpowiednika. I nie chodzi tu wyłącznie o dokładność, z jaką rozpoznawane są wydawane przez nas komendy, ani też „dowolność” z jaką możemy je wypowiadać. Chodzi tu przede wszystkim o zaplecze, które stoi za całym rozwiązaniem i które znaczy (lub będzie znaczyć) dla użytkownika o wiele więcej niż „zewnętrzna powłoka”.
W przypadku niezależnych programistów, przygotowane przez nich aplikacje mają dość ograniczony dostęp do zasobów światowej sieci – są w stanie korzystać tylko i w wyłącznie z wybranych, publicznie dostępnych, często dość ograniczonych źródeł. Apple znajduje się w o wiele bardziej komfortowej sytuacji – łatwiej jej nawiązać współpracę z dostawcami informacji oraz posiada techniczną możliwość obsługi większości zgłoszeń za pomocą własnych serwerów, wyraźnie poprawiając tym samym prędkość reakcji Siri. Niezależnie jednak od tego, jak wielu partnerów zdobędzie Apple, nie jest i nigdy nie było ono… wyszukiwarką. Nie zajmował się przez ostatnie lata ani „przeczesywaniem” internetu, zarządzaniem na wielką skalę naszą pocztą, nie ma własnego serwisu geolokacyjnego, społecznościowego, map ani (do niedawna) komunikatora. W skrócie – nie zajmował się zbieraniem wszelkich dostępnych danych na nasz temat. Tym zajmowało się Google.
Dostawca m.in. Gmaila wdarł się praktycznie w każdy zakamarek naszego życia i dzięki temu może być w stanie dostarczyć nam teraz o wiele lepsze i o wiele wyraźniej spersonalizowane wyniki niż Siri. Doskonale wie, czego wyszukiwaliśmy w sieci, z kim najczęściej prowadzimy korespondencję email (Gmail), gdzie najczęściej przebywamy (Latitude), jak oceniamy te miejsca (Places) i jak do nich dojeżdżamy (Google Maps i nawigacja Google). Do tego doskonale wie co oglądamy (YouTube), z kim się zadajemy (Google+), co nas interesuje (Google Reader), co planujemy w najbliższej przyszłości (Google Calendar), a niedługo też to co czytamy (Google Books). To oczywiście nie koniec „zaplecza”, które posiada Google i nie koniec informacji, które już na nasz temat ma i w dalszym ciągu zbiera. Wszystkie te usługi już teraz przeplatają się, uzupełniają i przypisane są do jego konta – pozostaje tylko najłatwiejsze – przygotowanie systemu rozpoznawania poleceń wypowiadanych „ludzkim głosem”. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że amatorom przygotowanie podobnego (choć wciąż dość prymitywnego) rozwiązania zajęło zaledwie 8 godzin i przy odpowiedniej determinacji i poczuciu humoru nawet da się z niego korzystać, dla programistów z Google nie może to być aż tak ogromne wyzwanie.
Słabości Siri widać praktycznie od razu w momencie, kiedy postanowimy opuścić USA. W takim przypadku przestanie działać większość najbardziej użytecznych rozwiązań, jak chociażby wyszukiwanie tras czy interesujących nas miejsc znajdujących się w bezpośredniej okolicy. Owszem, możemy w dalszym ciągu zlecić naszemu wirtualnemu asystentowi sporządzenie notatki, zapisanie spotkania czy spróbować przeprowadzić zabawną konwersację, ale mimo wszystko, podstawowa (i najciekawsza) część funkcji oprogramowania nie jest już dla nas dostępna. Google takiego problemu mieć nie będzie – jego usługi, dotyczące praktycznie każdego możliwego aspektu naszego życia działają w większości zakątków świata i to działają w nich od dawna.
Andy Rubin z Google próbuje wprawdzie za wszelką cenę zmarginalizować rolę Siri, mówiąc:
„Nie sądzę, aby telefon powinien pełnić rolę asystenta. Telefon ma za zadanie służyć do komunikacji. Nie powinniśmy komunikować się z telefonem – powinniśmy za jego pomocą komunikować się z kimś, będącym „po drugiej stronie” telefonu”
Biorąc jednak pod uwagę fakt, jak doskonałym narzędziem marketingowym (miliony iPhone’ów sprzedane w rekordowo krótkim okresie czasu) stała się Siri oraz to, jakie możliwości ma Google w tym zakresie, ciężko potraktować to inaczej niż zasłonę dymną. Google musi nawiązać z iOS walkę również i na tym polu – inaczej „zaawansowane wybieranie głosowe” nadal może być niezwykle kuszące dla klientów rozważających również produkty konkurencji. Przy tym konkurencji w tej kategorii praktycznie nie ma – jedynym, kto posiada równie potężne środki co Google jest Amazon, który jednak prawdopodobnie nie odczuje w najbliższym czasie potrzeby mogącej zmotywować go do podjęcia odpowiednich działań.
Apple tym samym znów dał „znak” jak powinny wyglądać niektóre rzeczy, jednak po raz kolejny udostępniając je w wersji beta dał konkurencji szansę na dogonienie lub nawet chwilowe wyprzedzenie siebie w tym wyścigu. Wystarczy spojrzeć na… Androida, który powstał przecież po iOS, a z którego system Apple „dyskretnie” zapożyczył chociażby belkę powiadomień. Tak, Google może zrobić „lepsze Siri” – wystarczy tylko, że zechce.
Jeśli nie będzie nawet wiedziało jak, zawsze może spróbować „zapolować” jednego z założycieli i twórców Siri, który z jakiegoś powodu opuścił Apple tuż po premierze iPhone 4s…