Nadchodzi bitwa na społecznościowe czytniki. Do gry wchodzą najwięksi
Yahoo, Google i Amazon - w takiej kolejności mają wydawać swoje nowe produkty z kategorii społecznościowych czytników nowego typu giganci światowego internetu. Spróbują odebrać palmę pierwszeństwa świetnym aplikacjom na tablety (głównie iPada), tj. Flipboard, czy Zite. To początek większej ofensywy na polu nowoczesnego "curation". Wydaje się, że największy sukces osiągnie ten, kto pierwszy przygotuje świetne narzędzie do nowoczesnej konsumpcji treści RSS oraz poleceń z mediów społecznościowych w tzw. stacjonarnym internecie. Po drodze trzeba jednak będzie rozwiązać kilka trudnych problemów związanych z poszanowaniem praw wydawców.
To, że ogarnięcie chaosu informacyjnego z mediów społecznościowych, setek like'ów, tweetów, re-tweetów, plus jedynek oraz skutecznego selekcjonowania informacji to największe wyzwania współczesnego internetu wiemy od dawna. Od dawna wiemy też, że ogarnięcie "curation" może być następną wielką rzeczą internetu, która powinna otworzyć nowy strumień gigantycznych pieniędzy związanych ze sprzedawaniem treści oraz reklamą. Dlatego chrapkę na to mają wszyscy najwięksi gracze współczesnego internetu.
Yahoo już buduje napięcie przed debiutem Livestand - aplikacji na iPada, która bazuje na pomyśle Flipboard oraz przejętej niedawno przez CNN aplikacji Zite. Oparta na technologii HTML5 aplikacja prezentuje treści internetowe w oparciu o zainteresowania użytkownika, gorące na czasie tematy i powiązanie z mediami społecznościowymi linki.
Jak widać na powyższym wideo pomysł nie jest zbyt różny od tego co proponują Flipboard i Zite (oraz ich liczne klony). Różni się jednak nieco sposób wykonania - aplikacja w zdecydowanie większym stopniu będzie opierała się na dynamicznej treści wizualnej. O Livestand mówiła już poprzednia pani prezes Yahoo, Carol Bartz sugerując, że aplikacja na tablety to tylko początek rozwoju tego typu usług w sieci.
O projekcie Google'a z kolei w zasadzie oprócz nazwy niewiele wiadomo. Propeller - bo tak usługa Google'a ma się ponoć nazywać - ma być jednak odpowiedzią na sukces Flipboard, którego swego czasu nie udało się przejąć. Niektórzy spekulują, że Propeller może być wielce oczekiwaną nową wersją Google Readera - najpopularniejszego czytnika RSS na świecie, który od lat nie doczekał się istotnej aktualizacji, a wciąż dla szerokiej rzeszy zapaleńców internetowych jest podstawowym narzędziem codziennego przeglądu istotnych publikacji w sieci.
Czy będzie to nowy Reader, czy też oddzielna usługa/aplikacja/serwis bazujący na RSS - to nawet mniej istotne. Bardziej istotne jest to, że wyda go Google, który obok Facebooka jest dziś chyba najbardziej predestynowany do tego, aby rynek "curation" podporządkować właśnie sobie. Co więcej, w obliczu ostatnich zmian w kierunku integracji wszystkich po kolei usług Google z serwisem społecznościowym Google+ wydaje się, że w naturalny sposób Reader, czy Propeller mógłby korzystać z know-howu "curation", które serwis generuje. Zresztą w nowej usłudze w Google+ - Ripples idealnie widać, że Google dysponuje już narzędziem analitycznym, który w prosty sposób można by przełożyć na budowanie skutecznego modelu inteligentnej selekcji subskrypcji i treści. W sam raz dla Propellera.
Google ma także chyba największą szansę zaproponować narzędzie typu "curation" w wersji pełnej, obejmującej także tzw. stacjonarny internet. Tutaj do tej pory świat nie doczekał się odpowiednio dobrego narzędzia, a takie usługi jak Feedly jedynie pokazują jak wielkie zapotrzebowanie jest na tego typu narzędzie.
Są też tacy, którzy twierdzą, że również Amazon przygotowuje się do wydania swojego własnego czytnika opartego na połączeniu RSS oraz kanałów społecznościowych. Ponoć typowany na nowego Steve'a Jobsa, CEO Amazon Jeff Bezos, ma wyciągnąć asa z rękawa, gdy debiutować na półkach sklepowych będzie świetnie przyjęty przy premierze medialnej tablet Kindle Fire. Amazon dysponuje gigantyczną wiedzą związaną z preferencjami zakupowymi milionów użytkowników sieci, głównie na polu medialnym, dlatego też aż prosi się o to, aby tą wiedzę przekuć na system rekomendacji treści w internecie.
Kto wygra tę bitwę? Wydaje się, że właśnie ktoś z tej wielkiej trójki, bo w opozycji do twórców Flipboard, którzy od miesięcy nie wydali ani wersji na tablety z systemem Google Android, ani obiecanej wersji na stacjonarne systemy operacyjne, dysponują odpowiednim zapleczem technologiczno-pieniężno-ludzkim, aby działać tutaj szybko. Jedno jest pewne - wraz z adopcją nowego sposobu konsumowania treści w internecie za pomocą społecznościowych czytników usankcjonuje się era HTML5, bo to właśnie w tej technologii działają nowe usługi internetowe.
Zanim nowa era internetu nadejdzie na dobre, trzeba będzie rozwiązać palący problem wynagrodzenia dla dostawców treści. Na razie bowiem jest tak, że wyciągany ze źródła tekst odzierany jest nie tylko z dedykowanemu danemu źródłowi formatowania, ale również reklam. To, przy bardzo prawdopodobnym wystrzale popularności nowej formy konsumowania treści online, może prowadzić do szeregu bankructw mniejszych podmiotów.
Dlatego spekuluje się również, że Google wydając Propellera zabezpieczy dostawców treści odpowiednimi umowami - najpierw z tymi największymi, następnie z tymi mniejszymi. Oby tak właśnie było, a wszyscy będą szczęśliwi, bo jeśli myślę o nowym typie czytników treści w sieci jako czytelnik, to jestem więcej niż podekscytowany, lecz jeśli myślę o nich z pozycji małego wydawcy, to do szczęścia na razie jest mi całkiem daleko.