Ostatnia szansa dla RSS
Tysiące geeków i osób profesjonalnie korzystających z treści zamieszczonych w internecie rozpoczyna swój dzień od sprawdzenia nowych artykułów w swoim czytniku RSS. Pod koniec zeszłego tygodnia Google zapowiedział odświeżenie jednego z najpopularniejszych, działającego od października 2005 roku, Google Readera. Miłośnicy sieci nie wyobrażają sobie bez niego życia. Jednak większość smiertelników nie ma pojęcia o jego istnieniu. Nowy Google Reader to ostatnia szansa dla kanałów RSS.
Kto nigdy się nie narodził, ten nigdy nie umrze - tak można podsumować obecność kanałów RSS w sieci. Jeden z najstarszych (pierwszy RSS powstał w 1999 roku) sposobów na wygodny dostęp do nowych treści w sieci nigdy nie przebił się do świadomości przeciętnego internauty. Próby promocji tego rozwiązania podejmowali wszyscy. Powstawały czytniki połączone z popularnymi komunikatorami. Swego czasu na Windowsach wiele osób instalowało pasek z informacjami RSS rodem z telewizyjnych kanałów informacyjnych. Jednak dziś przeglądanie kanałów RSS odbywa się przede wszystkim przez subskrybcje via Google Reader.
Sam Google Reader aktualnie nie należy do zbyt atrakcyjnych serwisów. Jego funkcjonalność i wygląd pozostawiają wiele do życzenia. Natomiast sama opcja synchronizacji z nim daje podstawe do korzystania z odpowiednich klientach, na każdym z naszych urządzeń. Osobiście nie wyobrażam sobie dziś przeglądania treści bez wszystkich wersji Reedera. Jednej z "najładniejszych" aplikacji na iOS i Mac. Liczę, że odświeżony Czytnik Google pozwoli na swobodną pracę z kanałami RSS w wersji przeglądarkowej.
Przez wiele lat RSSy nie miały godnego konkurenta jeśli chodzi o zastosowania profesjonalne czy typowo geekowskie. Był to po prostu najłatwiejszy sposób na "ogarnięcie" interesujących nas informacji. Social Media zupełnie jednak odmieniły nasz dostęp do treści. Przy obserwowaniu interesujących nas ludzi czy marek na Twitterze, Google+ czy Facebooku otrzymujemy co kilka sekund kolejne świeże informacje. Problemem w tym przypadku jest jednak zalew treści. W przypadku czytnika RSS sami decydujemy co chcemy otrzymywać i w prosty sposób możemy to edytować, zaznaczyć interesującą wiadomość i zostawić na później. W przypadku naszego społecznościowego streamu nie zawsze otrzymujemy dokładnie to co chcieliśmy (wszystko zależy kogo dobieramy do naszych znajomych/obserwowanych). Natomiast by zostawić jakąś informacje na później musimy skorzystać z dodatkowych wtyczek, np. Instantpaper.
Jednak prawdziwym rywalem RSSów jest trend zwany "curation". Aplikacje typu Flipboard czy Zite dostarczają często zupełnie nam nieznane źródła treści na interesujące nas tematy. W podobnym kierunku zmierza także Facebook i Google+. Po zachłyśnięciu się mnogością treści dostarczaną przez Social Media przyszła pora na wyszukiwanie jak najbardziej wartościowych treści.
I to właśnie te programy stają się następcami tradycyjnych czytników RSS. Zwykli internauci otrzymują interesujące ich treści w pięknym opakowaniu. Źródło tych informacji w tym przypadku jest drugorzędne, bo przede wszystkim liczy się prostota i dostarczenie w danym momencie tego co potrzebujemy.
Wierzę, że odświeżony Google Reader nie będzie tylko ładnie wyglądał, ale w połączeniu z Google+ przyniesie nową jakość w swiecie czytników RSS. Kanały RSS jeszcze długo nie znikną z sieci, jednak ich przyszłość nie jest pewna. Przecież któregoś dnia Google może dojść do wniosku, że projekt Google Reader zostaje zakończony. Zwłaszcza, że informacje dotyczące najnowszej zabawki firmy z Mountain View nie są zbyt optymistyczne.Google plus znacząco zwalnia i wszystko wskazuje na to, że pozostanie kolejną zabawką dla geeków - 40 milionów, ale ciągle przede wszystkim geeków.
Patrząc na te wydarzenia, wydaje się, że nowy trend curatiom dostarczający interesujące treści ma zdecydowanie większe perspektywy rozwoju niż kanały RSS. Czy odświeżony czytnik, spowoduje masowe korzystanie z tego produktu ? Na odpowiedź musimy jeszcze poczekać.