Kto najbardziej potrzebuje gier na Google+? Wcale nie Google.
Społecznościowe gry to jeden z najgorętszych fenomenów współczesnego internetu, a dla Facebooka, który za sprawą usług firmy Zynga góruje nad wszystkimi w wykorzystaniu społeczności w grach, podstawowy czynnik uzależniający użytkowników od swojego serwisu. Gry Zyngi na Facebooku mają 250 mln aktywnych użytkowników miesięcznie, a najpopularniejsza z nich - CityVille - ponad 90 mln graczy miesiąc w miesiąc. Zynga i Facebook zbijają na nich fortuny - z ostatnich zaktualizowanych danych finansowych Zyngi, która stara się o dopuszczenie do obrotu giełdowego wynika, że w zeszłym roku zarobiła ponad 90 mln dol., przy 597 mln dol. obrotów.
Jest jednak jeden problem - 98% przychodów producenta gier pochodzi z trzech największych gier społecznościowych na Facebooku. I w tym momencie pojawia się Google. Google właśnie ogłosił udostępnienie gier w Google+ i choć gry w nowym serwisie społecznościowym Google'a debiutują z minimalną liczbą opcji, to nie brak najgłośniejszych tytułów rodem z Facebooka, czy platform mobilnych. Są więc: Angry Birds od Rovio, Bejeweled od PopGames i - a może przede wszystkim - Zynga Poker. Dla Zyngi powstanie alternatywnej prężnej platformy społecznościowej, na której firma mogłaby dystrybuować swoje gry jest błogosławieństwem zesłanym z niebios.
Dla Google'a to jedynie wierzchołek góry lodowej przy rozwijaniu Google+. Nie można mieć chyba wątpliwości obserwując to, w jaki sposób ewoluuje choćby wygląd wszystkich kolejnych usług i aplikacji Google'a, że Google+ w założeniu ma się stać wielką multi-produktową platformą, w której gry to jedynie niewielka część planu. Warto wsłuchać się w słowa menedżerów Google'a: Punita Soni (Product Manager Google+ Games and Mobile) oraz Bradleya Horowitza (wiceprezes ds. produktu), w których temperują podniecenie pojawiające się przy debiucie gier na Google+. Obaj panowie podkreślają, że wdrożenie jest powolne i ma uwzględniać kolejne usługi, które pojawią się w serwisie społecznościowym Google'a.
To nie jest wyścig na liczbę użytkowników, lecz na jakość produktu. Wierzymy, że uda nam się zbudować coś trwałego i zgodnego z wartościami Google. To wierzchołek góry lodowej; to się dopiero wszystko zaczyna
- mówił Horowitz dodając, że niezwykle ważne dla Google'a jest wyraźne oddzielenie gier od tych, którzy w nie grać nie będą. To świetna aluzja do Facebooka, który swego czasu niewyobrażalnie spamował wszystkich swoich użytkowników: zarówno graczy, jak i nie-graczy powiadomieniami z aplikacji z grami.
Przedstawiciele Google'a podkreślają także, że zależy im na ekskluzywnych grach dla platformy Google+, a nie tylko przeportowane hity z innych usług. To dobra wiadomość właśnie dla Zyngi, która z pewnością bardzo kibicuje rozwinięciu części z grami na Google+. Jeśli bowiem serwis Google'a wyrośnie w długoterminowym okresie na realnego konkurenta Facebooka (na to wygląda), to będzie miała drugą naturalną platformę, na której będzie mogła opierać swój biznes, równoważąc jednocześnie źródła przychodów oraz minimalizując w związku z tym biznesowe ryzyko.
Na dodatek Google przedstawił bardzo korzystne warunki dla producentów gier - będzie pobierał zaledwie 5% prowizję od zakupów wewnątrz aplikacji. To znowu świetna wiadomość dla Zyngi, której najpopularniejsze aplikacje na Facebooku przynoszą zarobek właśnie z zakupu wirtualnej waluty, która pomaga w rozwoju reputacji w grze. Google+ może więc być dla Zyngi bardziej dochodową platformą mimo tego, że jeszcze długo ilościowo serwis Google'a będzie mniejszy od Facebooka. Przypomnijmy bowiem, że Facebook pobiera 'standardową' 30% prowizję od każdego dolara wydanego wewnątrz aplikacji w serwisie.
Dla Google'a gry na Google+ to zaledwie mały krok naprzód w kierunku rozwinięcia platformy w coś naprawdę gigantycznego. Dla Zyngi - przypomnijmy: najwyżej wycenianego dziś producenta gier na świecie - gigantyczna szansa nie tylko na dywersyfikację przychodów, ale także na poszerzenie dotarcia i rozwój biznesu.