Ofensywa muzyki w chmurze nie do końca pełna
Google przygotowuje swoją usługę Google Music. Pojawiły się przecieki nowego odtwarzacza na Androida, który zawiera opcje synchronizacji muzyki w chmurze. Dodatkowo Google kupił firmę PushLife, która stworzyła aplikację pozwalającą na międzyplatformową synchronizację multimediów. W świetle przygotowań Apple’a do uruchomienia zdalnej biblioteki, przyszłość muzyki staje się coraz bardziej skrystalizowana. Jednak na razie wszyscy gracze, przez gigantów typu Amazon po małych deweloperów, rozumieją jedno: chmura w pełnym tego słowa znaczeniu nie ma na razie racji bytu i nie może obyć się bez lokalnych plików, jeśli chce w pełni opanować rynek konsumencki.
Wszystkie dotychczasowe projekty zakrojone na szeroką skalę na razie nie mogą obyć się bez funkcji synchronizacji nie tylko z ulokowanymi gdzieś tam, nie wiadomo gdzie serwerami, ale też z dyskami domowych komputerów. Pokutują przyzwyczajenia - gromadzenie plików tak, by mieć do nich dostęp offline jest nadal najpopularniejszą formą, nawyki milionów użytkowników ciężko zmienić. Dostęp do sieci, który nie jest tak powszechy, tani i wszechobecny oraz ceny mają również duże znaczenie. Co mi po chmurze, skoro nie będę mogła posłuchać sobie ulubionych utworów bo zasięg 3G słaby czy skończył mi się pakiet danych. I co mi po chmurze, skoro plik, do którego chcę mieć dostęp znajduje się na dysku PC, a w aplikacji, z której korzystam tego nie wiedzą i każą drugi raz zapłacić? Co mi po chmurze, gdy mam kilkadziesiąt gigabajtów muzyki i upload jej na serwer przy średniej szybkości łącza trwałby dłużej niż to warte?
Dlatego też wszyscy wielcy gracze pragnący przenieść aktywność użytkowników do siebie przy uruchamianiu projektów chmurowych udostępnia opcje synchronizacji także z lokalną biblioteką plików. PushLife, którego zakupił Google, oprócz dostępu do sklepu i chmury, oferuję również taką usługę, i to nie tylko na Androida, ale również BlackBerry i low-endowe feature fony. Chociaż adaptacja PushLife w ekosystem Google’a zapewne trochę potrwa, to Google zyskuje już jakościowo dobrą, dopracowaną i w pełni funkcjonalną aplikację. W połączeniu z coraz częściej wyciekającymi informacjami o nowych funkcjach synchronizacji w chmurze androidowego odtwarzacza muzyki konsumenci zyskają pełen pakiet narzędzi cloud computingu. Pytanie kiedy.
Inni gracze również rozumieją, że ograniczanie się do jednej platformy, a co gorsza jednego sklepu z muzyką nie ma przyszłości. Nawet Amazon i Apple - obaj sprzedający u siebie pliki muzyczne - nie wykluczają u siebie odtwarzania utworów spoza własnych sklepów. To byłby strzał w kolano. Chociaż z pewnością łatwiej stworzyć playera w chmurze opartego tylko i wyłącznie na historii zakupów, to dla przeciętnej Pani Zosi oznaczałoby to rezygnację z tego wszystkiego, co zakupiła gdzie indziej, zripowała czy nawet spiraciła wcześniej.
O ile chmury wdzierają się w świat masowego rynku coraz szybciej, o tyle całkowite przeniesienie całej aktywności na wirtualne dyski jest jeszcze daleką przyszłością. Radia internetowe są świetnym rozwiązaniem, tak samo jak odtwarzanie muzyki w chmurze. Jednak na chwilę obecną to producenci oprogramowania muszą dostosować się do użytkowników, nie na odwrót. Muszą zaproponować jak najbardziej kompleksowe rozwiązania, by przyzwyczaić miliony użytkowników do cloud computingu i pokazać im, że nie taki diabeł straszny, jak go malują.
A do tego czasu dyski i pliki będą miały się całkiem dobrze.