REKLAMA

Zużyty e-papier, czyli e-booki w bibliotekach

07.03.2011 11.59
Zużyty e-papier, czyli e-booki w bibliotekach
REKLAMA
REKLAMA

E-czytelnictwo, mimo że właśnie obchodziło czterdziestolecie istnienia e-książek jest nadal w powijakach. Jak to z młodymi rynkami bywa, rynek e-booków nie jest jeszcze unormowany i choć z każdej strony dochodzą głosy, że e-książka jest przyszłością słowa pisanego, to czeka go jeszcze długa droga zanim na dobre zaklimatyzuje się w tradycyjnej rzeczywistości. Na przykład w bibliotekach.

OverDrive to usługa pozwalająca na wypożyczanie e-książek w bibliotekach. W Stanach Zjednoczonych stała się popularna tak bardzo, że do jednego e-booka tworzą się kolejki i zapisy. Odbywa się to tak samo, jak w przypadku papierowych pozycji – książka wypożyczana na dwa tygodnie tylko jednej osobie, po ustalonym czasie e-book jest blokowany.

Ale nie jest tak różowo – jeden z amerykańskich gigantów wydawniczych – HarperCollins zmienił zasady wykorzystania e-booków w bibliotekach. Jeden egzemplarz może być wypożyczony 26 razy, potem biblioteka musi ponownie zakupić prawa do danego tytułu. 26 to magiczna liczba, która według HarperCollinsa oznacza średni czas eksploatacji papierowych książek. Po 26 przeczytaniach, książka podobno ma nie nadawać się do użycia a jedynie na przemiał.

26. Nie byłam nigdy w amerykańskiej bibliotece i nie widziałam, w jakim stanie są tamtejsze książki, za to polskie odwiedzałam dosyć często i regularnie. Oczywiście część tytułów jest już bardzo podniszczona, ale patrząc na karty i historię wypożyczeń to punkt, w którym książka jeszcze nadaje się do użytku znajduje się znacznie powyżej tych magicznych 26. Zresztą nie tylko ja mam takie wrażenie.

Wiadomo, o co chodzi – e-booki w bibliotekach według Harper Collinsa będą zagrażać i blokować sprzedaż. Jest w tym trochę racji, tyle że wydawcy współpracujący z amerykańskimi bibliotekami (w tym HarperCollins) przy wprowadzaniu rozsądnego i jak najmniej inwazyjnego sposobu wypożyczania e-książek, zgodzili się przecież na obecne warunki.

E-booki w bibliotekach mają być dobrą promocją czytelnictwa, dostosowaniem się do nowoczesnych trendów i rozpropagowaniem wirtualnego czytania. Korzyści nie tylko dla bibliotek – wydawcy w dłuższej perspektywie też mogą dużo zyskać. Po pierwsze konkurencja z Amazonem, który ma obecnie większość rynku sprzedaży e-booków. To bardzo ważne, bo Amazon ma cały ekosystem i jest najbardziej rozpoznawalnym sklepem z e-bookami. Dla wydawców, obecność w bibliotekach oznacza możliwość zmniejszenia udziałów Kindle?a w rynku. Z prostej przyczyny – Kindle nie obsługuje usługi OverDrive.

Czytnik Amazona też oferuje wypożyczanie, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Raz zakupioną pozycję można pożyczyć komuś tylko raz. Tyle, że Amazon nie udostępnia swoich książek bibliotekom i nic nie wskazuje, by w przyszłości miało się tak stać.

Po drugie, oczywiste powiększanie bazy klientów zaciekawionych i korzystających z e-booków, którzy w przyszłości będą sami kupować własne egzemplarze e-książek.

Najbardziej niepokojące w decyzji HarperCollinsa jest jednak samo podejście do sprawy. Może jeszcze podzielić e-booki na te w miękkiej i twardej oprawie? Te w miękkiej miałyby limit powiedzmy 20 wypożyczeń, w twardej 35, wiadomo – bardziej wytrzymałe ale trochę droższe. Tak, brzmi to absurdalnie. E-book nigdy nie był i nigdy nie będzie książką tradycyjną.

Decyzja o wprowadzeniu limitu wypożyczeń jest krokiem wstecz i jeśli inni wydawcy podążą tą ścieżką, ekspansja e-booków może zostać znacząco zahamowana. To tak jak z cyfrową dystrybucją muzyki – wydawnictwa próbują bronić tradycyjnych metod i sprzedaży płyt, ale nie udaje im się. Zamiast tego muszą dostosować się do nowych warunków i całkowicie zmienić model biznesowy.

E-booki to nie książki papierowe. Jedne i drugie dopasują się do nowego rynku pod warunkiem, że nikt nie będzie narzucał sztucznych i niedostosowanych ograniczeń.

REKLAMA
REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA