Szykują szpitale na wojnę. Lekarze poczują klimat okopów
MON przeznacza miliardy na obronę cywilną. Lekarze przejdą wojskowe szkolenia, a schrony staną się polowymi blokami operacyjnymi.

Państwo ma działać tak, jakby jutro miało wybuchnąć wojenne zagrożenie – przynajmniej jeśli chodzi o system ochrony ludności. Wiceminister obrony Cezary Tomczyk zapowiedział, że wojsko zacznie szkolić lekarzy w całym kraju na wypadek kryzysu lub wojny, a nowe miejsca schronienia projektowane przy szpitalach mają w razie potrzeby pełnić funkcję sal operacyjnych. MON dokłada do tego miliardowe finansowanie i plan reaktywacji Wojskowej Akademii Medycznej.
Lekarze w trybie wojennym
Jak czytamy na łamach Defence24, podczas wizyty w szpitalu wojskowym w Lublinie, gdzie zakończono inwestycję z nową siedzibą dla oddziału neurochirurgii, Tomczyk postawił sprawę jasno: system medyczny ma być gotowy nie tylko na codzienność, lecz także na scenariusze, które jeszcze kilka lat temu wydawały się wręcz abstrakcyjne.
– Przygotowujemy państwo na każdy możliwy scenariusz, po to zostały przekazane środki na obronę cywilną i ochronę ludności – powiedział Tomczyk.
Przypomniał także o tym, że aż 5 mld zł z budżetu MON zostało już skierowanych na ten cel. Kolejne 5 mld zł jest zaplanowane na przyszły rok, co pokazuje, że nie chodzi o jednorazową wrzutkę, tylko o długofalowy program przebudowy zaplecza medyczno-obronnego państwa.
W praktyce oznacza to, że wojsko ma szkolić lekarzy w całej Polsce, tak by medycy – również ci z cywilnych placówek – wiedzieli, jak pracować w warunkach masowych zniszczeń, przerw w dostawach energii, ograniczonej logistyki i napływu dużej liczby rannych. To de facto powrót do myślenia w kategoriach medycyny pola walki, tyle że przeniesionej na grunt współczesnych miast i szpitali.
Schron, który zamienia się w blok operacyjny
Kluczowym elementem tej układanki są nowe inwestycje podwójnego zastosowania. Tomczyk podkreślił, że ministerstwo chce, żeby szpitale w całej Polsce mogły budować np. miejsca schronienia, które mogą być na co dzień wykorzystywane jako sale operacyjne. Chodzi o obiekty, które na co dzień funkcjonują jak zwykła infrastruktura, ale w razie alarmu mogą być szybko uszczelnione, zabezpieczone i zmienione w schrony z możliwością prowadzenia zabiegów.
– Wszystkie inwestycje podwójnego zastosowania mają dziś dla nas priorytet – zaznaczył wiceszef MON.
Inspiracją mają być Helsinki, gdzie podziemne schrony zaprojektowano tak, by poza sytuacjami kryzysowymi służyły jako obiekty sportowe czy rekreacyjne. W polskich realiach priorytetem mają być funkcje medyczne: operacje, intensywna terapia, możliwość zabezpieczenia pacjentów i personelu przed skutkami ataku. Zamiast martwych bunkrów, które czekają na czarną godzinę, powstają obiekty używane na co dzień, a jednocześnie przygotowane na najgorszy scenariusz.
Medycyna na doświadczeniu z frontu. Współpraca z Ukrainą i reaktywacja WAM
Tomczyk podkreślił, że Polska chce czerpać z doświadczeń wojny na Ukrainie w sposób możliwie najbardziej praktyczny. W medycynie oznacza to transfer wiedzy o organizacji szpitali polowych, ewakuacji rannych, procedurach triage’u oraz postępowaniu przy masowych urazach odłamkowych i ranach po dronach czy artylerii, czyli o realiach, które ukraińscy lekarze znają z codzienności, a których polski system musi się nauczyć, zanim przyjdzie kryzys.
Przeczytaj także:
Drugim filarem przygotowań jest plan reaktywacji Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, która po ponad 20 latach ma wrócić jako źródło wyspecjalizowanej kadry medycznej szkolonej w realiach wojskowych, z równoległym zapewnieniem dopływu nowych lekarzy i ratowników oraz stałą rotacją personelu między systemem wojskowym a cywilnym, tak by wiedza i procedury nie rozchodziły się w dwie różne strony.
*Źródło zdjęcia wprowadzającego: Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych







































