Garmin Fenix 8 10 miesięcy później. Znalazłem jedną rysę
Garmin Fenix 8 towarzyszy mi - w wydaniu zupełnie prywatnym - już od 10 miesięcy. Czas więc na małe podsumowanie, tym bardziej, że na tym pięknym obrazie znalazłem jedną rysę - i to zarówno dosłownie, jak i w przenośni.

Ale zanim o rysach - kilka krótkich pytań i odpowiedzi, żeby było wiadomo, po co i dlaczego w ogóle Fenix 8. I co było przed nim.
Drobna uwaga: z czystego lenistwa w tekście są zdjęcia Fenixa 8 AMOLED w rozmiarze 47 mm.
Garmin Fenix 8 - z czego i dlaczego się przesiadłem?
Z Apple Watcha Ultra 2, który wydawał mi się wspaniałym rozwiązaniem w dniu zakupu. Cudowny ekran, fantastyczna integracja ze sprzętami Apple'a, niemal doskonałe czujniki i fakt, że większość moich aktywności to i tak jazda na rowerze, więc zostawałem z moim Edge 1040 Solar do trudniejszych zadań.
Niestety z czasem zaczęło się okazywać, że najdroższy Apple Watch niekoniecznie jest najlepszym wyborem. Regularne podłączanie do ładowarki dało się jeszcze jakoś przeżyć - nawet bez większego bólu - ale w pewnym momencie naszło mnie na częstsze chodzenie w góry. I wtedy zaczęło się kwestionowanie wcześniejszych decyzji, szczególnie mając w pamięci to, co oferowały zegarki Garmina (955 i 945 nawet miałem w szufladzie). Aplikacje sportowe? Przeważnie słabe i wymagające dodatkowej instalacji, konfiguracji, a czasem i dodatkowego płacenia (przy zegarku za ponad 4000 zł). Nawigacja w terenie? Trochę tak, trochę nie, spróbowałem chyba wszystkiego, co się dało, nic nie było na tyle przyjemne, co to, co oferował Garmin - przynajmniej w jego droższych zegarkach.
Ostatecznie - o ile dobrze pamiętam - czarę goryczy przelał kompletnie nieprzewidywalny czas pracy na jednym ładowaniu i generalnie mizernawe czasy pracy przy zapisywaniu aktywności. Czasem udawało się z Ultra 2 wyjść na szlak na cały dzień i mieć jeszcze od groma energii w akumulatorze. Czasem kończyłem dzień z jakimiś smętnymi 3 proc. Raz nawet zapomniałem zabrać ze sobą na weekendowy wypad ładowarki, co oznaczało, że drugiego dnia nie miałem nawet szansy, żeby zapisać przemarsz - po pierwszym dniu Apple Watch Ultra 2 był martwy i reanimacja mogła nastąpić dopiero po powrocie do domu, bo nie będę na jedno przejście kupował n-tej ładowarki.
I wtedy pojawił się Fenix 8. Najpierw testowy, potem mój.
Na którego Fenixa padło?
8 51 AMOLED. Wymogi były bowiem dwa. Po pierwsze - mam już dość ekranów MIP, mimo ich niewątpliwych zalet, i chcę mieć ładny wyświetlacz. Zresztą testowałem już wcześniej - i teraz - Garminy z AMOLED-em i dla mnie nie ma powrotu do ekranów starszego typu.
Po drugie - miało być jak najdłużej bez ładowarki. Tak, w warunkach domowych mogę nawet i codziennie ładować zegarek, jest mi to zupełnie obojętne. Natomiast chcę mieć spokojną głowę, jeśli gdzieś pojadę i zapomnę ładowarki - albo nie zabiorę jej celowo. To ma wytrzymać kilka dni z GPS i na nic innego się nie godzę, nawet jeśli mało który wypad w góry faktycznie trwa -naście godzin.
Co prowadzi do kolejnego punktu:
Czy Fenix 8 51 AMOLED faktycznie był mi potrzebny?
Z pełną odpowiedzialnością i świadomością tego, co piszę, odpowiadam wprost: nie. I podejrzewam, że tak naprawdę mało kto potrzebuje wszystkiego tego, co oferuje Fenix, albo nawet większości z tych rzeczy.

W praktyce bowiem najbardziej zależało mi na trzech rzeczach: mapach offline i nawigacji, jak najlepszym akumulatorze i, co nawet mnie zaskoczyło, wbudowanej latarce. Teoretycznie mógłbym zrezygnować z tego ostatniego, odpuścić nawet AMOLED-a i wybrać zegarek tańszy pewnie o połowę. Ale przyznaję wprost: po prostu chciałem mieć Fenixa 8 i tyle, nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń.
Czy ten akumulator jest faktycznie taki dobry?
Tak, jest absolutnie fenomenalny. Do tego stopnia, że nie mam nawet pojęcia, ile wytrzymuje ten zegarek w codziennym, standardowym użyciu, bo w momencie, kiedy postanawiam, że ok, od tego dnia zaczynam liczyć czas do następnego ładowania, to przeważnie przy tym kolejnym ładowaniu już o moim postanowieniu nie pamiętam.
Akumulatoro Fenix 8 51 AMOLED to absolutna bestia i nie ma nawet co z tym dyskutować. I jako że był to jeden z głównych powodów, dla których wybrałem ten właśnie zegarek - jestem zachwycony.
A nie jest przypadkiem za duży?
Jest... ogromny, tak. Mam raczej średniego rozmiaru ręce i Fenix 8 51 absolutnie wygląda na nich jak busola, ale niespecjalnie się tym przejmuję.
Tym, czym bardziej się przejmuję, jest fakt, że czasami na noc rozważam, żeby go zdjąć i raz na miesiąc czy dwa faktycznie to robię. Nie wiem, czy to faktyczne zmęczenie nadgarstka, czy jakaś umysłowa presja, ale czasem robię tej lewej ręce chwilę odpoczynku. W przypadku Forerunnerów czegoś takiego nigdy nie miałem, ale co poradzić - chciałem wielki akumulator, to mam.
A ten ekran to jak? Jest dobrze?

Technicznie - jest pięknie. Kolorowo, kontrastowo i bardzo jasno - choć może na tle FR970 już bez "wow". W większości przypadków też trudno było mi narzekać na widoczność w trudniejszych warunkach, a jeśli nawet czasem obrócę trochę nadgarstek, żeby lepiej widzieć - robie to na tyle odruchowo, że nawet o tym nie wiem.
Czyli ten punkt o ładnym ekranie też został spełniony. Co w sumie wiedziałem wcześniej - w końcu miałem zegarek w wydaniu testowym.
Czy te nowe przyciski faktycznie są "meh"?
Są inne, niż były, ale a) są lepsze niż w Forerunnerach i b) po 10 miesiącach jestem do nich przyzwyczajony do tego stopnia, że teraz inne przyciski są... inne. W skrócie: nie ma się czego bać.
A jak z wytrzymałością?
Bardzo dobrze, ale z minusem. Fenix 8 towarzyszył mi właściwie wszędzie i zawsze, więc regularnie znajdował się w miejscach, w których niekoniecznie powinien się znajdować zegarek - tym bardziej, że był też często moją jedyną latarką.
I co? I właściwie nic. Koperta i obudowa - poza śladami potu - wyglądają niemal jak nowe. Jedyne, czego trochę żałuję - a przynajmniej żałowałem przez chwilę - to kupienia najtańszej możliwej wersji, czyli tej bez szafirowego szkła. Efektem tej oszczędności była może i niezbyt wielka i widoczna tylko pod niektórymi kątami ryska, ale wiadomo, jak to jest - jej pojawienie się w ogóle boli. A biorąc pod uwagę, że pewnie zostanę z tym zegarkiem na dłużej - mogłem się trochę lepiej przygotować przy wyborze właściwej wersji, choć raczej dramatu nie będzie.
I tak - to była ta dosłowna rysa.
A ta niedosłowna rysa?
Do pełni szczęścia zabrakło mi właściwie tylko jednego - żeby Fenix 8 był... mocniejszy, ale nie w kwestii obudowy, tylko kwestii wydajności.
Mimo całkiem sporego stażu na rynku, dalej zdarzają się sytuacje, kiedy coś "zachrupie". Przez 99 proc. czasu jest pięknie i idealnie płynnie, ale czasem - szczególnie w sprzęcie za takie pieniądze - jest tak jakby mniej prestiżowo. To jednak tylko drobne wpadki - zdarzają się, mogę przeżyć.

Niestety są też przypadki, gdzie trzeba się absolutnie liczyć z tym, że płynnie nie będzie. Przykładowo przy nawigacji i mapach prędkość odświeżania czy przewijania jest jak na dzisiejsze standardy co najwyżej mocno średnia. Tak, pewnie mam odpalonych kilka map i do tego nakładki. Tak, w tych mapach jest przeważnie więcej informacji niż u konkurencji. I jednocześnie tak - oczekuję, że to będzie działało płynnie, bo o ile przy zerkaniu na trasę i nawigacji jest idealnie i pięknie, o tyle jeśli zejdzie się ze szlaku, to czasem sięgam po telefon, żeby przyjrzeć się mapie.
Ok, może trochę przerysowałem, ale poważnie - poproszę więcej mocy.
I to była ta rysa w przenośni.
I to wszystko? Reszta pięknie?
W zasadzie to tak. Miałem na początku zestaw mniejszych i większych oczekiwań: ma być ładny ekran, świetny akumulator, wbudowane i bardzo dobre aplikacje sportowe, a do tego mapy offline, do wygodnej nawigacji w górach. Ach, i w bonusie latarka.
Wszystko to dostałem w takim wydaniu, jakiego się spodziewałem, może z wyjątkiem akumulatora - który zaskoczył mnie pozytywnie. Od momentu zakupu nie miałem chyba ani jednego restartu, ani jednego zawieszenia się urządzenia, ani jednego "no i co ja mam teraz zrobić". Na GPS nie mogę narzekać, na pomiar tętna też nie, synchronizacja z telefonem działa błyskawicznie i bezproblemowo (czego czasem nie mogę powiedzieć o Edge 1040 Solar), a funkcji smart mam tyle, ile potrzebuję - uwzględniając w tym też fakt, że wyłączyłem absolutnie wszystkie powiadomienia, jakie wysłał mój telefon, żeby mieć spokój na nadgarstku.
Czy Fenix 8 51 AMOLED sprawił przy tym, że jestem - niech będzie - lepszym sportowcem? Raczej nie, bo i jak miał to zrobić, skoro zależy to głównie ode mnie. Pomógł mi natomiast wielokrotnie dotrzeć do celu górskich wędrówek, ratował mnie wtedy, kiedy potrzebowałem latarki, a nie miałem jej ze sobą, budził mnie rano, w sklepie robił za kartę płatniczą, na trenażerze steruje trenażerem i męczy mnie treningami Garmin Coacha. Do tego wygląda świetnie.
Czy żałuję, że nie czekałem na Fenixa 8 Pro?
Niezbyt. Oczywiście kiedyś sam czekałem na opcję łączności komórkowej w zegarkach Garmina, ale po wielu długich przygodach z Apple Watchami w wersji komórkowej już wiem, że LTE/5G miło mieć, a jednocześnie prawie nigdy z tego nie korzystam. Na wariant z microLED-ami mnie z kolei po prostu nie stać, więc tutaj dylemat jest raczej rozwiązany.
Na razie wszystko wskazuje, że Fenix 8 zostanie ze mną naprawdę długo. Tym bardziej, że trudno mi znaleźć coś, czego by mu brakowało albo byłoby na tyle złe, że czekałbym z niecierpliwością na inny model, który wybawił mnie od tego problemu.