Recenzja Death Stranding 2. Wbiłem 60 godzin i jestem wściekły
Im byłem bliżej końca Death Straning 2, tym silniejsza stawała się moja frustracja. Spodziewałem się, że wizjoner Hideo Kojima zaskoczy mnie niesamowitą historią. Niestety, wielki twist fabularny był banalny i oczywisty od samego początku.

Czasem oglądając film, dostrzegacie tak oczywisty zwrot fabularny, że wychodzicie z założenia: to nie może być prawda. Zakładacie wtedy, że scenarzysta prowadzi z wami partię szachów, podsuwając fałszywe tropy. Robi to, odwracając waszą uwagę od prawdziwego twistu, skrytego tuż za horyzontem.
Niestety, w Death Stranding 2 żadnego wielkiego fabularnego zwrotu nie ma. Jest za to banalny twist widoczny z kilometra.
Legendarny producent gier Hideo Kojima uwielbia mącić, bawić się pozorami oraz zmuszać fanów do główkowania. Dlatego nie mogłem uwierzyć, że widoczny gołym okiem zwrot fabularny, do wychwycenia przez średnio rozgarniętego dzieciaka, jest faktycznym scenariuszowym twistem. Byłem skłonny postawić spore pieniądze na to, że Kojima podsuwa fałszywy trop, bawiąc się (z) graczem, jak ma w zwyczaju.
No i bym te spore pieniądze przegrał.
Po ponad 60 godzinach z Death Stranding 2 oczywisty do bólu zwrot akcji psuje mi frajdę. Nie ma żadnego drugiego dna. Żadnego: mam cię! Boli. Spodziewałem się znaczenie, znacznie więcej. Zwłaszcza po Hideo Kojimie. Pamiętając jego polityczny thriller Metal Gear Solid 3, DS2 wydaje się jak fanfic pisany na kolanie.
Death Stranding 2 dostało wiele ocen 10/10 oraz 9/10. Gra faktycznie na tyle zasługuje, ale do czasu.


Pierwsze 10 – 15 godzin rozgrywki to ABSOLUTE CINEMA, nawiązując do popularnego internetowego mema. Domyślam się, że to właśnie na bazie tych kilkunastu godzin powstały przedpremierowe recenzje, w których obficie obrodziło ocenami 9/10 oraz 10/10. Gdybym sam ograł wyłącznie pierwsze kilka rozdziałów DS2, zapewne wystawiłbym podobną notę.
Początek Death Stranding 2 faktycznie jest FENOMENALNY. Gra ma absolutne wszystko. Potężny ładunek emocjonalny. Wielkie narracyjne zwroty. Rewelacyjne przerywniki. Nowe elementy rozgrywki, jak powodzie czy lawiny. Gra na start jest palce lizać. Zarywałem nocki i nie potrafiłem odejść od PS5. Odliczałem godziny w pracy, by móc wrócić przed konsolę.
Potem robi się znacznie, znacznie gorzej. Nudniej. Wręcz do bólu powtarzalnie.
Niestety, między 15 i 30 godziną wszystko staje się jasne. Znamy zakończenie, nim Kojima wykłada je na tacy. Do tego druga połowa Death Stranding 2 jest jak powietrze w paczce z czipsami. Twórcy zmuszają gracza do coraz dłuższych wypraw na wcześniej odkrytych obszarach, grając na czas. Zamiast misji fabularnych mamy powtarzalne konwoje, podczas których zaletą jest co najwyżej satysfakcja z wybudowanych dróg oraz linii kolei.
Nawet starcia z bossami to recykling po całości. Czy to wielkie czerwone mechy w świecie żywych, czy konfrontacje z tajemniczym najemnikiem w wymiarze umarłych, zawsze robimy to samo. Ewoluuje arena oraz arsenał środków przeciwnika, ale co do zasady walki z bossami sprowadzają się do potrójnego recyklingu dwóch typów wroga. Ałć!


W tym miejscu możecie napisać, że pierwszy Death Stranding też nie skupiał się na unikalnych walkach. Zgoda, ale po premierze DS1 Kojima miał wszystkie narzędzia, by uzupełnić braki. Od silnika, przez świat, kończąc na mechanizmach rozgrywki. Dlatego liczyłem, że zaoszczędzony czas zainwestuje w unikalne, znacznie bardziej filmowe zadania fabularne w niepowtarzalnym środowisku. Takie się zdarzają, ale jest ich zdecydowanie za mało.
Do tego najciekawszy nowy wątek Death Stranding 2, jakim jest postać Prezydenta, zostaje ukrócony tak absurdalnie, że do teraz nie mogę tego znieść. Kojima rozszerza uniwersum o ciekawe tematy z pogranicza sztucznej inteligencji, buduje je dziesiątkami godzin, po czym wyłącza je nagle i bez sentymentów, tak jak wyłączamy światło na przedpokoju, wychodząc z domu. Tak się nie robi, tak nie opowiada się historii.
Mimo tych mankamentów, Death Stranding 2 to rewelacyjna gra na dziesiątki godzin.
Nigdy nie zapomnę, gdy pierwszy raz doświadczyłem powodzi wywołanej deszczem. Przedzieram się przez dosyć płytką rzekę sięgającą do kolan, wtem słyszę coraz głośniejszy szum. Spoglądam w bok, a tam gigantyczna fala stacza się w moją stronę. Niesamowity widok. Czuć siłę żywiołu. Dotarłem do brzegu dosłownie w ostatniej sekundzie, prawdziwe survivalowe emocje.
Zdobywanie ośnieżonych górskich szczytów – pieszo lub pojazdami – to także niezła przygoda. Zwłaszcza na najwyższych wysokościach, gdzie powietrze jest tak rzadkie, iż główny bohater musi korzystać ze specjalistycznego sprzętu pozwalającego przeżyć w ekstremalnych warunkach. Co dopiero mówić o walce czy transporcie przesyłek.


Za trafioną nowość uznaję statek DHV Magellan, przy pomocy którego gracz wykonuje szybką podróż na mapie świata. Natomiast linie kolejowe – inna nowość – pozwalają transportować pojazdy oraz materiały nie tylko szybko, ale również na wielką skalę. Przez to budowa kolejnych dróg jest przyjemniejsza, a samozwańczy szefowie logistyki mogą wykazać się wzorową alokacją cennych zasobów.
W grze pojawiły się też zwierzęta. Nie tylko znane nam gatunki, jak kangury czy lemury, ale również zupełnie nowe formy życia, powstałe na skutek tytułowego Wdarcia Śmierci. W otwartym świecie pojawiają się także pożary oraz śnieżyce, przez co nawet dobrze znane miejsca mogą nabrać zupełnie nowego wymiaru. Jest więc ciekawiej oraz mniej przewidywalnie niż w poprzedniej odsłonie.
Ach, no i ta walka! Aż chce się łapać za karabin. Chociaż przez to świat Kojimy stał się odczuwalnie mniej straszny.
Pierwsze Death Stranding potrafiło wywołać we mnie prawdziwy niepokój. Mroczne istotny z wymiaru śmierci sprawiały, że dostawałem gęsiej skórki. Zawsze wybierałem ucieczkę, walcząc wyłącznie w ostateczności. W Death Stranding 2 jest kompletnie inaczej. Dzięki poszerzonemu arsenałowi wbijam się w stado widm jak nóż w masełko, odsyłając kreatury do świata śmierci.
W końcu trudno się bać, gdy ma się przy sobie wyrzutnię takiet, a także laserowe działo zamontowane na terenowym pick-upie. Do tego nowe granaty pozwalają "porywać" widmowe bestie niemal jak Pokemony, wystawiając je później do walki przeciwko swoim dawnym sojusznikom. Składając to wszystko w całość, DS2 znacząco przesuwa środek ciężkości w kierunku starć, mocno spłycając aspekt horroru. To zaleta? Wada? Zależy od preferencji konkretnego gracza.


Do tego odczuwalnie lepsza jest walka wręcz. Możemy blokować, możemy kopać, możemy wykonywać ataki z powietrza oraz robić szybkie uniki. Z kolei cicha eliminacja nie wymaga już specjalistycznych sprzętów. Wystarczy zakraść się do dowolnego wroga od tyłu i gotowe. Nawet takiego opancerzonego jak czołg. Gdyby tego było mało, w arsenale pojawiają się usypiające karabiny snajperskie, drastycznie ułatwiające infiltrację wrogich baz.
Cudowny początek, mozolny środek, rozczarowujący finał. Death Stranding 2 to bardzo nierówna gra. Ale wciąż bardzo dobra.
Fakt, że spędziłem z DS2 ponad 60 godzin, jest wiadomością samą w sobie. Gdyby gra była kiepska czy nudna, nie zarywałbym przy niej kilku nocy. Tak jak w pierwszej części, również w sequelu rozwój infrastruktury po niedoszłej apokalipsie daje frajdę oraz satysfakcję. Każda nowa droga, każda postawiona kopalnia i każda nitka kolei zmienia otwarty świat w taki sposób, że nie da się nie zatrzymać, podziwiając owoce własnej pracy.
Death Stranding 2 jest szybsze, głośniejsze, ładniejsze i większe od pierwszej części. To bez dwóch zdań. Jednocześnie gra powiela grzechy poprzednika, jak powtarzalne zlecenia skryte pod płaszczem głównych misji fabularnych. O ile jednak pierwsza odsłona nadrabiała fabularne niedosyty unikalnym światem oraz jego zasadami, w dwójce nie ma usprawiedliwienia dla przewidywalnego scenariusza oraz niewykorzystanych wątków.
Nowe dzieło Hideo Kojimy to bez wątpienia jedna z najlepszych gier dla PlayStation 5. Taka na wiele tygodni relaksującej, powtarzalnej rozgrywki. Jednocześnie nie jest to tak wyjątkowe doświadczenie jak pierwsza odsłona ani tak wizjonerski projekt jak np. MGS3. Kojima odrywa kupony, bawi się w recykling i gra startymi schematami, przez co widząc napisy końcowe, czuję złość oraz rozczarowanie. Nie dlatego, że straciłem czas, ale dlatego, że dostaliśmy bardzo dobrą grę, a mogliśmy dostać grę wybitną.
Największe zalety:
- Niebezpieczna natura: powodzie, śnieżyce, pożary i lawiny
- Oprawa muzyczna, momentami wręcz musical
- Usprawnienia rozgrywki, od skradania po transport
- Rozwój infrastruktury w świecie post-apo daje masę frajdy
- Znacznie, znacznie lepsza walka i więcej broni
- Zróżnicowanie terenu: więcej ruin, więcej lasów i gór
- Usypiający karabin snajperski <3
- Silnik graficzny Decima to kocur. Gra jest przepiękna
- Rozgrywka na wiele dziesiątek godzin
- Absolutnie rewelacyjny Luca Marinelli jako Neil
Największe wady:
- Przewidywalna historia z łatwym do zauważenia twistem
- Bezczelny recykling bossów
- Za mało unikalnych, filmowych misji fabularnych
- Kojima bywa zbyt niepoważny w zbyt poważnych momentach
- Znikła atmosfera horroru, niepewności i zagadki
- Gra na czas, zapychacze zwłaszcza w ostatnich rozdziałach
Ocena recenzenta: 8/10
Czy Death Stranding 2 to jedna z najlepszych produkcji na PS5? Tak. Czy gra powiela główne błędy poprzednika i rozczarowuje fabularnie? Również tak.