To najnowsze drony, które będą latać u boku F-35. To mają być prawdziwi twardziele
Wygląda na to, że przyszłość sił powietrznych USA właśnie wystartowała — choć jeszcze nie w powietrzu, to na dobre rozgościła się na ziemi. Amerykańskie Siły Powietrzne rozpoczęły testy naziemne zaawansowanych dronów bojowych, które w niedalekiej przyszłości mają stać się skrzydłowymi dla myśliwców F-35 oraz nowej generacji maszyn oznaczonych jako F-47. To kluczowy krok w programie Collaborative Combat Aircraft (CCA), który może zrewolucjonizować sposób prowadzenia działań powietrznych.

Szef Sztabu Sił Powietrznych USA, generał David W. Allvin, nie owijał w bawełnę, gdy mówił o nowych dronach: „Ci bezzałogowi wojownicy będą prawdziwymi twardzielami”. Trudno się dziwić – chodzi przecież o maszyny, które będą współpracować z pilotami w najbardziej niebezpiecznych misjach, działając w środowiskach o wysokim stopniu zagrożenia, gdzie każda sekunda i każdy manewr mogą decydować o życiu i śmierci.
Dwa testowane obecnie modele, YFQ-42A i YFQ-44A, zostały opracowane przez General Atomics i Anduril Industries. To firmy, które w świecie technologii wojskowej nie są anonimowe – General Atomics stoi m.in. za legendarnym MQ-9 Reaper, a Anduril to jedno z najbardziej innowacyjnych amerykańskich przedsiębiorstw zajmujących się autonomicznymi systemami bojowymi.

W testach skupiono się na systemach napędowych, awionice, systemach autonomii oraz interfejsach dowodzenia – czyli wszystkim, co pozwoli dronowi działać jak równorzędny partner dla pilota.
Ludzie i maszyny ramię w ramię – czyli jak wygląda przyszłość walki
Projekt CCA to nie tylko kolejny dron w arsenale. To całkowita zmiana filozofii prowadzenia walki w powietrzu. Zamiast jednej drogiej maszyny z pilotem na pokładzie, do zadania bojowego można wysłać formację złożoną z samolotu załogowego i kilku dronów – tańszych, bardziej manewrowych, gotowych podjąć większe ryzyko. Co więcej, ich misje mogą obejmować nie tylko ataki kinetyczne, ale też rozpoznanie czy zakłócanie elektroniki przeciwnika.

Nie bez znaczenia jest też koszt – drony z programu CCA mają być znacząco tańsze od tradycyjnych myśliwców. Według wstępnych założeń, cena jednostkowa może być niższa nawet o 70 proc. w porównaniu do F-35, który kosztuje dziś około 80 milionów dolarów za egzemplarz. To oznacza, że za tę samą kwotę można kupić trzy lub cztery drony, które będą stanowić realne wsparcie bojowe.
Pierwszy lot jeszcze w 2025 r. Testy idą zgodnie z planem
Choć póki co maszyny pozostają na ziemi, testy przebiegają zgodnie z harmonogramem, a pierwszy lot zaplanowano jeszcze na drugą połowę 2025 r. Generał Allvin zaznacza, że ta faza testów jest kluczowa, bo pozwala wyeliminować błędy i ryzyka integracyjne, zanim drony wzbiją się w powietrze. „To pomost między projektem a rzeczywistym lotem” – powiedział.
Tempo prac robi wrażenie. Zarówno General Atomics, jak i Anduril spełniają lub wręcz przekraczają wymagania harmonogramu. To efekt nowego podejścia do zamówień wojskowych, w którym stawia się na elastyczność, otwartą architekturę systemów i wykorzystanie gotowych komponentów komercyjnych (tzw. COTS – commercial off-the-shelf).
Dzięki temu nowoczesne technologie mogą być wdrażane szybciej i taniej niż w klasycznych programach zbrojeniowych.
Więcej na Spider's We:
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to bazy lotnicze USAF mogą już wkrótce zyskać zupełnie nowe jednostki operacyjne. Jako główne centrum utrzymania gotowości operacyjnej dla dronów CCA wybrano Beale Air Force Base w Kalifornii. To tam powstanie pierwsza jednostka Aircraft Readiness Unit (ARU), która będzie odpowiedzialna za utrzymanie maszyn w stanie gotowości bojowej.
Co ciekawe, codzienne loty nie będą wymagane – autonomiczne drony nie potrzebują regularnych ćwiczeń jak ich załogowi koledzy. Dzięki temu zapotrzebowanie na personel będzie niższe, a koszty eksploatacji – znacznie mniejsze niż w przypadku tradycyjnych samolotów bojowych.
F-47 nadchodzi – nowa generacja myśliwców i nowa era walki
Drony z programu CCA mają działać u boku maszyn piątej i szóstej generacji – mowa tu nie tylko o dobrze znanym F-35, ale też o nadchodzącym F-47, czyli platformie NGAD (Next Generation Air Dominance), która ma wejść do służby w nadchodzącej dekadzie.
Te futurystyczne samoloty będą zbudowane od podstaw z myślą o współpracy z autonomicznymi jednostkami, tworząc elastyczne pakiety bojowe dostosowane do konkretnych zagrożeń.
Nie będzie więc już jednej „supermaszyny” do wszystkiego, a raczej całe zestawy współpracujących ze sobą platform – szybszych, tańszych, lepiej przystosowanych do współczesnego pola walki, które coraz częściej przenosi się w domeny elektroniczne i informacyjne.
Czas się kończy – a wojna się zmienia
CCA ma zapewnić przewagę w scenariuszach, gdzie tradycyjna przewaga lotnicza już nie wystarcza. A biorąc pod uwagę dynamiczne zmiany na arenie międzynarodowej – od Europy po Pacyfik – nietrudno zrozumieć, dlaczego Amerykanie nie chcą czekać.
Drony skrzydłowi nie tylko mają uzupełniać siły załogowe – w niektórych misjach mogą je wręcz zastąpić. To ogromna zmiana, która z czasem może odmienić nie tylko strukturę sił powietrznych, ale też całą strategię operacyjną przyszłych konfliktów.