Wspaniała historia. Polski polityk wylegitymował się Wikipedią, bo chciał wejść na imprezę Trumpa
Takiego obrotu zdarzeń w naszym uniwersum się nie spodziewałem. Mateusz Morawiecki pokazał stronę Wikipedii poświęconą sobie, żeby potwierdzić swoją tożsamość.
Zapewne większość z nas zetknęła się z awanturującymi się ludźmi, a jeżeli kiedykolwiek staliście na ochronie lub bramce jakiegoś wydarzenia, to mam pewność, że usłyszeliście magiczne słowa: czy pan wie kim ja jestem?! Wypowiedziane w tonie agresywno-agresywnym. Takie oznajmiające pytanie ma w nas wywołać poczucie poniżenia, umniejszyć nam, pokazać, że rozmawiamy z kimś bardzo ważnym. W swojej karierze studenta miałem epizod bycia ochroniarzem i na takie zaczepki odpowiadałem zawsze tak samo: nie mam pojęcia, burakiem?
Piękne to były czasy, ale nie sądziłem, że dzięki rozwojowi technologii będę mógł zobaczyć jak były premier Polski Mateusz Morawiecki używa podobnego argumentu w dyskusji ze służbami porządkowymi na inauguracji prezydentury Donalda Trumpa. Ma jednak mocne argumenty - Wikipedię w telefonie i kulturę osobistą, bo się nie awanturuje, tylko spokojnie tłumaczy.
Fred był znajomym Piaska, Grucha miał paszport Polsatu, a Morawiecki Wikipedię
Nie wiesz, o co chodzi? Oto kultowa scena z kultowego filmu:
Przenieśmy się teraz do Waszyngtonu w czasach współczesnych. Za chwilę rozpocznie się zaprzysiężenie Donalda Trumpa na urząd 47. prezydenta Stanów Zjednoczonych, ale przed nim czeka nas jeszcze wiec przedinaguracyjny, a jedną z osób, która chce wejść na zamknięty teren jest były premier RP - Mateusz Morawiecki. Zobaczmy to sami:
Co tu się wydarzyło? Sądząc po nagraniu były premier albo nie miał zaproszenia na wiec, albo nie miał dokumentu potwierdzającego tożsamość. Zdaniem osoby nagrywającej zdarzenie premier wyciągnął więc telefon i odpalił Wikipedię, która miała pokazać kim tak naprawdę jest.
Niestety nie przekonało to służb porządkowych, bo te nie wpuściły byłego premiera. Wbrew pozorom to nie jest takie głupie, bo co miał zrobić Mateusz Morawiecki? Jak wiemy polityk tego szczebla, dodajmy do tego, że ostatnio został przewodniczącym Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ma cały sztab ludzi odpowiedzialnych za tego typu imprezy. To oni powinni dograć szczegóły wizyty i zadbać o niezbędne dokumenty. Nie zrobili tego i były premier ma problem. Muszę pochwalić Morawieckiego za pomysłowość, ale mam lepszy patent - następnym razem trzeba użyć mObywatela.
Powiecie, że bredzę, bo to oficjalny sposób potwierdzania tożsamości tylko w Polsce. Też tak sądziłem, dopóki nie zacząłem go pokazywać na europejskich lotniskach i hotelach i za każdym razem przechodził. Nie wiem, czy to magia technologii, czy po prostu ktoś nie wiedział, na co patrzy i nie chcąc wyjść na głupka puszczał mnie dalej. Podejrzewam, że podobnie mogłoby być w przypadku Morawieckiego. Przypominam, że Amerykanie pod względem rozwoju technologicznego zatrzymali się na poziomie czeków, więc takie technologie jak cyfrowy dowód to dla nich rozwiązania rodem z kosmosu.
A służby porządkowe zachowały się profesjonalnie - nie od dzisiaj wiadomo, że to, co widzimy w internecie nie musi być prawdziwe. Może to sobowtór Mateusza Morawieckiego?