REKLAMA

Domus mijałem wielokrotnie i go nie zauważałem. Dziś nie mogę oderwać oczu

Najbardziej tęsknię za jesienią, kiedy mijam dom handlowy „Domus”. Wtedy marzę o ciemnych, deszczowych dniach. Wówczas budynek odbija się w kałużach i w przejeżdżających tramwajach. Niby podobnie jest w trakcie letniej ulewy. Podobnie, ale nie tak samo. Kiedy jest chłodniej i ludzie chodzą w płaszczach, to wytwarza się klimat jak w „Blade Runnerze”.

domus
REKLAMA

„Domus” jest dowodem na to, że stanie na przystanku w deszczowy wieczór również może przynieść wiele emocji. To właśnie z perspektywy wiaty znajdującej się niemal na przeciwko najlepiej ogląda się dzieło Jerzego i Heleny Kurmanowiczów. Chociaż, co ja piszę - z każdej wygląda cudownie.

REKLAMA

"Domus" pokazuje również, jak dobrze skonstruowana jest ludzka pamięć. Pozbywa się negatywnych wspomnień, żebyśmy się niepotrzebnie nie zadręczali. Dziś patrząc na dom handlowy, nieustannie się zachwycam. W ciągu dnia zdarza mi się przechodzić obok niego kilka razy i nigdy nie odpuszczam okazji, by zerknąć i nacieszyć się widokiem. A przecież nie zawsze była na to szansa.  

Kiedy więc z ciekawości spojrzałem, jak „Domus” wyglądał raptem kilka lat temu, oniemiałem. Faktycznie tak było! Pokryty szyldami, reklamami, ogłoszeniami. Zaniedbany, schowany, wstydzący się tego, jak wygląda.

fot. Google Street View, 2013 r.

Dopiero w 2019 r. właściciel niedziałającej już restauracji poprosił zarządcę budynku o zdjęcie szpetnych materiałów. Dziś w budynku jest inna restauracja, sklep i salon meblowy na piętrze. Dom handlowy znowu żyje i ma na sobie niepotrzebnych banerów. Wydaje się być lekki i zwiewny. Niby prosty, a jednak elegancki i oryginalny.

W tym „starym” Domusie, przykrytym szyldami, byłem wielokrotnie, a jednak nie przypominam sobie, żebym zwrócił wówczas na niego szczególną uwagę. Jeszcze jeden dowód na to, jak niewiele trzeba, by odzyskać piękno dawnych budynków.

Otwarty w 1967 r. „Domus” od razu przypadł go gustu i zdobył nagrodę Ministra Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych. W tekście o architektach odpowiedzialnych za projekt – Jerzym Kurmanowiczu i Helenie Kurmanowicz – Błażej Ciarkowski zwracał uwagę, dlaczego była to tak doskonała realizacja:

Prosty wolno stojący pawilon zwraca uwagę wystudiowanymi proporcjami. Ponad nieco cofniętym parterem unosi się szklano-stalowy prostopadłościan o wysokości dwóch kondygnacji. Minimalistyczna, transparentna bryła jest lekka, niemalże przejrzysta. Zupełnie jakby do Łodzi zawitał na chwilę Mies van der Rohe ze swoją dewizą mówiącą, że w architekturze „mniej znaczy więcej”. Wnętrza opracowuje Helena Kurmanowicz, nadając im ascetyczny, ale szlachetny charakter całości

Mniej spodobał się stojący niedaleko „Central”. Mimo że w latach 70. był to jeden z najnowocześniejszych budynków w Łodzi – ruchome schody! – i najlepiej zaopatrzonych, to mieszkańców nie przekonywał jego ciężki styl. Właściwie pewnie tak jest do dzisiaj, bo „Central” nie może pokazać swojej lepszej twarzy. Wrócił wprawdzie neon, ale budowlę psują duże reklamy i nijaka elewacja. Kryje się pod nią intrygująca architektura, to jednak trzeba sobie wyobrazić.

Podobnie jest w przypadku stojącego obok niego wieżowca. Sporych rozmiarów biurowiec nadal wyróżnia się charakterystycznym kształtem. To surowy brutal, ale mimo wszystko przyciągający oko. I wbrew pozorom wrażliwy. W słońcu część elewacji uroczo się błyszczy. Niestety żeby dostrzec tę ukrytą delikatność trzeba przełamać strach i odrzucić stereotypy. To niełatwe zadanie, bo wieżowiec od frontu przeważnie przykryty jest ogromną płachtą przykrywającą połowę pięter. Niektórzy powiedzą, że może to i nawet lepiej, bo zasłaniają w ten sposób graffiti i inne bazgroły. Nie widać też zniszczonych okien. Dlatego powierzchowne osądy są niesprawiedliwe.

Od lat mówi się, że 13-piętrowy wieżowiec ma zostać przebudowany. Prezentowane wizualizacje są okropne. W miejscu unikatowego budynku chciano postawić apartamentowiec bądź biurowiec (koncepcje były różne), który niczym się nie wyróżnia i wygląda jak każdy inny nowoczesny gmach. Pocieszam się, że skoro do tego czasu żadne prace nie wypaliły, to może wysokiemu „Centralowi” jednak nic nie będzie. Za to ktoś dojdzie do wniosku, że trzeba docenić bryłę i co najwyżej ją odświeżyć.

fot. Google Street View. To zdjęcie z 2019 r. - graficiarze już zdążyli zaznaczyć swoją obecność na wieżowcu.

To jedyna właściwa droga. Architekci działający w PRL-u tworzyli fantastyczne domy handlowe. „Pedet” w Lublinie, który wydaje się być większym „Domusem”. Też budzi skojarzenia z filmami science-fiction. Jest trochę jak wielki statek, który wylądował w mieście.

Niektóre domy handlowe zachwycają do dzisiaj. Niektóre wymagają naprawy bądź odświeżenia – jak SDH w Pabianicach ze swoją niesamowitą elewacją. Może to jednak źle, że pamięć jest tak ulotna. Gdybyśmy pamiętali, co daje prosty remont – lub zdjęcie reklam – chętniej szlibyśmy za ciosem i żądali od władz czy właścicieli budynków, by zadbali o swoje skarby.

Niektóre – na szczęście – mają szansę na nowe życie. Tak jest w przypadku warszawskiej „Cepelii”. Projekt budynku, w którym ulokowany będzie salon Empiku, zakłada „przywrócenie historycznego wyglądu budynku, z zachowaniem jego charakterystycznych elementów”.  Chociaż na wizualizacji ma się wrażenie, że nowa wersja jest zdecydowanie cięższa niż dawna przewiewna „Cepelia”, ale faktycznie widać nawiązania.

REKLAMA

A budynek przez lata niszczał i groziło mu całkowite zniszczenie. Dobrze, że doczekamy się szczęśliwego zakończenia.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA