Pojechałem do miasta bez hulajnóg. I zrozumiałem, co jest z nimi nie tak
A co jeśli hulajnogi na wynajem tak bardzo przeszkadzają, bo nie są innowacyjne?
Chociaż rok temu byłem w Paryżu kilka tygodni przed referendum dotyczącym pozostawienia elektrycznych hulajnóg na wynajem, sytuacja już wtedy wydawała się jasna. Pojazdy były w odwrocie i jasne było, że w stolicy Francji się nie przyjęły. Nie miały prawa:
Im dłużej obserwowałem ruch uliczny w Paryżu, tym bardziej miałem wrażenie, że sukces tkwi w odstawieniu elektrycznych hulajnóg. W sobotnie, ciepłe przedpołudnie próbowaliśmy przejść przez niewielką ulicę. Nie dało się, bo co chwila zza zakrętu wyłaniały się kolejne rowery, zajmujące całą szerokość. Gdyby jednak dołożyć do tego hulajnogi, widok z imponującego stałby się już irytujący, tym bardziej, że hulajnogi jeździłby zapewne nieco szybciej.
Wynik głosowania mnie nie zaskoczył. Paryżanie pożegnali hulajnogi na wynajem, od września 2023 r. nie ma ich w mieście. Ostatnio miałem okazję na własnej skórze, choć jedynie z perspektywy turysty, sprawdzić, czy jest czego żałować.
Oczywiście moja perspektywa jest mało obiektywna. Mając doświadczenie mieszkańca polskiego miasta, który musi zmagać się z takimi widokami:
I takimi – to świeżynka z dzisiaj:
…można było śmiało założyć, że w Paryżu brak hulajnóg na wynajem bardzo mi się spodoba. Uznałem jednak, że takie podejście byłoby niesprawiedliwe, więc wymazałem polskie wspomnienia. Postanowiłem porównać sytuację do tej z Brukseli, gdzie hulajnogi na wynajem również są.
I niestety – znowu jako turysta – doświadczyłem, że ich obecność to wcale nie korzyść dla miasta. Spójrzcie tylko na to zdjęcie. Stare miasto, historyczna zabudowa, człowiek chce podziwiać każdy detal, zawiesza głowę wysoko i wpada na taką gromadkę:
A co mają powiedzieć ci, którzy idą daną drogą dzień w dzień. Z wózkiem dziecięcym, samemu poruszając się na wózku albo mając ograniczone ruchy. Niby można ominąć, ale trzeba manewrować. Tymczasem jak się okazuje slalom nie musi być potrzebny.
Spacerując później ulicami Paryża wyobraziłem sobie, że pasące się jednoślady zaburzyłyby taki sielski krajobraz:
Nie mówiąc już o wąskich chodnikach czy uliczkach zdominowanych przez pieszych i rowery. Paryski tłum gna, włada ulicami, ich rządy są tak absolutne, że przejeżdżający autobus musi emitować sygnał ostrzegawczy podobny do syreny karetki czy policyjnego radiowozu. Wciąż jednak tylko informuje i przestrzega, a nie domaga się odsunięcia pieszych oraz rowerzystów. Naprawdę auta i autobusy znają swoje miejsce w szeregu.
Miasto bez hulajnóg jest lepsze od tego z nimi – nie będziecie chyba zaskoczeni, że takie zdanie napisał ktoś, kto ma do tych urządzeń krytyczny stosunek
Zacząłem jednak zastanawiać się, czy w takim razie jedynym wyjściem jest droga paryska, czyli zakaz.
Z jednej strony to niesprawiedliwe podejście, bo przecież nawet przykłady Krakowa czy Poznania pokazują, że operatorów da się utemperować. Trochę to trwa, wymaga dyskusji, ale jednak jest lepiej niż było.
Z drugiej strony wspomnienie bycia pieszym w Paryżu sprawia, że jeszcze łatwiej wygłosić stanowcze stanowisko: bez hulajnóg na wynajem jest wygodniej, bezpieczniej i po prostu lepiej.
Owszem, nawet w Paryżu nie brakuje jeżdżących prywatnymi hulajnogami, którzy popełniają podobne błędy. Poruszają się zbyt szybko oraz nieodpowiedzialnie. Niedaleko Pól Elizejskich widziałem, jak jadący na hulajnodze pan trzymał między nogami psa. I to takiego dużego, sięgającego do kolan. Jechał prędko, nie przejmując się zdrowiem swoim, zwierzęcia i innych uczestników ruchu.
Paryż eliminując hulajnogi na wynajem pozbył się jednak problemu, jakim byłaby większa liczba tego typu sytuacji. Wyraźnie pokazał, że choć zachowanie użytkownika ma znaczenie, to sama hulajnoga do wielu kontrowersyjnych zdarzeń chcąc nie chcąc prowadzi. Czego niechlubnym przykładem są polskie ulice.
Rozumiejąc, że od użytkowników dużo zależy, przekonałem się, że to pojazd jest problemem
A konkretnie fakt, że wbrew temu, co próbują nam powiedzieć operatorzy, nie jest tak innowacyjny i ekologiczny jak nam się wydaje. Jasne, można przedstawić dane pokazujące, że użytkownicy pokonują tyle i tyle km na jednośladzie, dzięki temu nie wsiadają do samochodów bądź też zwalniają miejsce w komunikacji miejskiej, ale czy w innowacyjności i ekologicznym podejściu chodzi wyłącznie o suche statystyki?
Spójrzmy na same pojazdy i zastanówmy się, czy są innowacyjne. Porównajmy je ze zwykłymi hulajnogami – małymi, dającymi się złożyć, a jednocześnie przyspieszającymi poruszanie się przy użyciu własnych mięśni.
Elektryczne są duże, ba – są coraz większe. Jeśli porówna się modele, które pojawiły się na polskich ulicach kilka lat temu z tymi, które obecne są teraz, zauważymy, że te współczesne mają większe podesty i ogólnie stały się potężniejsze. Logiczne: muszą być bardziej uniwersalne i mieścić większe baterie, zapewniając większy zasięg i dłuższy czas pracy.
W tym właśnie problem. Lance Hosey, autor książki „Kształt zieleni. O estetyce, ekologii i projektowaniu” cytuje wypowiedź jednego z edukatorów ekologicznych. David Orr zauważył, że technologiczne podejście do zrównoważonego podejścia ma charakter ilościowy i polega na robieniu tego samego wydajniej. Ekologiczne zaś jest jakościowe i wymaga zmiany sposobu działania. Dlatego to drugie jest lepsze i tak bardzo nam potrzebne.
Zastąpmy zrównoważone podejście transportem, a zobaczymy jak na dłoni problem z elektrycznymi hulajnogami na wynajem. W swojej książce Hosey pisał o elektrycznych samochodach, które wyglądają jak te spalinowe. Tyle że ten identyczny ich kształt sprawia, że nie eliminują innych problemów, jakimi m.in. są korki czy brak miejsc do parkowania w mieście. Elektryczny SUV może i nie kopci, ale nadal jego obecność w mieście ma negatywne konsekwencje.
Elektryczne hulajnogi na wynajem sprawiły, że szybciej dojeżdża się z punktu A do punktu B. Tyle że w obecnych czasach robienie tego samego, ale wydajniej, nie wystarcza. Nie rozwiązuje problemów, a dokłada kolejnych np. w postaci zajmowania zbyt dużej przestrzeni - jak w przypadku aut i hulajnóg.
Innowacyjność nie może być dłużej postrzegana wyłącznie w kategoriach wzrostu
Co nam z tego, że pojazd przejedzie 80 km na jednym ładowaniu, a nie 60 km, skoro później zajmie miejsce na chodniku albo zablokuje wyjazd rowerowi miejskiemu?
Może więc lepsze byłyby hulajnogi mniejsze, które dałoby się składać – na kształt tych nieelektrycznych? Z mniejszymi bateriami, mniejszym dystansem, ale dzięki temu też bardziej poręcznymi? Dokładnie to obserwujemy przecież na rynku prywatnych urządzeń – zarówno hulajnóg, jak i samych rowerów elektrycznych.
Od operatorów musimy wymagać nie tylko przestrzegania przepisów i zasad, ale też prawdziwej innowacyjności. Zrobienia czegoś inaczej niż dotychczas. A jeśli nie będą w stanie nam tego dostarczyć, to paryski scenariusz musi być ostatecznością. Paryż za hulajnogami nie płacze. My za tymi co mamy obecnie też nie zatęsknimy.