REKLAMA

Radziecki satelita spadł z kosmosu na ulicę w małym miasteczku w USA. To wydarzyło się naprawdę

Ta historia brzmi jak z filmu science-fiction. 6 września 1962 r. w miasteczku Manitowoc w stanie Wisconsin w USA na ulicę Ósmą Północną z impetem spadł niezidentyfikowany obiekt.

Radziecki satelita spadł z kosmosu na ulicę w małym miasteczku w USA. To wydarzyło się naprawdę
REKLAMA

Szybko okazało się, że na Manitowoc spadły resztki Sputnika IV. To radziecki satelita, który był następcą wystrzelonego pięć lat wcześniej, pierwszego sztucznego satelity Ziemi.

REKLAMA

Sputnik IV szwankował od początku

Misja Sputnika IV nie była sukcesem od początku. Sowieci utracili nad nim kontrolę niedługo po jego wystrzeleniu w maju 1960 r. Od tego momentu jego los był przesądzony ze względu na niską orbitę, po której się poruszał - prędzej czy później musiał spaść na Ziemię. Nikt jednak nie przypuszczał, że spadnie on na terytorium rywala ZSRR w zimnej wojnie, czyli Stany Zjednoczone.

Według specjalistów z NASA Sputnik IV miał za zadanie przetestować kilka nowych technologii lotów kosmicznych. Testy miały przejść przekaźniki telekomunikacyjne oraz system podtrzymywania życia podłączony do manekina. Już po czterech dniach lotu satelita zaczął zachowywać się niezgodnie z planem. Najpierw kabina załogowa z manekinem mającym wrócić na Ziemię zbyt wcześnie oddzieliła się od modułu serwisowego. Już wtedy pojazd znajdował się w nieprawidłowej pozycji, co w połączeniu z odpaleniem silników spowalniających przypieczętowało los misji.

Sputnik IV był ambitnym projektem Sowietów

Jego nazwa może kojarzyć się z prostym satelitą, jakim był Sputnik I. W rzeczywistości jednak był testową wersją pojazdu nowej generacji - statków kosmicznych Wostok, przeznaczonych do lotów z udziałem ludzi. Właśnie dlatego w przeciwieństwie do innych satelitów z serii Sputnik miał powrócić na Ziemię, najlepiej z cennym humanoidalnym ładunkiem w postaci manekina, w nienaruszonym stanie.

Więcej o podboju kosmosu przeczytasz na Spider's Web:

To wpisuje się idealnie w zamierzenia Sowietów z czasów wczesnej ery kosmicznej. Od początku bowiem ich głównym celem było przeprowadzenie misji powrotnych z człowiekiem na pokładzie. W 1957 r. ZSRR odniósł spektakularny sukces wysyłając na orbitę Sputnika I. Był to pierwszy obiekt wykonany przez człowieka, który znalazł się w kosmosie. Gdyby Sowietom udało się wysłać w kosmos człowieka, który bezpiecznie powróciłby na Ziemię ich dominacja nad USA byłaby nie do zakwestionowania.

Do dziś historycy zajmujący się podbojem kosmosu zwracają uwagę na to, że ze względu na usilne dążenia ZSRR do opracowania statków kosmicznych zdolnych do powrotu na Ziemię, tak mało jest pozostałości po ich wczesnej działalności kosmicznej na orbicie.

Rzadko zdarza się, aby pojazdy kosmiczne, które nie były przewidziane do powrotu na Ziemię lub takie, które na nią wróciły, ale poruszały się po błędnej trajektorii, były w stanie dotrzeć do niej stosunkowo niezniszczone.

Nie ma w tym nic dziwnego. Prędkość statku, w połączeniu z rosnącą wraz z opadaniem gęstością naszej atmosfery oznacza ogromne tarcie i wzrost temperatury. Dla większości satelitów i innych pojazdów oznacza to zagładę. Zazwyczaj przetrwać udaje się tylko najcięższym jednostkom lub fragmentom korpusów rakiet. Sputnik IV był właśnie takim masywnym pojazdem, co zapewniło mu przetrwanie nie tylko bardzo wymagającego wejścia w atmosferę. Z powodu miejsca, w którym wylądowały jego resztki przetrwała również pamięć o tym satelicie.

Z siedmiu ton zostało 50kg

Znaczna część statku spłonęła, wchodząc w ziemską atmosferę. Jednak gdy Sputnik IV uległ rozpadowi, niektóre mniejsze kawałki były w stanie przetrwać przejście przez całą atmosferę i dotrzeć aż do Ziemi. Najprawdopodobniej kawałki ważącego początkowo 7 ton satelity, które doleciały aż do Ziemi ważyły w sumie mniej niż 50 kg.

Niektóre fragmenty prawdopodobnie spadły do mającego nieopodal swój brzeg jeziora Michigan. Miasteczko Manitowoc to jedyne miejsce na lądzie, w którym odnaleziono jakiekolwiek fragmenty radzieckiego pojazdu.

Do dziś żyją ówcześni mieszkańcy Manitowoc, którzy pamiętają całe zdarzenie. Jeden z nich Dennis Gintner był w 1962 r. nastolatkiem. Jak relacjonuje:

W naszym miasteczku nikt tego tak naprawdę nie zauważył. Pamiętam, że obok jakiegoś żelastwa na ulicy pojawili się policjanci i zepchnęli go na pobocze. Prawdopodobnie myśleli, że to jakiś rupieć, który wypadł ze śmieciarki. O tym, czym naprawę był obiekt leżący na środku ulicy dowiedzieliśmy się dopiero później.

Potwierdzają to raporty miejscowej policji, w których jest nieco więcej szczegółów. Dwóch funkcjonariuszy: Marvin Bauch i Ronald Rusboldt znalazło dziwny przedmiot na środku ulicy. Kiedy, zauważyli, że jest zbyt gorący, by go przez dłuższy czas nieść, po prostu odrzucili go na pobocze. Gdy pojawiły się doniesienia o tym, że na ulicę w Manitowoc najprawdopodobniej spadł radziecki satelita, lokalna policja wróciła na miejsce i odnalazła jego fragmenty. Trafiły one do Instytutu Smithsonian, a ostatecznie zostały zwrócone Rosjanom, którzy nie chcieli ich przyjąć. Trudno im się dziwić - w końcu był to dowód na niepowodzenie ich kosmicznego testu. Nazwali oni nawet całe wydarzenie cyrkową sztuczką Amerykanów.

Pamiątkowy pierścień na ulicy Manitowoc, w miejscu, gdzie spadł radziecki satelita.
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/User:Jonathunder/GNU Free Documentation License
REKLAMA

Dziś przy ulicy, na którą spadły resztki radzieckiego satelity mieści się muzeum sztuki klasycznej Rahr-West. Można w nim zobaczyć jeden niezbyt kojarzący się ze sztuką eksponat - replikę fragmentu Sputnika IV. Od 1962 r. w Manitowoc organizowany jest coroczny Sputnikfest, który ma celebrować pamięć o tym niezwykłym zajściu. Przy jego okazji odbywa się tam również konkurs na Miss Space Debris (Miss Odpadków Kosmicznych).

Wydarzenie jest też upamiętnione małą tablicą na chodniku i pierścieniem na środku ulicy w miejscu, gdzie spadł kawałek satelity.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA