REKLAMA

Pierwszy kulisty dom na świecie. Po kilku latach naziści kazali go rozebrać

Gdy po I wojnie światowej można było jeszcze mieć nadzieję, że świat będzie tylko się rozwijał zostawiając za sobą czasy niepokoju, architekci snuli wizje na temat mieszkania przyszłości. Interesująca koncepcja powstała w Dreźnie. Pierwszy kulisty dom tylko przez kilka lat zachwycał, a jego historię brutalnie zakończył nazizm. Echa idei wybrzmiewają jednak do dziś.

14.05.2023 18.13
kulisty dom
REKLAMA

Kugelhaus powstał w 1928 roku w Dreźnie. Kiedy oddawano go do użytku, miał być dowodem na pomysłowość i kunszt Niemców, wszak powstał z okazji corocznych obchodów "pracy niemieckiej".

Kulisty dom chociaż tak naprawdę nie służył do zamieszkania, to szybko stał się atrakcją turystyczną. Patrząc na zdjęcia od razu można zrozumieć, dlaczego.

REKLAMA

Kulisty dom wyglądał jak balon szykujący się do lotu

Na ostatnim, szóstym piętrze znajdowała się restauracja. Sugerując się pocztówkami, panorama miasta podziwiania ze stolików musiała być imponująca. Na poszczególne piętra woziła odwiedzających winda – kulisty dom miał w końcu 26,5 metra wysokości.  

Niższe kondygnacje wykorzystywano jako efektowne miejsce do prezentowania produktów czy pomysłów. Najchętniej korzystały z tej możliwości firmy zajmujące się elektrotechniką czy energetyką. Gdzie najlepiej mówić o przyszłości, jak nie w zachwycającym futurystycznym budynku?

Historia pierwszego kulistego domu była krótka. Zaledwie dziesięć lat po oddaniu do użytku zapadła decyzja o jego rozbiórce. Rzekomo dlatego, że nie znaleziono chętnego, który przejąłby budowlę i nią zarządzał.

Problemy ze znalezieniem kupca nie mogły jednak dziwić. Nazistowska prasa przedstawiała budynek jako "nieniemiecki". Niektórzy byli bardziej dosadni, określając go "wy­mio­ci­na­mi zde­ge­ne­ro­wa­nej tech­ni­ki". Bardziej niż sama konstrukcja kłuło raczej to, kto był jej autorem - Peter Birkenholz, architekt, Żyd.

 class="wp-image-3594179"
Podziwiano, ale trochę też się śmiano - satyra z 1929

Idea kulistego domu nie zginęła

Od czasu do czasu media piszą o odważnych Polakach, którzy decydują się budować i mieszkać w podobnych – choć rzecz jasna znacznie mniejszych – konstrukcjach. Dawniej za okrągłymi domami przemawiała nie tylko oryginalność, chęć zbudowania czegoś niecodziennego. Tak było po prostu... praktyczniej.

Przykładem tego są warszawskie "Kopulaki". Ich charakterystyczny kształt był sposobem na ominięcie przepisów. Kiedy powstawały, dom jednorodzinny nie mógł mieć więcej niż 110 m2. Brano jednak pod uwagę jedynie metraż pomieszczeń, których wysokość przekraczała 2,2 m. Dzięki temu domy trzykopułowe oficjalnie o powierzchni 92 m2, w praktyce osiągały prawie 130 m2. Właściciele płacili za 92 m2, bo na pozostałej powierzchni wysokość mieszkania nie przekraczała przepisowych 2,2 metra.

Prof. Witold Lipiński, który we Wrocławiu dla swojej rodziny zbudował "dom igloo", także kierował się przyziemnymi kwestiami.

- Pierwszą motywacją do stworzenia takiej formuły było poszukiwanie domu dostępnego – możliwość budowy z recyklingu, która po wojnie była koniecznością, brak ekip i konieczność samodzielnego budowania, a w końcu dostępność ekonomiczna – wyjaśniał w filmie architekt Zbigniew Maćków, który obecnie jest właścicielem domu. Podobno budowlańcy łapali się za głowę widząc pomysł na zaokrąglone ściany. Jako że nie podjęli się zadania, architekt zmuszony był do samodzielnej pracy.

REKLAMA

Prof. Lipiński ma na swoim koncie również inny ciekawy, zaokrąglony dom, do dzisiaj nazywany przez wrocławian "grzybkiem". Jak wspominał inwestor, dla którego powstała nietypowa konstrukcja, włodarze dzielnicy zgodzili się na sprzedaż działki i wybudowanie na niej domu pod warunkiem, że jego kształt będzie nietypowy. Czy chcieli w ten sposób odstraszyć potencjalnego kupca, czy może urozmaicić wygląd dzielnicy? Jeśli to drugie, to im się udało, bo inżynier Bolesław Jahn poprosił o pomoc swojego kolegę architekta, którym był właśnie prof. Lipiński. Patrząc na to, jak "grzybek" wygląda, można skojarzyć go z budynkiem na szczycie Śnieżki. To nie przypadek, bo i tę futurystyczną konstrukcję zaprojektował wrocławski architekt.

- Tata przeżył wojnę w partyzantce, kwestie przetrwania i samowystarczalności w najtrudniejszych nawet warunkach musiały odcisnąć na nim na pewno swoje piętno. Być może dlatego projektował obiekty, które miały nie tylko z łatwością oprzeć się warunkom zewnętrznym , ale też umożliwić samodzielne przetrwanie ich mieszkańcom – opisywał w rozmowie z Filipem Springerem prace ojca Miłosz Lipiński.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA