REKLAMA

Polska szkoła cofnie uczniów do średniowiecza. Zakaz smartfonów to pomysł z kategorii tych głupawych

Niedługo resort edukacji określi się, czy powinno wprowadzić się zakaz korzystania z telefonów w szkołach. Placówki, które powinny uczyć, jak radzić sobie z nowymi technologiami, wolą zamknąć oczy i zatkać uszy, by oszukiwać się, że problemu nie ma.

szkoła
REKLAMA

Wkrótce dowiemy się, czy resort edukacji ograniczy korzystanie z telefonów komórkowych w szkołach - informuje "Nasz Dziennik".

W rozmowie z gazetą Adrianna Całus-Polak, rzeczniczka prasowy MEiN, potwierdziła, że na prośbę ministra przeprowadzono konsultacje w całym kraju. Minister z wnioskami się zapoznał, a "ewentualne decyzje" zostaną zakomunikowane w najbliższym czasie.

- Teraz w wielu szkołach, w których nie ma zakazu korzystania z telefonów, uczniowie siedzą obok siebie na przerwach, ale ze sobą nie rozmawiają. Zajmują się telefonem i wirtualnym światem. Niestety, człowiek w takim świecie jest na drugim miejscu. Dlatego dla ich dobra, dla ich prawidłowego rozwoju powinien być wprowadzony zakaz korzystania ze smartfonów - mówi "Naszemu Dziennikowi" kontrowersyjna kurator Barbara Nowak.

REKLAMA

Jeszcze ciekawsza jest wypowiedź ks. Sławomira Kostrzewy, który zwraca uwagę, że często problemem są sami rodzice. Są zbyt nadopiekuńczy i potrafią zadzwonić na lekcji, np. po to, aby przypomnieć o pozaszkolnych obowiązkach.

Im bardziej pogmatwana jest sytuacja małżeńska rodziców tych dzieci, tym częstsze są problemy dzieci z telefonami na terenach szkół

- stwierdził duchowny.

Widzicie: gdyby panował u nas tradycyjny model rodziny to te telefony w szkołach dałoby się jakoś przełknąć. Ale teraz kobietom w głowach się poprzewracało, chcą rozwodów, nowi partnerzy (a pewnie zdarzają się przypadki, że, tfu, partnerki), rodzice się kłócą, dzwonią do dzieci, nawet lekcji religii w spokoju nie można poprowadzić!

Wybaczcie złośliwość i zejście na światopoglądowe tory, ale trudno zachować spokój, jeżeli takie argumenty pojawiają się w dyskusji o zakazie telefonów w szkole. Rozumiem, że wszechobecność technologii może być problemem. Uczeń zamiast słuchać nauczyciela, zerka na powiadomienia. I chociaż zawsze tak było - ja uciekałem myślami za okno, obserwując okolicę - to jednak zgodzimy się, że teraz rozpraszaczy jest więcej.

Tyle że szkoła powinna uczyć podejścia do nowych technologii, a nie przed nimi uciekać

Jeżeli macie więcej niż 25 lat, zapewne pamiętacie, jak niektórzy nauczyciele reagowali na możliwość skorzystania z kalkulatora na lekcji. Padało słynne:

Myślisz, że kalkulator będziesz miał zawsze przy sobie?!

Nie trzeba było być krnąbrnym uczniem, by z satysfakcją się dziś uśmiechnąć i odpowiedzieć: owszem. W kieszeniach mamy nie tylko kalkulatory, ale narzędzia, które są w stanie pisać fachowe, naukowe prace. Zamiast wykorzystać tę sytuację - np. ucząc się, jak rozpoznawać fałszywe wiadomości? Jak pisać bardziej kreatywnie? Jak szybciej rozwiązywać problemy? - zamyka się wrota przed nowoczesnością.

Nie twierdzę, że gapienie się w ekran podczas omawiania "Pana Tadeusza" jest w porządku, ale wydaje mi się, że nauczyciele czy sama szkoła mają narzędzia, które pozwalają temu przeciwdziałać bez krajowego zakazu.

Wręcz komiczna jest troska o dobrostan uczniów

Faktycznie cyberprzemoc to olbrzymi problem. Izolacja, samotność także. Według raportu Urzędu Komunikacji Elektronicznej, ponad 60 proc. dzieci natknęło się w internecie na hejt i mowę nienawiści. Dzieci miały również styczność z treściami prezentującymi przemoc. Patostreamy, pornografia: zagrożeń jest mnóstwo i naprawdę nie zazdroszczę wychowywania się we współczesnych czasach.

Właśnie dlatego szkoła musi mieć świadomość, że uczniowie prędzej czy później i tak zobaczą te rzeczy. Jak nie w szkole, to zaraz po niej. Na dodatek zakazany owoc smakuje bardziej. Jak widać przedstawiciele edukacji nie chcą zmierzyć się z problemem, a umyć ręce. "U nas dzieci nie oglądają, to już wasz problem".

REKLAMA

Czy fakt, że dziecko nie będzie wchodziło na TikToka na przerwie, ale po powrocie do domu zobaczy rodziców z nosami w telefonach, sprawi, że rozwinie się społecznie? Zrozumie, że istnieje rzeczywistość poza tą wirtualną? Rzeczy, o których mówią cytowani eksperci, to problemy tak głębokie i szerokie, więc tym bardziej system edukacji powinien wziąć je "na klatę". Zakazy są irracjonalne. OK, ja na przerwie nie mogę korzystać, ale ludzie w tramwaju czy w poczekalni już mogą i świat się nie zawala - pomyśli uczeń, i ja na jego miejscu postąpiłbym tak samo.

W ogóle nie jestem zdziwiony. Już za moich, nie technologicznych czasów szkoła była głucha na problemy rzeczywistości, żyła w swoim zacofanym, absurdalnym świecie. Kiedy jednak patrzę na to, że sytuacja się nie poprawia, ba, za chwilę ministerstwo może cofnąć placówki w sztuczny sposób do XX wieku, jest mi zwyczajnie przykro. Rosną wymagania do życia we współczesnym świecie, a niektórzy przedstawiciele szkolnictwa myślą, że jak zamknie się oczy to problemy przestaną istnieć. Obawiam się, że ewentualny zakaz korzystania ze smartfonów wyrządzi nastolatkom jeszcze większe krzywdy.

Oczywiście, że są to kwestie, które powinny być dyskutowane również w domu. Ale jest to trudne, jeżeli sami rodzice nie są świadomi zagrożeń. W 2019 roku mieliśmy na przykład badania, z których wynikało, że co 10 uczeń deklaruje, że jego rodzice w ogólnie nie interesują się tym, co robi w sieci, a w aż 60 proc. domów nie ma żadnych zasad korzystania z internetu. Szkoła też zdrowych zasadach nie nauczy, jeżeli będzie udawać, że telefonów w codziennym życiu nie ma.  

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA