REKLAMA

To mi się w The Last of Us nie podoba: poza murami jest zbyt bezpiecznie

The Last of Us od HBO to najlepszy aktorski serial na licencji gry jaki kiedykolwiek powstał. Jednak będąc miłośnikiem gier o tym samym tytule, jedno nie daje mi spokoju: poza murami osad oraz stref schronienia jest zbyt pusto i zbyt bezpiecznie. Zainfekowani wyparowali.

To mi się w The Last of Us nie podoba: poza murami jest zbyt bezpiecznie
REKLAMA

Najnowszy, szósty odcinek The Last of Us podsycił we mnie tlący się ogień sprzeciwu wobec tego, jak HBO przedstawia postapokaliptyczną wizję Stanów Zjednoczonych. Chociaż grzybicza infekcja rzuciła cywilizowany świat na kolana, w 20 lat od jej wybuchu po zagrożeniu powoli nie ma śladu. Drogi są wyludnione i bezpieczne, lasy czyste i puste, a brzegi rzek to idealne tereny spacerowe. Tak przynajmniej wynika z serialu.

REKLAMA

Logika gry wideo kontra logika serialu. No i ja, gdzieś pośrodku.

W grze The Last of Us grzyb pozostawał realnym zagrożeniem w wiele lat od wybuchu epidemii, na wielu zróżnicowanych obszarach. Niebezpieczne były nie tylko wielkie skupiska miejskie, w których epidemia najszybciej się rozszerzała, ale również mniej zabudowane obszary. Eksplorując świat gry wejście do każdego sklepu, każdej stacji paliw i każdego garażu wiązało się z wysoką szansą na spotkanie zainfekowanego bądź klikacza.

 class="wp-image-3354722"

To tzw. logika gry wideo. Jej producenci muszą czymś zaangażować gracza oraz utrzymać jego uwagę. Stąd liczne konfrontacje z zainfekowanymi, których eliminujemy w dziesiątkach. Pamiętacie wielkiego, masywnego bloatera z piątego odcinka serialu? W grze wideo pojawia się znacznie wcześniej, a podczas całej przygody Joel oraz Ellie eliminują kilka takich monstrów.

Naturalnym następstwem logiki gier wideo jest to, że zainfekowani pojawiają się po prostu częściej. Nie tylko w piwnicach wielkich wieżowców, ale również na przedmieściach i pomiędzy budynkami. Dlatego przeskakując z gry do serialu można odnieść wrażenie, że świat producentów HBO jest wręcz pusty. Radykalnie mniej w nich nie tylko zainfekowanych, ale również bandytów i łupieżców.

Doskonale widać to na przykładzie najnowszego, szóstego odcinka.

Dwoje bohaterów przemierzyło w nim gigantyczne połacie terenu. Pięciodniowa jazda w kierunku uniwersytetu nie wiązała się jednak z żadnymi przeciwnościami. Wspomina o tym sama Ellie, więc to nie tak, że doszło do jakichkolwiek konfrontacji poza obiektywem kamery. Zagrożenie nie pojawia się także w samym mieście, chociaż bohaterowie przemierzają konno ciemne zakamarki kampusu akademickiego.

Naturalne wytłumaczenie jest takie, że najpierw Świetliki, a potem łupieżcy oczyścili ten obszar z wszelkiego grzyba. Nie chce mi się jednak wierzyć, że rebelianci oraz złodzieje metodycznie czyścili cały kawałek miasta, a nawet cały kampus. Skoro Fedra nie ma ambicji do kontrolowania całej aglomeracji, a jedynie jej wycinka chronionego wielkimi murami, co dopiero Świetliki z ich kilkoma workami piasku udającymi punkty strażnicze.

 class="wp-image-3354182"

Wciąż niezwykle podoba mi się serial HBO, ale doskwiera mi w nim brak zainfekowanych.

Nie trzeba mi tłumaczyć, że sednem The Last of Us są relacje międzyludzkie, a klikacze stanowią wyłącznie tło umożliwiające przedstawienie szerokiego spektrum ludzkich zachowań w środowisku, gdzie ład, prawo i porządek przestają funkcjonować. Doskonale to rozumiem i m.in. za to pokochałem gry wideo studia Naughty Dog.

Mimo tego uważam, że w serialu przydałoby się nieco więcej przeciwwagi do interakcji międzyludzkich. Trochę więcej mięsa: ucieczek przed klikaczami i walk z zainfekowanymi. Dlatego tak bardzo podobały mi się dwa pierwsze odcinki serialu, gdzie proporcje między walką o przetrwanie i relacjami między postaciami zostały świetnie dobrane. Drink idealny. Dobrze wchodzi, człowiek chce więcej. Barman jednak nie polewa, przynajmniej do czasu piątego odcinka i sceny z bloaterem.

REKLAMA

Coś się we mnie burzy, gdy Ellie i Joel beztrosko jadą na koniu przez miasto, głośno żartując na temat ratowania świata i śpiewania. Odzywa się jakiś survivalowy tik. Jest za łatwo. Zbyt sielankowo. Ciekawi mnie, czy po ograniu gier macie podobne odczucia.

Na szczęście to mankamenty, które nie zmieniają mojej ogólnej oceny: The Last of Us to najlepszy serial aktorski na licencji gry wideo, jaki dotychczas powstał. Każdy odcinek tej produkcji oglądam z wielką przyjemnością i nie wyobrażam sobie poniedziałku bez TLoU, jak kiedyś nie wyobrażałem go sobie bez Gry o tron.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA