HMS Warrior jako lotniskowiec z miękkim pokładem. To była ślepa uliczka
No dobra, w tym miejscu muszę przyznać, że mnie lekko zatkało. Widziałem już kilka niekonwencjonalnych wojskowych rozwiązań, ale gdy pierwszy raz zobaczyłem miękki pokład lotniskowca, nie wiedziałem, czy się śmiać, czy podziwiać konstruktorów. Jedno jest pewne, wykonali kawał porządnej i zupełnie nikomu niepotrzebnej pracy.
Jeśli coś jest głupie, ale działa, to nie jest głupie. Ta zasada musiała przyświecać konstruktorom miękkiego pokładu lotniskowca. Wszystko zaczęło się pod koniec II wojnie światowej od samolotu bez kół. Samolot bez kół był w założeniu genialnym wynalazkiem. Koła sporo ważą więc, zamiast nich można zabrać więcej amunicji i paliwa. Dodatkowo samolot bez podwozia może być bardziej opływowy, bo nie potrzeba przeznaczać tyle miejsca na schowanie kół.
Same plusy. Są tylko dwa problemy - start i lądowanie. Start można było rozwiązać za pomocą specjalnych wyrzutni, natomiast wylądowanie delikatnego samolotu odrzutowego bez podwozia i bez uszkodzeń, stanowiło spore wyzwanie. Nie trzeba być specjalistą od lotnictwa, żeby przewidzieć, że to musiałoby skończyć się szorowaniem po lotnisku i remontem maszyny.
W styczniu 1945 r. odbyła się specjalna konferencja, na której inżynierowej przedstawili kilka pomysłów. Wśród nich było lądowanie na piasku czy łapanie samolotów za pomocą gigantycznej siatki rozpiętej między okrętami. To wszystko brzmiało jednak jak przepis na katastrofę, a nie rozwiązanie problemu.
No dobrze, a gdyby tak samolot lądował na gumowym dywanie rozpiętym nad pokładem lotniskowca niczym trampolina? Maszyna mogłaby się na nim dosłownie ślizgać i zatrzymywać zaczepiając hakiem o linę hamującą - zaproponował jeden z inżynierów.
Zużycie gumowej powierzchni byłoby bardzo małe, zwłaszcza gdyby była mokra. Obliczono, że wystarczy do tego kawał gumy o wymiarach 50 na 12 metrów. Elastyczny system pokładowy był gotowy do testów pod koniec 1947 r.
Po niepomyślnej pierwszej próbie, która zakończyła się rozbiciem samolotu, wprowadzono kilka zmian w procedurze lądowania i 17 marca 1948 r. pilot wykonał idealne lądowanie na elastycznym pokładzie samolotem Sea Vampire ze schowanymi kołami.
Od listopada 1948 do maja 1949 r. wykonano ponad 200 lądowań na elastycznym pokładzie. Do testów wykorzystywano lekki lotniskowiec HMS Warrior. Po wylądowaniu specjalny dźwig przenosił maszynę do hangaru lub ustawiał na katapulcie.
W tym czasie obyło się bez poważnych wypadków. Czasami samolot nie trafiał w linę hamującą, uderzał w gumowy pokład i odbijał się. Pilot po prostu robił kółko, aby wykonać kolejną próbę. Ocena testów wykazała, że wyeliminowanie podwozia oznaczało 4 do 5 proc. oszczędności masy samolotu. W przeliczeniu na osiągi samolotów oznaczało to lot dłuższy o 45 minut lub wzrost prędkości o 40 km/h.
Samoloty bez kół miały jednak sporo wad. Najważniejszą był fakt, że mogły lądować tylko na gumowych pokładach. Nie mogły lądować na konwencjonalnych lotniskach ani na zwykłych pokładach lotniskowców bez poważnych uszkodzeń samolotu. Koszty wyposażenia lotnisk na lądzie w elastyczne pokłady i opracowanie nowej generacji samolotów w celu maksymalnego wykorzystania koncepcji zostały uznane zbyt wysokie, a korzyści płynące z innowacji za byt małe.