Chcieli bombardować z kosmosu cele na Ziemi. Nazwali tę broń rózgą boga
Bombardowanie z kosmosu celów na Ziemi zakłada projekt Thor zwany też "rózgą boga". To przerażająca broń, która siałaby zniszczenia porównywalne z uderzeniem meteorytu.
Traktat o przestrzeni kosmicznej podpisany w 1967 r., zabrania umieszczania lub używania broni nuklearnej, biologicznej lub chemicznej z orbity Ziemi. Na mocy Traktatu kraje będące jego sygnatariuszami zobowiązały się - między innymi - nie umieszczać broni nuklearnej bądź innej broni masowego rażenia na orbicie okołoziemskiej, na Księżycu ani gdziekolwiek indziej w przestrzeni kosmicznej.
Nikt jednak nie zabrania umieszczenia na orbicie ziemi wielkich kawałków żelastwa. Tym torem myślenia poszli Amerykanie.
Projekt Thor Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych to teoretyczna broń kosmiczna, która oficjalnie pozostaje w fazie rozwoju. Pomysł jest bardzo prosty. Na orbicie Ziemi ma zostać umieszczony satelita, wiszący nad planetą niczym wielki rewolwer.
Najważniejszą częścią projektu są pociski, a w zasadzie bryły wolframu, przypominające słupy, o długości ponad 6 m i szerokości około 30 cm. Ich kształt sprawia, że potocznie nazywane są "słupami telefonicznymi" lub "rózgą boga", choć raport Sił Powietrznych nazwa je "wiązkami prętów hiperprędkościowych".
W prętach nie ma żadnego ładunku wybuchowego. Mimo to, broń mogłaby osiągnąć siłę uderzenia atomowego, ale bez opadu radioaktywnego. To tak jakby w Ziemię uderzył meteoryt. Jeden słup ważyć będzie 8,2 t.
System został opisany w raporcie Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych z 2003 r. "Bomba" posiadałaby dużą energię kinetyczną, ponieważ poruszałaby się z prędkością około 8 km/s na orbicie i 3 km/s w momencie uderzenia.
Jeden pręt posiadałby wydajność bomby atomowej. Pręty miałyby być wykorzystywane do niszczenia najpotężniejszych bunkrów i centrów dowodzenia wroga.
Podłużny kształt i duża masa pocisków mają na celu zminimalizowanie strat energii kinetycznej w wyniku tarcia powietrza i maksymalizację penetracji twardych lub zakopanych celów.
Co więcej, dowolny cel na Ziemi mógłby zostać zniszczony w ciągu 12–15 minut od wydania rozkazu. To mniej niż połowa czasu potrzebnego na dotarcie do celu przez międzykontynentalną rakietę balistyczną. Co więcej, start rakiety można wykryć z kosmosu, a odpalenia wolframowego słupa nie jest niewidoczne dla wroga. Do tego nie ma potrzeby rozmieszczania rakiet, startu samolotów ani innych pojazdów.
Największym problemem z wolframowymi słupami na orbicie jest oczywiście koszt. Umieszczenie jednego pocisku miałoby kosztować 230 mln dolarów. Póki co status projektu pozostaje tajny.