Wolność słowa według Muska jest wtedy, gdy Apple zostawia pieniądze na Twitterze
Elon Musk poinformował, że Apple przestał reklamować się na Twitterze. Miliarder postawił przy tym ekstremalnie dziwne pytanie.

Elon Musk utożsamił właśnie wolność słowa z reklamami, które firmy kupują na Twitterze. Oto tweet miliardera:
Mamy tu dwa ciekawe wątki. Po pierwsze, dowiadujemy się, że Apple "w większości" przestał kupować reklamy na Twitterze. Tym samym firma dołączyła do rzeszy reklamodawców, którzy zrezygnowali z korzystania z medium społecznościowego, jako platformy reklamowej.
Tydzień temu Washington Post informował, że według szacunków z Twittera uciekła 1/3 reklamodawców z listy 100 największych jego klientów. Wśród nich znalazły się m.in. firmy Kellog's, Merck, Verizon, AT&T, Novartis, marki Jeep i Chevrolet. Kilka dni później media donosiły już o połowie z top 100 najwiekszych reklamodawców. Sytuacja jest jak widać dynamiczna, skoro swoje działania reklamowe ograniczył - jak twierdzi Musk - również Apple.
Być może ciekawsze niż stwierdzenie faktu jest drugie zdanie z tweetu Muska:
Czy oni nienawidzą wolności słowa w Ameryce?
- pyta właściciel Twittera.
Ciekawe niekoniecznie oznacza w tym przypadku mądre i to na kilku poziomach. Po pierwsze Musk utożsamił z Twitterem wolność słowa. Można pomyśleć, że w jego wizji serwis jest ostatnim bastionem wolności w Ameryce, tymczasem zły Apple zakręcił kranik z gotówką, co oznacza ni mniej, ni więcej, że uderzył we wspomnianą wolność. Istnieje na polskim rynku medialnym medium, które lubuje się w używaniu słowa "paradne" w swoich tytułach. W przypadku Muska pasuje jak ulał, bo barwnie oddaje słabość jego logiki.
Po drugie, zapewne gorsze, Elon Musk zdaje się zupełnie nie dostrzegać związku przyczynowo - skutkowego między własnymi działaniami, a reakcją reklamodawców. Twitter w ostatnich tygodniach stał się nie tylko pośmiewiskiem, ale wzorem niekompetencji i błędów w zarządzaniu.
Trudno inaczej skomentować np. fakt, że najpierw zwalania się ludzi, a poźniej w desperacji prosi się ich o powrót. Podobny wymiar ma choćby masowa amnestia dla osób permanentnie zbanowanych, którą ogłosił Musk. O tym, że za chwilę Twittera ścisną za gardło regulatorzy, już nawet nie ma sensu wspominać. Skala problemów Twittera w kwestii zapewnienia prywatności jest bowiem bezprecedensowa.
Godzinę później Musk napisał, że Apple grozi Twitterowi usunięciem z App Store'u.
Miliarder twierdzi, że Apple zagroził jego platformie "wstrzymaniem dostępu do App Store'u". Firma ma ukrywać przez Muskiem powody ewentualnego bana. Rodzi się przy okazji tego tweeta pytanie: czy Musk będzie oddawał 30 proc. wartości subskrypcji właścicielom platform mobilnych? Z kolejnego tweeta wynika, że raczej nie.
Patrząc na to, co dzieje się z platformą społecznościową trudno nie zgodzić się z powyższą tezą. Największym wrogiem Twittera jest sam Elon Musk i jego nieobliczalność. Miliarder kreuje się na obrońcę wolności słowa i jednocześnie ośmiesza tę ideę swoimi działaniami, przede wszystkim wobec osób i kont, które wykorzystują to medium do rozsiewania. dezinformacji.
Twitter pod rządami Muska stał się puszką Pandory. Co gorsza, nikt nie jest w stanie przewidzieć do czego to ostatecznie doprowadzi. Można założyć, że śmierć tego medium społecznościowego jest najbardziej optymistycznym potencjalnym wariantem.
Zdjęcie główne: Sergei Elagin/Shuttersock.