REKLAMA

NASA się kończy. Będzie nowy król kosmosu

W 2020 roku w Parku Narodowym Krugera w RPA strażnicy obserwowali brutalną walkę o dominację. Oto stary lew, który przez długie lata był niekwestionowanym przywódcą dużego stada samic oraz rozległych terenów łowieckich musiał stawić czoła dwóm młodym lwom, które postanowiły zakończyć jego przywództwo i przejąć kontrolę nad stadem.

06.11.2022 11.46
lew
REKLAMA

Obie strony były zdecydowane walczyć do skutku. Problem w tym, że taka walka zawsze kończy się w jeden sposób. Młoda krew prędzej czy później wygrywa. Taka sama walka właśnie rozgrywa się w sektorze kosmicznym. Starym rozleniwionym lwem są Stany Zjednoczone, młodym lwem są Chiny.

REKLAMA

Przez całe swoje dzieciństwo i dotychczasowe dorosłe życie karmiony byłem legendą wszechmocnej NASA, instytucji, która zagwarantowała ludzkości podbój kosmosu. W głowie wręcz odruchowo rozbrzmiewa mi kwestia usłyszana w jednym z amerykańskich filmów: „Jak to nie macie planu?! Przecież jesteście z NASA! Postawiliście człowieka na Księżycu!”

Takie podejście do agencji jest powszechne dla mojego pokolenia. Tylko NASA dostarczyła człowieka na powierzchnię innego globu niż Ziemia. Nikomu innemu się to nie udało. Wiadomo zatem kto jest absolutnie najlepszy.

Lew już od dawna jest stary

Ostatni człowiek wystartował z powierzchni Księżyca 14 grudnia 1972 roku o godzinie 22:54:37 GMT. Za miesiąc minie od tego czasu okrągłe pół wieku. Na przestrzeni pięciu dekad lew rozbijał się po sawannie i przypominał wszędzie najwspanialsze momenty swojej historii. Zwierzęta powszechnie uznawały jego wyższość, wszak „to ten, który dokonał czegoś niebywałego”. Jednocześnie nikt nie zauważał, że lew się starzeje. Kiedy na starość postanowił powtórzyć swój wyczyn, okazało się, że jest to dużo trudniejsze niż w czasach młodości.

Wystarczy przypomnieć, że prezydent John F. Kennedy ogłosił światu, że Amerykanie polecą na Księżyc w 1961 roku. Neil Armstrong stanął 20 lipca 1969 roku, zaledwie osiem lat później.

Cztery dekady później NASA postanowiła zbudować nową, dużą rakietę księżycową. Tak powstał projekt rakiety Space Launch System, która budowana jest od 2011 roku. Po jedenastu latach rakieta wciąż nie wzbiła się w powietrze ani razu.

Artemis, projekt załogowego powrotu na Księżyc, który rakieta miała obsługiwać istnieje głównie na ładnych grafikach od czasu do czasu prezentowanych przez agencję. Według pierwotnego planu człowiek miał ponownie stanąć na powierzchni Księżyca w 2024 roku. Trzynaście lat od początku budowy rakiety SLS, pięć lat od ogłoszenia programu Artemis.

Już teraz wiadomo, że do tego lądowania w tym terminie nie dojdzie. Rakieta SLS nie wystartowała jeszcze, pierwszy (!) skafander kosmiczny dla załogi misji księżycowej będzie gotowy najwcześniej w połowie 2024 roku, a SpaceX, który miał przystosować swoją rakietę Starship do lądowania na Księżycu, jak na razie nie był w stanie ani razu wynieść rakiety na orbitę (a przecież pomiędzy pierwszym lotem rakiety a pierwszym załogowym lądowaniem na Księżycu jest jeszcze pierwszy lot załogowy, pierwszy bezzałogowy lot na Księżyc, pierwsze bezzałogowe lądowanie na Księżycu, pierwszy start z Księżyca i wiele, wiele innych).

Można zatem założyć, że nie tylko astronauci nie wylądują na Księżycu w 2024 roku, ale nie wylądują tam przez kolejnych kilka dobrych lat.

Problemy lwa są jednak dużo większe

Amerykańska agencja kosmiczna niczym siłą rozpędu bardzo dużo obiecuje, a potem nie jest w stanie swoich obietnic spełnić. Dobrym przykładem jest to co się dzieje w Laboratorium Napędu Odrzutowego (JPL) w Kalifornii. JPL odpowiedzialne jest za realizację większości misji kosmicznych dla NASA.

Kilka dni temu NASA ogłosiła, że w przyszłym roku w podróż do metalowej planetoidy Psyche poleci sonda kosmiczna, która miała pierwotnie wystartować w sierpniu 2022 roku. Opóźnienie spowodowane problemami z oprogramowaniem sondy niemal zakończyło się anulowaniem całej misji. Teraz co prawda sonda poleci, ale dotarcie do planetoidy potrwa trzy lata dłużej.

NASA postanowiła jednak sprawdzić jak doszło do tego opóźnienia. W tym celu do siedziby JPL wysłano piętnastoosobowy zespół ekspertów, który przeanalizował prace nad przygotowaniem misji Psyche. Wyniki pracy zespołu wskazują wyraźnie, że sława agencji jest już tylko mitem.

W swoim raporcie członkowie zespołu wskazują, że w JPL brakowało personelu z odpowiednim doświadczeniem, aby przygotować misję. Co więcej, powszechnie występowały problemy z komunikacją między inżynierami a pionem zarządzającym w JPL. Inżynierowie na bieżąco zgłaszali problemy, ale nikt za bardzo nie chciał ich słuchać. Menedżerowie projektu podjęli temat dopiero wtedy, kiedy okazało się, że sonda nie będzie gotowa do startu w 2022 roku.

Beznadziejny sposób zarządzania ma swoje konsekwencje. Owszem, misja Psyche poleci z rocznym opóźnieniem, ale owo opóźnienie będzie miało wpływ także na inne misje kosmiczne. Już teraz wiadomo, że w związku z dodatkowymi pracami nad misją, opóźnieniu ulegnie przygotowywana przez NASA misja VERITAS, której celem jest Wenus. Misja, która miała wystartować w 2028 roku, teraz wystartuje najwcześniej w 2031 roku.

Młody wilk nabiera ochoty na władzę

Tak naprawdę te wszystkie opóźnienia: programu Artemis, misji Psyche, misji Veritas, statku kosmicznego Boeing Starliner (jego pierwszy lot załogowy miał mieć miejsce w 2019 roku, a tymczasem właśnie został przesunięty na kwiecień 2023 r.) są nieistotne. Podbój kosmosu jest trudny i wymaga czasu. W izolacji można byłoby po prostu uzbroić się w cierpliwość i czekać na naszą wspaniałą przyszłość w kosmosie.

Problem w tym, że żaden kraj i żadna agencja kosmiczna nie działa w izolacji. Tymczasem po drugiej stronie globu od Stanów Zjednoczonych w ciągu ostatnich dwudziestu lat hodowany jest młody lew. Jeszcze dekadę temu nikt chińskiego programu kosmicznego nie brał na poważnie.

Z roku na rok jednak chińscy inżynierowie przeszli z etapu kopiowania starszego idola do wymyślania własnych misji kosmicznych. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, w Chinach nikt nie przejmuje się PR-em, tworzeniem fenomenalnych wizualizacji i grafik przedstawiających przyszłość w kosmosie. Zamiast tego inżynierowie konsekwentnie realizują wcześniej wyznaczony plan.

Od pierwszego lądowania łazika na Księżycu, przeszliśmy już przez pierwsze lądowanie na niewidocznej stronie Księżyca, przywiezienie na Ziemię próbek regolitu księżycowego, udane wysłanie za jednym zamachem pierwszej sondy, lądownika i łazika marsjańskiego i przez stworzenie własnej stacji kosmicznej.

REKLAMA

Aktualnie Chińczycy pracują nad stworzeniem własnego odpowiednika Kosmicznego Teleskopu Hubble’a i planują przywieźć na Ziemię próbki regolitu z powierzchni Marsa, czego jak na razie nie dokonał nikt. Co więcej, warto zwrócić uwagę, że jeszcze kilka lat temu Chińczycy wskazywali, że w pierwszej połowie lat trzydziestych mogą wysłać człowieka na Księżyc. Odwrotnie niż w Stanach Zjednoczonych, z czasem zrewidowano ten termin nie na później, a na wcześniej. Możliwe, że taka misja dojdzie do skutku już w 2028-2030 roku.

Możliwe zatem, że chiński lew będzie pierwszym, który w XXI wieku roku postawi człowieka na Księżycu. W ten sposób ów młody lew rozszarpałby ostatecznie starzejącego się amerykańskiego przywódcę i przejął dominację w sektorze kosmicznym. Motywacja z pewnością jest ogromna. Wszak Chiny chciałyby dowieść całemu światu, że stare porządki dobiegły już końca i świat ma nowego przywódcę. Wszystko wskazuje na to, że może im się to udać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA