Kupiłem za 7 zł gadżet do kluczy. Teraz nigdy nie powinienem ich zgubić
Żeby nie zgubić kluczy, wy kupujecie AirTagi za 200 zł. Ja idę do Action i zostawiam 7 zł za brelok z Chin. Nie jesteśmy tacy sami.
Niedawno pisałem o tym, że elektronika jest zbyt tania. Możecie wyobrazić sobie moją twarz, gdy dowiedziałem się, że popularny sklep Action sprzedaje lokalizator Bluetooth za 6,69 zł. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że złożenie tego plastikowego – wybaczcie, ale jakość jest naprawdę fatalna – badziewia, wysłanie go przez pół świata i sprzedanie za tak śmieszną kwotę komukolwiek się opłaca. Czego jednak nie robi się dla naszej wygody.
W moim przypadku problem jest poważny, bo na szukanie kluczy marnuję pewnie godzinę tygodniowo. Lokalizatory Bluetooth nie są niczym nowym, ale żeby wydawać kilkadziesiąt złotych? Aż tak nigdzie mi się nie spieszy, godzina tygodniowo to zresztą nie aż tak dużo.
7 zł to jednak niezła cena. No dobra, nie to mnie przekonało, a raczej ciekawość, czy to ma prawo działać.
Otóż tak – działa i ku mojemu zaskoczeniu spełnia swoją podstawową funkcję
Do sparowania plastikowego breloczka potrzebujemy aplikacji. Nazywa się Kindelf (ciekawe, czy jej twórcy chcieli najpierw stworzyć czytnik e-booków, ale pewien technologiczny gigant ich ubiegł i musieli znaleźć nowe zajęcie) i na Google Play ma ocenę 2,0. Szybko zrozumiem, dlaczego, ale nie uprzedzajmy faktów.
Aplikacja oprócz dostępu do lokalizacji prosi też o możliwość skorzystania z aparatu, dźwięku czy multimediów. Może włos zjeżyć się na głowie, szczególnie jeżeli dokładnie zobaczymy instrukcję. Nawet na zaprezentowanych screenach widać chińskie adresy.
Czy wścibscy chińscy agenci chcieli nas szpiegować? Być może, ale tłumaczą to tym, że lokalizator może pełnić też funkcję spustu migawki czy przełącznika pomiędzy kamerą przednią a tylną. Nieźle, jak na sprzęt za niecałe 7 zł, prawda?
Niska cena nie bierze się jednak znikąd
Aplikacja działa przeraźliwie wolno, a sparowanie urządzenia z telefonem – choć teoretycznie proste, bo wymaga przytrzymania przycisku przez trzy sekundy – trwa wieki. Kiedy jednak już się uda, okazuje się, że to maleństwo robi rzecz, do której zostało stworzone.
Mam bałagan w mieszkaniu, więc fotel pełni funkcję szafy Na potrzeby testów zaaranżowałem stertę ciuchów na fotelu. Na samo dno wsadziłem brelok. Wcisnąłem w aplikacji alarm, a wydawany dźwięk był na tyle głośny i wyraźny, że byłem w stanie odnaleźć zgubę. Porozrzucałem klucz w kilka miejsc, gdzie zawsze go zostawiam i zwykle o tym zapominam.
Alarm dźwiękowy sprawiał, że zguba szybko się odnajdywała. Ściany w moim bloku nie są przesadnie grube, ale będąc w innym pomieszczeniu zasięg nie był przerywany.
Werdykt: gadżet z Action działa i ma sens
Jego producenci podeszli do tematu dużo ambitniej i wskazują też lokalizację breloczka. W teorii możecie więc zawiesić gadżet na obroży psa (błagam, nie róbcie tego, bo alarm jest naprawdę głośny), a w aplikacji na mapie znajdziecie lokalizację, gdy ten zerwie się ze smyczy. Pod warunkiem, że cały czas macie łączność z telefonem i zwierzak nie ucieknie dalej niż na 10 metrów. Po rozłączeniu widoczna będzie jedynie ostatnia lokalizacja.
Już wiadomo, czemu KeyFinder z Action kosztuje 7 zł, a nie ok. 200 zł, jak AirTag. Ostatnia lokalizacja niewiele nam powie. Musimy mieć w końcu szczęście, by pozostawiony przypięty przedmiot ciągle był w tym samym miejscu. Jeżeli ktoś go przejmie, nawet w dobrej wierze, to z funkcji lokalizowania niewiele zostaje.
Jak rozwiązuje to Apple?
I to działa. Gdy wysyłaliśmy AirTaga w Polsce, po zaledwie pięciu minutach pobliski iPhone zlokalizował celowo zgubionego AirTaga. W przypadku gadżetu od Samsunga był z kolei pewien problem:
Jedyne, co robi sprzęt za 7 zł, to włącza alarm, jeżeli połączenie Bluetooth zostanie przerwane. I to też ciekawa funkcja, bo jeżeli jesteśmy w kawiarni czy w dowolnym miejscu, dostaniemy dźwiękowe powiadomienie o tym, że znaleźliśmy się poza zasięgiem. Być może to uratuje przed późniejszymi problemami. Choć dodam, że nerwy mogą się pojawić po wyłączeniu alarmu, bo ponowne parowanie trwa przeraźliwie wolno.
Czy będę korzystał z lokalizatora za 7 zł? Być może was zaskoczę, ale... nie
Jak to?! Przez cały tekst wyjaśniam, że to w sumie całkiem w porządku sprzęt i spełni się w swojej najważniejszej misji, a ja chcę z niego zrezygnować?! Tak, bo mam ku temu dobry powód.
Spodobała mi się idea posiadania lokalizatora. Jednak takiego porządnego. Ten z Action jest brzydki, nieporęczny, niewygodny. Być może ma to swoją zaletę: nie zgubię kluczy, bo ciągle będę je czuł w kieszeni przez ten dodatkowy ciężar.
Wcześniej czytając o lokalizatorach od Apple czy Samsunga myślałem: ok, fajne. Ale niepotrzebne. Teraz jednak zmieniłem zdanie. Co więcej, bliżej mi do pomysłu Apple, który ma w swojej ofercie kilka gadżetów urozmaicających ten sprzęt.
Jest tylko jeden problem – jestem starym androidziarzem. Wiecie, co to oznacza? Gadżet za 7 zł sprawił, że poważnie pomyślałem o tym, że bycie w ekosystemie Apple'a ma sens.
Tak, tania elektronika to duży problem.