To miała być fanaberia. Teraz bez czajnika z regulacją temperatury nie wyobrażam sobie kawy
Ani żadnej innej. Funkcja dostosowania temperatury może wydawać się bajerem dla nielicznych entuzjastów kawy, ale pokażę wam, dlaczego warto rozważyć zakup takiego właśnie urządzenia.
Nie będę ukrywał, bo nie ma się czego wstydzić: kupuję oczami. Najpierw produkt musi mi się spodobać, a dopiero potem zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie jest mi potrzebny. Czajnik Brewisty z możliwością ustalania temperatury zachwycił mnie swoją fioletową-zieloną barwą, ale przemawiała za nim nie tylko uroda.
Jeżeli zapytacie kogoś, kto zajmuje się kawą, co jest najważniejsze w przygotowanym naparze, bardzo możliwe, że odpowie: woda. Oczywiście liczą się ziarna oraz to, czym i kiedy je zmielicie, ale woda może popsuć smak kawy z najlepszego ekspresu czy nie wyciągnąć wszystkiego, co ze zmielonej kawy najlepsze.
Stąd konieczność filtrowania wody albo wybrania odpowiedniej butelkowej, co jest niespecjalnie ekologiczne. Liczy się nie tylko jakość wody, ale również jej temperatura.
Najgorsze, co możecie zrobić kawie, to zalać ją wrzątkiem
No dobra: i tak, i nie. Są różne szkoły. Spotkałem się z wieloma przepisami, które mówiły o tym, że można zalewać kawę zaraz po tym jak woda osiągnie 100-stopni. Jeden z najciekawszych, najprostszych i lepszych sposobów na parzenie kawy speciality zakłada, że 98-stopni, czyli prosto z dzbanka, wystarczy do zaparzenia dobrej kawy. I faktycznie: wychodzi rewelacyjna.
Nie da się jednak ukryć, że eksperymenty z temperaturą mają sens. "Optymalna temperatura parzenia kawy to granice 88-94 st. C" – pisał kawowy bloger Marcin Rzońca.
Co dzieje się, gdy zalewamy kawę wrzątkiem? Napar staje się gorzki i ukryte są prawdziwe zalety kawy: jej naturalna kwaskowatość, ale i słodycz.
Trzeba jednak pamiętać, że wchodzimy już w coraz bardziej zagmatwane rejony. O smaku kawy decyduje region, z którego pochodzi, i rodzaj palenia. Jasno palone kawy np. z Afryki, tak często wykorzystywane w metodach alternatywnych, są rześkie, owocowe, często bardzo kwaśne. Nieco inne wrażenia zapewni Brazylia – będzie bardziej tradycyjna, np. orzechowa. Z kolei kawy z Kolumbii pozwalają spotkać się tym smakom w połowie drogi.
Niższa temperatura wody pozwala niektóre smaki bardziej uwypuklić, nadać im charakteru
Nie ma jednak reguły, która mówi o tym, jaka temperatura jest idealna, bo to zależy – od kawy i metody jej przygotowania. Jak pisała Ika Graboń w książce "Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie" kaw nie da się traktować szablonowo. I to jest ich olbrzymia zaleta.
Jasne, rano pewnie nie mamy czasu na dywagacje, czy kawa ma być rześka, czy może przyda się trochę goryczki, a może nuty owocowe powinny górować nad tymi czekoladowymi. Zabawa temperaturą nie jest koniecznością, a dodatkiem, bo pozwala lepiej zanurzyć się w świat kawy i go poznać. Tomasz Kopyra, słynny piwny bloger powtarza, że życie jest zbyt krótkie, by pić kiepskie piwo. To samo można powiedzieć o kawie: ma zbyt wiele do zaoferowania, by z tego nie skorzystać.
Zakochałem się w czajniku Brewista, bo wyglądał pięknie, a ja chciałem lepiej poznać smak kawy. Zacząłem eksperymenty. A co stanie się, gdy zamiast w 94-stopniach zaleję kawę grzejąc wodę do 88? Albo do 80? Czasami efekty były zaskakujące, innym razem rozczarowujące, ale zawsze dostawałem inny napar. Oczywiście w grę wchodzi jeszcze rodzaj mielenia czy to, w czym zaparzamy naszą kawę – to już zupełnie inne historie. Wszystko jednak zaczyna się od wody.
W takich czajnikach jak ten od Brewisty zastanawiać może szyjka. Wąską, powyginana, jak u gęsi czy łabędzia. Podobne rozwiązanie znajdziemy w innych urządzeniach do zaparzania metodami alternatywnymi. Dzięki temu robiący kawę może regulować strumień wody – jego siłę i prędkość, z jaką woda jest wylewana. Ma to znaczenie, bo wlewając wodę ze zwykłego czajnika nie mamy praktycznie żadnego wpływu jak skapnie na ziarna, co może doprowadzić do tego, że nie zaparzy się równomiernie. Cały myk polega na tym, aby wszystkie zmielone części kawy miały kontakt z wodą, by oddać naparowi to, co najlepsze.
Szyjka jest więc potrzebna, a poza tym pięknie wygląda. Czy to w Brewiście, czy to w czajnikach Hario, czy tych od Fellow, którymi od kilku lat zachwycają się kawowi entuzjaści.
Ceny elektrycznych czajników z funkcją regulowania temperatury od kawowych producentów niestety nie są niskie: ceny wahają się od 500 do 900 zł w zależności od modelu i koloru. Na szczęście można kupić zwykłą "konewkę", a temperaturę sprawdzać po prostu termometrem. Nie jest to wygodne, bo trzeba ciągle pilnować, kiedy woda schłodzi się do oczekiwanej przez nas wartości, ale za to dużo tańsze.
Czy warto? Moim zdaniem tak, szczególnie jeżeli chcecie otworzyć się na świat kawy oraz herbaty, gdzie temperatura również odgrywa istotną rolę. Szczególnie w przypadku tej zielonej, gdzie zaparzanie można zaczynać już od 60 stopni.
Poza tym dochodzi aspekt... oszczędnościowy
Nie ma powodu, a nawet jest bardzo często niewskazane, aby zalewać kawę czy herbatę wrzątkiem. Regulując i zmniejszając temperaturę możemy sprawić, że czajnik będzie pracował krócej. Warto pamiętać, że im mniej wody wlejemy, tym pobór prądu będzie mniejszy, więc można upiec ugotować dwie pieczenie herbaty na jednym ogniu.
Portal Liczy się Energia wyliczył, że użycie energii rocznie w przy 4 gotowaniach dziennie 0,5 l wody wynosi 68,32 kWh, co przekłada się na 54,66 zł. Ale przy tych samych czterech gotowaniach jednego litra zapłacimy niecałe 87 zł. Nie jest to może drastyczna różnica – choć pewnie wraz ze wzrostem cen energii kwoty mogą być wyższe – ale nawet taka drobna zmiana nawyku może pozwolić zaoszczędzić.
Rachunki się zmniejszą, a wy dostaniecie lepszą kawę. To chyba dobry interes, prawda?