REKLAMA

Niebezpieczne planetoidy. Otoczenie Ziemi trzeba monitorować z Wenus

Kiedy wylecimy poza ziemską atmosferę, może wydawać nam się, że znaleźliśmy się w pustce przestrzeni międzyplanetarnej. Problem jednak w tym, że ta pustka nie jest wcale taka pustka. Tu naprawdę jest jeszcze wiele innych obiektów i dla własnego bezpieczeństwa powinniśmy je uważnie śledzić.

Planetoida 2022 NF leci w kierunku Ziemi. Jak nie uderzy to nas minie
REKLAMA

Jak spojrzymy na typowy schemat Układu Słonecznego, to zobaczymy, że poczynając od Słońca mamy najpierw dwie planety wewnętrzne, Merkurego i Wenus. Następnie mamy Ziemię z jej Księżycem i Marsa z jego dwoma małymi księżycami. Dopiero za Marsem robi się nieco chaotyczniej. Pojawia się bowiem składający się z dziesiątków tysięcy obiektów Pas Planetoid. Schematy mają jednak to do siebie, że są pewnego rodzaju zaokrągleniem.

REKLAMA

W przestrzeni międzyplanetarnej między Wenus a Marsem znajduje się więcej obiektów, niż by się mogło wydawać. Mamy tutaj bowiem całe tysiące planetoid zbliżających się do Ziemi (NEA, ang. near Earth asteroids). Są to zarówno obiekty, które krążą wokół Słońca po orbitach niemalże kołowych w odległościach od 0,8 do 1,2 jednostki astronomicznej (1 AU to średnia odległość Ziemi od Słońca), jak i te, które krążą po orbitach eliptycznych, w ciągu roku to zbliżając się, to oddalając od orbity Ziemi. Podgrupę tych drugich planetoid stanowią tzw. planetoidy potencjalnie niebezpieczne (PHA, ang. potentially hazardous asteroids), czyli takie, których orbity przecinają orbity Ziemi, a więc przynajmniej w teorii mogą kiedyś zderzyć się z naszą planetą. Takich obiektów znamy obecnie 2072.

Teleskopy obserwujące Ziemię z orbity Wenus

 class="wp-image-2504178"

W najnowszym artykule naukowym opublikowanym w periodyku Space: Science & Technology, naukowcy z Chin opisali koncepcję stworzenia konstelacji sześciu satelitów, które miałyby być umieszczone na orbicie podobnej do orbity Wenus wokół Słońca. Satelity takie, których obiektywy szerokokątne byłyby zwrócone w stronę orbity Ziemi, mogłyby monitorować całorocznie niebo pod kątem wyszukiwania planetoid zmierzających w kierunku Ziemi od strony Słońca. Konstelacja taka mogłaby bezustannie prowadzić obserwacje nieba i zapewniać wszystkie informacje niezbędne do błyskawicznego działania w przypadku odkrycia ryzyka kolizji planetoidy z Ziemią.

Cały system miałby zostać dostarczony w okolice orbity Wenus za pomocą statku matki, który następnie wszystkie sześć teleskopów mógłby umieścić bezpośrednio na orbicie Wenus, skąd mogłyby rozpocząć obserwacje.

Z orbity Wenus widać to, czego z Ziemi nie widać

Wartość takiej konstelacji byłaby nieoceniona. Jakby nie patrzeć, z powierzchni Ziemi możemy poszukiwać niebezpiecznych planetoid, spoglądając w niebo tylko w nocy. Na nocnym ciemnym niebie wszak oświetlone przez Słońce planetoidy są bardzo dobrze widoczne, a więc planetoidy zmierzające w naszą stronę z zewnętrznej części Układu Słonecznego widzimy odpowiednio szybciej. Zupełnie co innego jest jednak w przypadku planetoid zmierzających do nas od strony Słońca. Tych musielibyśmy poszukiwać w blasku światła dziennego, co już samo w sobie byłoby znacznie trudniejsze. Jakby już to nie było niezwykle trudne, to obiekty te z naszej perspektywy się nie świecą, bowiem choć oczywiście są oświetlone przez Słońce, to nie z tej strony, z której my na nie byśmy patrzeli.

REKLAMA

Gdybyśmy jednak mieli sondy kosmiczne na orbicie Wenus spoglądające w kierunku Ziemi, to sondy takie bez problemu mogłyby obserwować zbliżające się od nas od Słońca planetoidy. Dla nich bowiem obiekty te byłyby nie tylko jasne, ale przede wszystkim byłyby widoczne na tle ciemnego nocnego nieba.

Zważając na to, że odpowiednio wczesne odkrycie potencjalnie niebezpiecznej planetoidy znajdującej się na kursie kolizyjnym z Ziemią może zdecydować o naszym być albo nie być jako gatunku, koszt takiej konstelacji staje się kwestią drugorzędną.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA